Każdy, kto śledzi dokonania amerykańskiej grupy, dowodzonej przez charyzmatycznego lidera Davida Eugena Edwardsa, wie, jak wielką zmianę przeszedł ten zespół od początku swojej działalności, kiedy na swój sposób interpretował folkową muzykę amerykańskiego południa aż po ewolucję w kierunku znacznie mocniejszych brzmień. Nowy, wydany kilka miesięcy temu album jest kolejnym krokiem w tę stronę, ale też dowodem na to, że pomimo zmiany brzemienia Wovenhand w dalszym ciągu wierny jest tradycji, z której się wywodzi.
„Star Treatment” to ósmy krążek wydany pod szyldem Wovenhand. Znajdziemy na nim jedenaście kompozycji utrzymanych w stylistyce bliższej metalowi aniżeli folkowym zagrywkom na akustycznych instrumentach. Nie jest to jednak zaskoczenie. O ile na dwóch poprzednich krążkach Edwards hałasował w dość podobny sposób, o tyle na nowej płycie zaskakuje wycieczkami w rejony, które do tej pory nie były przez niego tak mocno eksplorowane.
Otwierający płytę „Come Brave” przypomina brzemieniem poprzedni krążek „Refactore Obdurate”.
Zaraz po nim słyszymy „The Hirend Hand”, który przywodzi na myśl klimaty a’la The Sisters Of Mercy czy The Mission. Podobnie jest przy kolejnym utworze „Crystal Palace”. Skojarzenie z nowofalowym brzmieniem lat 80. ubiegłego wieku można mieć też przy spokojniejszym „The Quiver” czy kończącym album „Low Tvelve”. Przeplatają się one jednak z utworami, które nie dają zapomnieć, że to nadal Wovenhand ze swoim unikatowym charakterem – „Crook And Flail” z transową partią gitarową i taką samą wokalizą Edwardsa, będącą równocześnie znakiem rozpoznawczym tego zespołu. W bardziej klasyczne, folkowe rejony zbliżamy się gdzieś w połowie albumu za sprawą „All Your Waves” czy „Golden Blossom”. Znów mocniej robi się przy brudnym i hałaśliwym „Five By Five”. Wszystkie te odcienie zadziwiająco dobrze ze sobą współgrają, przez co kolejny album Wovenhand można zaliczyć do naprawdę udanych. Mając też na uwadze wierność fanów dokonań Edwardsa, na pewno nie trzeba będzie ich do niego przekonywać.