Na początek kilka faktów z życiorysu: Albanese to kompozytor urodzony w Mediolanie w 1982 roku (obecnie żyje i tworzy w Berlinie). Naukę gry na fortepianie i klarnecie rozpoczął już jako dziecko. Później, gdy odkrył swoją fascynację rockiem, grał w kilku zespołach. Zainspirowany czarną muzyką, folkiem, elektroniką, a także współczesną i nowoczesną muzyką klasyczną, rozwijał swoje umiejętności jako kompozytor. Przez pięć lat pracował jako pomocnik przy planach filmowych, dzięki czemu głębiej zrozumiał związki pomiędzy obrazem i dźwiękiem. Doświadczenia te wzbogaciły go i wpłynęły na dalszą muzyczną drogę. W 2007 roku wraz z piosenkarką Jessicą Einaudi stworzył awangardowy duet "La Blanche Alchimie". Nagrali razem dwie płyty, które zdobyły międzynarodowy rozgłos.
Wtedy też głównym instrumentem stał się dla Albanese fortepian. W międzyczasie tworzył muzykę filmową, m.in. do obrazu „Cienie w oddali” hiszpańskiego reżysera Orlando Bosh. W roku 2014 ukazał się jego pierwszy pełny solowy krążek “The Houseboat and the Moon”, który uznany został za jeden z najlepszych współczesnych, klasycznych albumów. Jego muzyka, w której swobodny sposób łączy klasykę, pop i psychodelię, urzeka przestrzenią i filmowym charakterem.

Podobnie jest na wydanej początkiem tego roku kolejnej płycie artysty, wspomnianej już „The Blue Hour”. Na uwagę zasługuje fakt, że album został wydany przez legendarną wytwórnię BERLIN CLASSICS w nowej serii współczesnej muzyki klasycznej "Neue Meister". Na krążku znalazło się aż trzynaście pięknych i kojących kompozycji, w których prym wiedzie brzmienie fortepianu. Gdzieniegdzie pojawiają się też instrumenty smyczkowe oraz subtelna elektronika. Każdy z utworów stanowi osobną miniaturę, razem zaś składają się one na spójny muzyczny pejzaż pełen pastelowych melodii, które z powodzeniem mogłyby stanowić tło dla filmu drogi. Choć muzyka Albanese odznacza się oszczędnością i minimalizmem, słychać że wszystko jest tu przemyślane i nie ma miejsca na przypadkowe dźwięki. Co ważne, autor nie sili się na długie kompozycje, które mogłyby nużyć. Każda z nich trwa tyle co standardowa kilkuminutowa piosenka, potrafił jednak zawrzeć w tym czasie bardzo, bardzo wiele. Wszystko to sprawia, że „The Blue Hour” jest płytą, przy której można odpocząć, delektując się delikatną muzyką włoskiego kompozytora. Muzyką, która jest dowodem na to, że często mniej znaczy o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać…