W swojej twórczości bowiem Sasha mocno nawiązuje do klasyki gatunku spod znaku Johnego Casha, Boba Dylana czy Neila Younga, ale czyni to z lekkością i naturalnością, której niejeden mógłby mu pozazdrościć. Na wydanej właśnie nowej płycie, zatytułowanej „Golden Tooth” , słychać to wyraźnie. Album, chociaż niedługi bo trwający nieco ponad pół godziny, zawiera dziewięć  prostych lecz dalekich od banału utworów, osadzonych w folkowo – countrowym klimacie. Jest tu wszystko czego potrzeba - akustyczne gitary, harmonijka, banjo, nieco schowana perkusja, wybijająca miarowo  rytm i wokal Sashy, który nienagannym angielskim wyśpiewuje swoje opowieści.


Płyta zaczyna się fragmentem klasycznej ludowej kompozycji (prawdopodobnie ukraińskiej), która przypomina o korzeniach artysty. Zaraz jednak wracamy na tory właściwe dla amerykańskiego folku. W całość wprowadza nas nieco liryczny i spokojny „Play And Pray”. Zaraz potem tytułowy „Golden Tooth”, w którym słychać też ducha klasyków alt-country spod znaku min. 16 Horsepower.  Za to w skocznym i bardzo pogodnym„Пилю Обріз” klimat zmienia się całkowicie. Zadziwiająca jest lekkość z jaką Boole „skacze” po różnych rejonach, wydawałoby się tej samej konwencji. Do tego ma zdolność do pisania wpadających w ucho melodii - czy to w balladowym „By The Sea” czy nieco skoczniejszym „I Know For Sure”. Za to w „Down By The Riverside” odważnie zmierza w kierunku southern rocka.

Nie miałem okazji usłyszeć jeszcze jak Sasha brzmi na żywo, ale słuchając tej płyty jestem pewien, że bardzo dobrze. Skoro na płycie energia i naturalność słyszalna jest w każdej zagranej nucie to na koncertach pewnie  musi być podobnie. „Golden Tooth” zachęca by to sprawdzić.



Sasha Boole „Golden Tooth”
Borówka Music 2017