Oczywiście zaznaczenie pewnych obaw nie stanowi krytyki jakości programu kuratorskiego, wydźwięku artystycznego oraz politycznego, bo zawsze ważnym jest skłonienie do refleksji czy umożliwienie debaty publicznej o państwie, wspólnocie, polityczności, kobiecości, historii, pamięci itp. Właśnie wokół takiej tematyki oscylowały aż trzy edycje Bliskich Nieznajomych. Siwiak od początku próbowała zredefiniować czy przedefiniować hasło towarzyszące murom poznańskiego Teatru Polskiego „Naród sobie” i zastanowić się nad szeroko rozumianą kwestią wspólnotowości – oddając głos tzw. nieprofesjonalistom, np. dzieciom, matkom, muzułmankom poprzez zapraszanie projektów z nurtu sztuki partycypacyjnej. Idiom zeszłorocznej edycji „Historie Osobiste” pozwolił ujrzeć prywatne przemyślenia i indywidualną perspektywę występujących artystów dotyczącą tematów ważnych społecznie. Tegoroczna edycja skupiła się na politycznym rozumieniu wspólnoty. Szkoda tylko, że punkt widzenia był dosyć jednostronny.
XI odsłona festiwalu zaczęła się nietypowo, bo nie od spektaklu, lecz spotkania z cyklu Teatru Polskiego „Nie-boskie narracje”. Przemysław Czapliński poprowadził rozmowę z antropolożką kultury Joanną Tokarską-Bakir, autorką wydanej w tym roku dwutomowej książki „Pod klątwą. Portret społeczny pogromu kieleckiego”. „Tom pierwszy jest prezentacją społecznego kontekstu, w którym wydarzenia w Kielcach stały się możliwe: nastrojów, przekonań, światopoglądów, ścierających się w lokalnym życiu codziennym w drugim roku po wojnie.
Jeden z czterech zaproszonych przez Siwiak spektakli, a właściwie spektakl-instalacja w reżyserii Mai Kleczewskiej, przedłuża/kontynuuje dyskurs o sprawach żydowskich. „Golem” to ostatnia część tryptyku realizowanego przez twórców w Teatrze Żydowskim, która oddaje głos Dzieciom Holokaustu. Przenikająca różne kultury legenda o Golemie – sztucznym i bezwolnym człowieku ulepionym z gliny, opowiada o nadchodzącej katastrofie, ale też doznawanym po niej oczyszczeniu. Trudno się dziwić, że właśnie ta figura jest tak często przywoływana w dzisiejszych debatach – w końcu żyjemy w świecie mocno balansującym na granicy pozornej stabilności i bezpieczeństwa. W spektaklu – performatywnym doświadczeniu widz decyduje o przebiegu całości, o historiach, które wysłucha, o tym kiedy wyjść i wrócić lub nie. Może właśnie tak należałoby sobie radzić z utrwaloną postpamięcią traumą w normalnym, lecz chyba jak na dzisiejsze czasy utopijnym modelu społeczeństwa? „Golem” ukazuje, jak przeżyte doświadczenie odkłada się w ciele. I rzeczywiście teatralne przeżycie zostaje w pamięci ciała – wyczerpując, tworząc fizyczne zmęczenie obserwacją i poczuciem bycia obserwowanym.
„Solidarność. Nowy projekt” w reżyserii Pawła Wodzińskiego to kolejne przedstawienie, które poprzez odwołania do historii rozprawia się z problemami polskości. Jest to próba performatywnego zrekonstruowania I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” odbywającego się w 1981 roku w Hali Olivia w Gdańsku. Artyści zaproponowali ciekawą formułę sprawiając, że publiczność w sposób nienachalny i bez poczucia dyskomfortu może poczuć się częścią politycznego wydarzenia. Dosyć absurdalnego, bo przekoloryzowanego. Unaocznia to, że pewne idee oraz model zaproponowany przez zjazd nie miały i nie mają racji bytu, choć stwarzają dosyć złudne nadzieje, że projekt samorządności politycznej i ekonomicznej bez klasowych i kulturowych przywilejów jest możliwy do wdrożenia. Założenia programu zjazdu wydają się szczególnie aktualne i idealistycznym celem byłoby rozpoczęcie istotnej debaty polityczno-społecznej na temat tak równościowego projektu w realiach tak barbarzyńskiej, klasowej i autorytarnej władzy. Trochę może banalnym zabiegiem, lecz dosadnie i prostolinijnie pokazującym regres polskiego demokratycznego społeczeństwa było zestawienie wypowiedzi ze zjazdu o sprawach dotyczących kobiet (często zresztą wygłaszanych przez mężczyzn) z ujęciami Czarnego Protestu. Żyjemy w państwie patriarchatu, coraz częściej odbiera się kobietom prawo głosu, prawo do decydowania o własnym podmiocie. Na szczęście na scenie jeszcze tego głosu nie udało się odebrać i tak Wodziński w spektaklu „Workplace” pozwala trzem kobietom opowiedzieć o ich bolączkach związanych z pracą, poczuciu tracenia godności, o ich ambicjach, lękach i ciągłej walce o poczucie stabilności, a także bycia wiecznie uprzedmiatawianą w ciągle jeszcze (a może wręcz pogłębiającej się?) patriarchalnej rzeczywistości.
Idealnie sprawę polską podsumowuje w swoim benefisie Siksa, performerka od paru lat wyraźnie zaznaczająca głos kobiet w przestrzeni publicznej. Oczywiście był to benefis w jej stylu; odbywał się w przerysowanej scenografii zaznaczonej ogromnym królewskim tronem, pompatycznymi ozdobami, a sama artystka wystąpiła w efekciarskim stroju. Podczas występu na pograniczu performansu, teatru i koncertu punkowego dowiadujemy się o etapach twórczości zespołu Siksa. O tym, skąd się wywodzi, jaką tematykę podejmował, o prywatnych historiach samej Alex Freiheit. Podczas swoich występów performerka nie boi się mówić o symbolicznej, ale też i o tej mniej symbolicznej przemocy wobec kobiet. Przez lata działalności, zwłaszcza na początku, artystkę przejmowały sprawy polskie, polityczne – ma na swoim koncie między innymi projekt „Patriotyzm jutra”. Na samym benefisie przyznała, że te tematy już jej nie interesują Nie ma siły walczyć o cały naród, bo czuje, że to syzyfowa praca, woli bronić i szerzyć dziewczyństwo, bo w tej sprawie ma jeszcze dużo do powiedzenia.
I chyba taki wydźwięk pozostaje we mnie po XI edycji Bliskich Nieznajomych – idiom Polska. Owszem, teatr jest ważnym głosem w debacie publicznej. Pokazuje to choćby nieustająca cenzura ekonomiczna czy akty niszczenia zespołów w ważnych teatralnych instytucjach. W realiach dzisiejszej Polski coraz częściej mamy powody, aby protestować. Jednak czy te głosy są brane pod uwagę przez obecne władze? Raczej stanowią pretekst do nakładania restrykcji wobec obywateli. Nie chcę złorzeczyć, że zaraz obudzimy się w nowym, barbarzyńskim systemie, ale takie nastroje się pogłębiają. Skoro w zeszłym roku jednostkowy obywatel został doprowadzony do takiego stanu rezygnacji, że posłużył się ostateczną formą protestu, jaką jest samospalenie, co przywołał Grzegorz Ziółkowski podczas spotkania z Dobrochną Ratajczakową na temat nowo wydanej książki „Okrutny Teatr Samospaleń”. Zresztą akt Piotra Szczęsnego został tak samo przemilczany jak wydarzenie z 1968 roku, czyli samopodpalenie Ryszarda Siwca podczas dożynek na Stadionie Dziesięciolecia przeciwko inwazji na Czechosłowację.
XI Spotkania Teatralne Bliscy Nieznajomi
25.05-06.06.2018