Nic tu się nie kończy, śmierć nie jest rozwiązaniem. Wieczny powrót tego samego, który Nietzsche nazywał najcięższym brzemieniem, w świecie Sartre`a staje się przekleństwem, sprowadzając egzystencję do absurdu, wobec którego pozostaje już tylko śmiech, tragiczny śmiech przez łzy i niemoc zmiany czegokolwiek. 

Barbarze Sass udało się oddać duszny klimat sartrowskiego dramatu, o którym trudno myśleć pomijając kontekst egzystencjalizmu. Wyjątkowo oszczędna, minimalistyczna scenografia, która w pierwszym momencie stwarza wrażenie niedającej się zapełnić pustki, podkreśla relacje zachodzące pomiędzy aktorami (Piotrem Grabowskim, Agnieszką Wosińską i Agnieszką Warchulską), stopniowo narastające i gęstniejące do niemożliwości. Pomieszczenie, w którym znajdują się bohaterowie (Garcin, Inez i Stella) przepełnia ostatecznie chorobliwa atmosfera skomplikowanych relacji międzyludzkich. Ten niemożliwy do przewietrzenia zaduch, który w efekcie powstaje, jest tym bardziej interesujący, im bardziej uświadamiamy sobie, że zamkniętych w pokoju aktorów jest tylko trójka – dwie kobiety i mężczyzna. Lokaj zaś, pojawiający się co jakiś czas na scenie, spełnia nieco inną rolę niż ci, których obsługuje. Trzy to liczba wyjątkowa pod wieloma względami. Nie wdając się w jej symbolikę, warto zwrócić uwagę, że – z socjologicznego punktu widzenia – potrzebne jest troje osób, aby stworzyć grupę, która jest fundamentem społeczeństwa. Między dwoma a trzema osobami następuje bowiem jakościowy skok, a wraz z nim liczba możliwych do nawiązania relacji radykalnie wzrasta i się komplikuje.
Zważywszy na to, możemy zaryzykować stwierdzenie, że na scenie w mikroskali obserwujemy karykaturalny model tego, czego częścią jesteśmy na co dzień.  

Wydaje się, że bohaterowie sartrowskiego dramatu nie są w stanie stworzyć zdrowego organizmu społecznego, lecz co najwyżej jego potworkowatą wersję, której naturalnym stanem będą agoniczne konwulsje, niekończące się jednak śmiercią. Tu nic się nie narodzi ani też nie umrze, jest to bowiem obrzydliwy stan pośredni, w którym bohaterowie mogą się jedynie wzajemnie dręczyć, męcząc także samych siebie. Kat i ofiara są tożsame na wieki wieków. Amen. 

Na szczególną uwagę zasługuje postać lokaja (Michał Podsiadło), który – jako jedyny spośród całej grupy – wchodzi i wychodzi bez żadnych przeszkód z pokoju „bez wyjścia”. Dysponuje wolnością, której nie posiada trójka pozostałych, związanych ze sobą po wsze czasy bohaterów. Mimo że rolą lokaja jest służba (tak przynajmniej wynika z definicji tego, kim jest lokaj), to wydaje się, iż ta zależność wobec Innego czyni go paradoksalnie panem całej sytuacji, czy też mówiąc dosadniej, panem tego piekła, w które wikłają się bohaterowie spektaklu. Aż kusi (nie jest to przypadkowe słowo), by dostrzec w nim uosobienie samego Szatana, który przecież, podobnie jak lokaj, także istnieje zawsze w relacji do Innego. Inny to Bóg – tak przynajmniej mówi tradycja biblijna.


 


U Sartre`a nie może być mowy o Bogu. Jego skrajnie ateistyczna filozofia wyklucza bowiem ze świata wszelką transcendencję. Nie ma żadnego „poza”, gdzie dla Boga znalazłoby się jakieś godne miejsce. Jest tylko człowiek i to, co stworzył on wespół z innym człowiekiem. Inny nie jest Bogiem – Inny to drugi człowiek. Mało tego, piekło to Inni – powie Sartre. Nie tylko oni dla nas są Innym, ale również my dla nich tacy jesteśmy. Lokaj natomiast jest tym, co pomiędzy nami zachodzi. Jest mrocznym sługusem Innego, przekraczającym oddzielającą nas granicę. Jest postacią transgresyjną, prawdziwie satanistyczną, która mediuje między mną a drugim człowiekiem. Nigdy nie widzimy go we własnej osobie, ani on nas w ten sposób nie widzi. Jesteśmy dla niego zawsze lokajem, czyli kimś niższym i użytecznym, reprezentującym zarazem paradoksalne, bo ateistyczne piekło, które – zdaniem Sartre`a – od Innego pochodzi.

Bez wyjścia jest bez wątpienia interesującym, wartym zobaczenia spektaklem. Jest przemyślany i dobrze zagrany - zwłaszcza, wykreowana przez Agnieszkę Wosińską postać Inez dodaje dramatowi mocnego akcentu, co ogląda się z przyjemnością. Barbara Sass, nadając jednoaktówce Sartre`a sceniczną postać, uwypukliła to, co u niego najistotniejsze, dostarczając nam jednocześnie wizualnej oraz intelektualnej pożywki, która jeszcze długo po zakończeniu przedstawienia nie przestaje nas dręczyć, dopóki nie uświadomimy sobie, że to właściwie my dręczymy samych siebie. 

Bez wyjścia
Jean-Paul Sartre

Reżyseria: Barbara Sass
Przekład: Antoni Libera
Scenografia i kostiumy: Paweł Dobrzycki
Muzyka: Michał Lorenc
OBSADA:
Garcin: Piotr Grabowski
Inez: Agnieszka Wosińska
Stella: Agnieszka Warchulska
Lokaj: Michał Podsiadło

Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
Premiera 26 września 2014 na Scenie im H. Mikołajskiej
fot. archiwum teatru (Katarzyna Chmura-Cegiełkowska)