W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".
Made In Poland to grupa, którą słusznie zalicza się do klasyki polskiego nurtu „zimnej fali” lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. I choć zespół nie miał tyle szczęścia, co tworzące w tym samym czasie podobne w klimacie zespoły Variete czy Siekiera, to na równi z nimi zapisał się w świadomości wielu słuchaczy. Teraz, u schyłku 2018 roku, grupa wraca z nową płytą, na której znajdziemy utwory napisane kilka dekad temu.
Choć w ostatnich latach zespół wracał okazyjnie aby zagrać kilka koncertów oraz wydać w 2009 roku album „Future In Time”, trudno było mówić o pełnej reaktywacji. Przyczynkiem do realnego powrotu Made In Poland były dwa koncerty. Pierwszy odbył się rok temu podczas OFF Festivalu. Drugi, podczas tegorocznej edycji Castle Party w Bolkowie. Miałem przyjemność uczestniczyć w pierwszym z nich (bardzo udanym) i pamiętam, że już wtedy nasuwało się pytanie czy za tym występem pójdzie coś więcej? Tak też się stało. Grupa wróciła w odświeżonej formie z nowymi muzykami, z którymi wystąpiła podczas dwóch wspomnianych festiwali. Do oryginalnych muzyków, czyli Piotra Pawłowskiego oraz Artura Hajdasza, dołączyli znani z trójmiejskiej grupy The Shipyard – wokalista Rafał Jurewicz oraz gitarzyści Michał Miegoń oraz Michał Młyniec.
W tym składzie Made In Poland nagrali album „Kult”. Znajdziemy na nim siedem utworów napisanych w latach 1984-85, które tutaj zostały nagrane w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej (z jednym niemieckim wyjątkiem).
Jak słucha się nowej-starej płyty Made In Poland? Całkiem dobrze. Już podczas wspomnianych koncertów można było odnieść wrażenie, że jak na tak wiekowe kompozycje brzmią one zaskakująco. Znakiem rozpoznawczym grupy są charakterystyczne partie basu Piotra Pawłowskiego oraz motoryczne, połamane rytmy perkusji Artura Hajdasza. Na tym tle ciekawie prezentują się oszczędne, melodyjne partie gitar oraz mocne teksty odnoszące się do hipokryzji polityki („O to wasz program”), czy sytuacji wyalienowania człowieka w rzeczywistości („Ziemia bez śpiewu”). Niepokojące jest to, jak bardzo wydają się one aktualne nawet dziś. Taki odbiór wzmacnia też duszna atmosfera panująca na tym krążku. Na plus zaliczyć można również to, że zespół pozostając wiernym swojemu klasycznemu brzmieniu, uniknął popadnięcia w muzyczny archaizm. Surowość tego materiału jest jego sporym atutem. Zapewne dla osób, które pamiętają Made In Poland z początków ich twórczości (choćby przez legendarne single „Obraz we mgle” czy „Ja myślę”) będzie to mały powrót do przeszłości, a dla zupełnie młodych słuchaczy szansa na poznanie twórczości zespołu, który z jednej strony jest już klasyką a z drugiej nadal świetnie się broni. Nawet po ponad trzydziestu latach od początku swojego istnienia.