Załóżmy, że nie doszło do II wojny światowej, a II Rzeczpospolita była krainą mlekiem i miodem płynącą. Czy w takich realiach Hańba! też by istniała?
Andrzej Zamenhof: Czyli przyjmujemy tę propagandową wizję, że była prawdziwa?
Adam Sobolewski: Czyli wszystko fajnie? I fajnie nam się żyje?
Ignacy Woland: To wtedy Hańba! nie śpiewałaby o II RP. Gdzie indziej poszukałaby źródła buntu i tematów do opisywania i kontestowania. Zdecydowanie. Bo to nie II RP była punktem wyjścia ale poszukiwanie kontekstu, buntu, a w II RP został on znaleziony.
Opis poprzedniej płyty mówi nam, że mamy 1937 rok. Czy wraz z następną płytą zahaczycie już o czas wojny?
Andrzej Zamenhof: Cały czas idziemy zgodnie z chronologią, jest 1938 rok. Na razie jako bohaterowie zespołu Hańba!, nie wiemy co dalej. Czy będzie jakakolwiek wojna, aczkolwiek wiele czynników mówi, że może być jakiś kocioł. Z drugiej strony wielka wojna światowa była niedawno, więc raczej mało prawdopodobne, żeby miała znów być jakaś duża wojna.
Andrzej Zamenhof: Tak daleko nie wybiegamy w ogóle w planach.
Adam Sobolewski: Gdybyśmy hipotetycznie mieli ominąć epokę to rzeczywiście Hańba! mogłaby wtedy śpiewać o pewnego rodzaju zawodzie jakiego doświadczyli ludzie. Na przykład, że po wojnie zostaliśmy sprzęgnięci w tą machinę radziecką jako jeden z jej trybików, tego imperium… Andrzej, nie uważasz tak?
Andrzej Zamenhof: Po pierwsze uważam, że Hańba! by nigdy nie używała tekstów socrealistycznych bo były one po prostu złe. Po drugie szukamy takich miejsc w historii gdzie moglibyśmy kontestować tę rzeczywistość. Wiersze socrealistyczne raczej gloryfikują rzeczywistość, w dodatku nieprawdziwą, więc absolutnie byśmy ich nie śpiewali.
Ignacy Woland: Ja bym poszedł tym tropem co Adam. Jako fikcyjna grupa istniejąca w tym wymyślonym świecie przedstawionym. Hańba! stawia się po stronie prostych ludzi, czy po stronie szeroko rozumianego ludu proletariatu. Ciekawe byłoby jednak to zderzenie rzeczywistości wykluwającego się państwa totalitarnego wczesnego PRLu z nadziejami i oczekiwaniami prostych ludzi, którzy po II wojnie mieli dość mocno rozbudzoną wiarę w to, że ta nowa Polska będzie inna niż przedwojenna. Wydaje mi się to dużym plusem, że nie musimy na razie o tym myśleć bo wciąż mamy dużo do zaśpiewania o tym co działo się w 1938 i wokół. Na tym się skupiamy. Takie próby wybiegania i zestawiania lat 30. z latami 50. ubiegłego wieku o tyle są bezcelowe, że wymaga to tytanicznej pracy historycznej i filozoficznej, a nam jednak nie chodzi o to, by opowiadać historię, tylko żeby przekazać emocje i uniwersalne treści, do których używamy pewnego kontekstu.
Dzisiaj gracie w ramach festiwalu teatralnego. Chciałbym zapytać ile w waszym odczuciu jest teatru w samej Hańbie!?
Adam Sobolewski: Świetne pytanie, 30 procent. (śmiech)
Andrzej Zamenhof: Na dzisiejszym koncercie nawet 35.
Ignacy Woland: Ja bym powiedział, że 100 procent, bo zarówno w warstwie muzycznej jak i fabularnej to jest markowanie.
Andrzej Zamenhof: Chcesz powiedzieć, że aktorzymy?
Ignacy Woland: Tak. Udajemy, że gramy i udajemy, że jesteśmy tymi postaciami. Na dzień dobry przedstawiamy się jako zespół wcielający się w pewne role i na scenie kreujący pewien świat, to jest to teatr w stu procentach.
Adam Sobolewski: Przy okazji nadal jesteśmy zespołem.
Ignacy Woland: Tak, z jednej strony patrząc na to z zewnątrz, jesteśmy teatrem, a w ramach tego przedstawionego świata to jest stuprocentowa muzyka. Tam nie ma teatru, tam nie ma miejsca na udawanie. To jest krew, pot i łzy na scenie.

Czy to, że nagraliście ostatnią płytę w systemie mono, jest wyrazem konsekwencji, aby dobrze odzwierciedlić ten czas? Pamiętam zapowiedź jednego radiowca, który uprzedzał słuchaczy żeby nie regulowali odbiorników.
Adam Sobolewski: Tak, chcieliśmy po prostu odzwierciedlić technologiczny postęp tamtego czasu. Pociągnąć dalej naszą kreację. Można dodać, że teatralną, również uwsteczniając brzmienie. Czyli po prostu jeśli w tamtych czasach nie znano czegoś takiego jak stereo to taką decyzję podjęliśmy. Była trochę trudna w dzisiejszych czasach.
Pierwszy raz widziałem Was na żywo podczas Off Festivalu. Porwaliście wtedy słuchaczy. Pamiętam te deski uginające się od skaczącej publiczności. Oprócz muzyki ważny był też przekaz, który z racji języka polskiego był zrozumiały dla większości obecnych tam ludzi. Jako że bardzo dużo koncertujecie poza granicami kraju, chciałbym zapytać skąd wg Was bierze się ten uniwersalizm Hańby!, dzięki któremu porywacie też ludzi zagranicą?
Adam Sobolewski: Szybka prosta muzyka, szybkie tempo i proste melodie.
Andrzej Zamenhof: Z jednej strony muzyka, ale wydaje mi się, że tematy tak uniwersalne jak pewne skrajności. Jak faszyzm czy komunizm, totalitaryzmami, z którymi większość krajów miała styczność. A także okrucieństwa wojny o których śpiewamy, zagrożenie i strach przed nią. Wydaje mi się, że każda kultura, każde społeczeństwo gdzieś to przeżyło, a przynajmniej o tym czytało. To są rzeczy uniwersalne. My śpiewamy z polskiej perspektywy, ale wydaje mi się, że w każdym państwie, przynajmniej tu w Europie, można stworzyć taką Hańbę!. Zrobić sieć Hańby! w innych krajach.
Ignacy Woland: Fajne jest też to, że dość szybko zauważyliśmy, że nasza muzyka grana za granicą jest nie tylko skoczna i żywa, ale też często pełni rolę ilustracyjną. Ciekawe jest to, że tego nie planowaliśmy – o, teraz na drugim albumie bawimy się w muzykę ilustracyjną. To naturalnie ewoluowało razem z nami, z naszymi występami. Podejmowaliśmy jakieś próby wplatania pewnych motywów muzycznych jasno odwołujących się kulturowo czy to do muzyki żydowskiej, czy wschodniej, albo z drugiej strony dźwiękonaśladowczych zabaw grzebieniem czy syreną. To wszystko było spontaniczne i tak samo spontanicznie odbierała to publiczność. Mieliśmy próby potwierdzenia, kiedy zapowiadaliśmy utwór wskazywaliśmy mniej więcej o czym on jest i choć sam tekst był niezrozumiały, to mimo wszystko np. Niemcy podchodzili do nas po koncercie mówiąc, że czuli tą grozę czającą się w niektórych utworach. To był duży komplement. Z drugiej strony bariery językowe nie są tak wielkie, kiedy się występuje w Czechach, na Słowacji czy Litwie. I nagle się okazuje, że w krajach, które miały styczność z językiem polskim, szczególnie na Słowacji, nie ma problemu ze zrozumieniem ani kontekstu ani z wyśpiewywaniem refrenów - bo de facto brzmią tak, jak brzmiałyby w tych językach.
Adam Sobolewski: Dodałbym jeszcze tak na szybko: ekspresja sceniczna w wykonaniu niektórych członków zespołu…
Andrzej Zamenhof: W tym roku na pewno nie, może w przyszłym.
Ignacy Woland: Nie spieszy nam się. Zauważyliśmy, że wciąż jest wiele miejsc do odwiedzenia. Festiwali gdzie można zagrać dla coraz nowszej publiczności, która wcześniej o nas nie słyszała. Ten materiał jeszcze nam się nie zgrał i nie znudził publiczności więc nie czujemy presji żaby nagrywać nowe rzeczy. Mamy w zanadrzu nowe utwory, one się tworzą i prędzej czy później ujrzą światło dzienne, ale termin nie jest jeszcze znany.
Czyli pozostaje tylko czekać. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Hańba!: Dziękujemy.
Rozmawiał: Wojciech Żurek
Foto: Michał Szwerc
Wywiad przeprowadzono 26.05.2018 w Cieszynie przed koncertem zespołu, który odbył się w ramach festiwalu „Bez Granic / Bez Hranic - festiwal teatralny / divadelní.”