W swojej powieści Dobrakovová porusza kilka niezwykle ważnych w kulturze wątków, jak relacje pomiędzy zdrowymi i chorymi czy stosunek do cielesności. Przedstawia słabość i mniejszą odporność zarówno psychiczną, jak i fizyczną jako wykluczającą inność. Pierwszą płaszczyzną tego stanu jest relacja pomiędzy opiekunami i niepełnosprawnymi – autorka brutalnie pokazuje, że właściwie każda próba nawiązania kontaktu ze strony zdrowych przynosi ich podopiecznym upokorzenie, bez względu na to, czy jest to szczera chęć pomocy, czy przełamywany z trudem wstręt. Niektórzy niepełnosprawni odreagowują to upokorzenie złośliwością i krzykiem. Zdarza się jednak też prawdziwa sympatia, której nie chce zauważać główna bohaterka. Blanka z zazdrości przypisuje innym opiekunom złe intencje, ponieważ pomaga jej to zmniejszyć poczucie winy – sama nie potrafi zachowywać się naturalnie w towarzystwie osób niepełnosprawnych, odczuwa wyraźny dyskomfort. Analogiczna okazuje się relacja Blanki z innymi wolontariuszami – jest od nich słabsza i gorzej radzi sobie w pracy. Jej przełożeni nie dostrzegają, że jej niezaradność wynika z innego typu wrażliwości czy słabości fizycznej i odnoszą się do bezradności, jakby była lenistwem bądź złą wolą. Blanka jako osoba pełna kompleksów dotkliwie odczuwa swoją niższość również wobec innych wolontariuszy, i to uniemożliwia jej nawiązanie z nimi zdrowych relacji, nawet pomimo ich pozytywnego nastawienia.
Dobrakovová odważnie przełamuje tabu dotyczące odczuwania wstrętu wobec osoby niepełnosprawnej – kalekiego ciała, strużki śliny wypływającej z ust, odchodów. Blanka na poziomie intelektualnym nie odnosi się negatywnie do osób, które spotkało takie nieszczęście, jednak nie może powstrzymać fizjologicznych reakcji, takich jak odruch wymiotny, łzy czy ucieczka przy bezpośrednim kontakcie z ich cielesnością.
Choroba psychiczna jako inność jest kolejnym aspektem społeczno-kulturowego status quo, o którym opowiada autorka. Z jednej strony poczucie inności jest tutaj tak głęboko uwewnętrznione, że Blanka nawet nie dostrzega prób okazania jej pomocy. Z drugiej – choć trudno to rozstrzygnąć, bo wszystkie informacje otrzymujemy poprzez pierwszoosobową narrację głównej bohaterki – każdy życzliwy gest wydaje się poprawnością polityczną, fałszem konstruowanym, aby przekonać samego siebie o własnej dobroci i uspokoić sumienie. Ostatecznie Blanka zostaje przecież umieszczona w szpitalu psychiatrycznym – problem zostaje sprawnie usunięty z pola widzenia.
Szczególnie trudno rozstrzygnąć kwestię stosunku niepełnosprawnych z ośrodka do choroby Blanki. Według jej histerycznej narracji odczuwają oni satysfakcję, że ta, która nie umiała ukryć wstrętu wobec ich słabości, stała się jedną z nich. Złośliwość czy agresja mogą być rzeczywiście sposobem odreagowywania skrajnego upokorzenia, którego doznają podopieczni. Trzeba jednak pamiętać o wstydzie, który odczuwa Blanka. Dziewczyna ma wrażenie, że wszyscy dostrzegają jej brak umiejętności dostosowania się. Nie potrafi udawać, że nie odczuwa ani wstrętu, ani przerażenia wobec otaczającego ją cierpienia. To wrażenie wykluczenia buduje w niej przekonanie o własnej absolutnej samotności i wrogości innych wobec niej.
Wykluczenie i uwięzienie to najważniejsze tropy, organizujące powieść na wielu poziomach. Poza wspomnianymi wykluczeniami w relacjach międzyludzkich, ważne okazuje się wielopłaszczyznowe poczucie uwięzienia, a także pobyt w szpitalu psychiatrycznym działający jako przerażające, nieodwracalne piętno. Sam ośrodek Belleuve jest symbolem przestrzeni izolującej inność, z której nie ma ucieczki. Ostatnie zdanie powieści brzmi: raptem widzę, czuję, wiem, że nadal jestem, że na zawsze pozostanę w ośrodku Belleuve.
Narrację powieści można określić jako zaburzoną. Powrót choroby Blanki jest wprowadzany w tekst stopniowo, z rosnącym natężeniem. Narracja jest kompulsywna i zorientowana na cielesność, na wypowiadanie tego, co wstrętne. Od samego początku bohaterka chorobliwie skupia się na detalach i niemal zabobonnie doszukuje w nich znaczenia, znaków zapowiadających złe wydarzenia. Wraz ze wzrostem zaburzeń, tkanka tekstu ewoluuje – staje się coraz bardziej fragmentaryczna, zanikają znaki interpunkcyjne, znika granica pomiędzy przeżyciami psychicznymi i somatycznymi, słowa stają się jak wydzieliny i wymioty. Czas narracji zmienia się z przeszłego na teraźniejszy, podkreślając przez to, że choroba nie jest przeszłością, i potęgując efekt uwięzienia. Odzwierciedlając tak bezpośrednio sposób myślenia osoby chorej, Dobrakovová przełamuje tabu i obnaża całe okrucieństwo zaburzeń psychicznych, przedstawianych z reguły w literaturze jako przypadłości charakterystyczne dla jednostek twórczych, które poszerzają świadomość, pozostając sprawami umysłu – a rzadko wiązane są z ciałem i wydzielinami. Ciało w literaturze często wciąż jest wypierane, bo konfrontacja z nim bardzo często wymaga podjęcia tak radykalnych środków, jakich użyła słowacka pisarka.
Najważniejszą w powieści relację bohaterka nawiązuje z wolontariuszem o imieniu Drago. Rozpoczyna się od zaskakującej przyjaźni – Blanka, pocieszając chłopaka przeżywającego zawód miłosny, otrzymuje akceptację, której desperacko potrzebuje. Drago pilnuje jej i pomaga w sytuacjach lęków czy zasłabnięć, chroniąc ją przed nadmiernym zainteresowaniem pozostałych. Stopniowo jednak sytuacja komplikuje się poprzez nawiązanie relacji seksualnej – oczekiwanej przez chłopaka, a traktowanej bez zachwytu przez Blankę, dla której wszystko, co powiązane z ciałem, jest wrogie i niepokojące. Drago okazuje się również nieodpowiedni do roli pocieszyciela – sam nie do końca radzi sobie ze sobą, reaguje histerycznie, a jego wizja świata jest niezwykle depresyjna. Wymyśla też bardzo kontrowersyjną formę terapii dla dziewczyny – chce, aby wytrwała bez leków i przełamała siłą woli rozwijającą się chorobę. Uważa, że powinna się jakby „zahartować”, przyjąć do wiadomości całe okrucieństwo i nienawiść świata. Problem w tym, że występują one przede wszystkim w głowach obu bohaterów. Ostatecznie, bardzo trudno jest określić – kto kogo tutaj zaraża przerażeniem światem. We all hate each other, we all hate each other… To mantra Draga, którą bezlitośnie wpaja Blance.
Prozę Ivany Dobrakovovej wyróżnia empatia opierająca się na głębokim wniknięciu w uczucia i motywacje bohaterów, szukająca zrozumienia, ale unikająca łatwych odpowiedzi, co jest oznaką szacunku dla cierpienia innego. Język narracji wewnętrznej głównej bohaterki został stworzony bardzo umiejętnie i jest do końca konsekwentnie stosowany. Podobnie jest z konstrukcją całej powieści, pozornie niezauważalną w lekturze, lecz drobiazgowo zaplanowaną. Napięcie jest umiejętnie stopniowane i wstrzymywane, co wielokrotnie zwodzi czytelnika. Pierwsze symptomy choroby są przez autorkę dyskretnie wtopione w tekst, nie rażą krzykliwością, dzięki czemu cały obraz zyskuje na wiarygodności. Bellevue jest poruszającą książką. Ma potencjał do otworzenia dyskusji na temat trudnych relacji między zdrowymi i chorymi, a także o wstydzie związanym w naszej kulturze z chorobą psychiczną.
We all hate each other, we all hate each other…Te słowa jak mantra pojawiają się w strumieniu myśli Blanki. Nienawidzimy własnych ciał, bo nas ograniczają. Nienawidzimy siebie nawzajem, bo uświadamiamy sobie nawzajem o ludzkiej słabości i kruchości. Historia choroby psychicznej i fizycznych niepełnosprawności staje się dla autorki pretekstem do zabrania głosu na temat kondycji współczesnego człowieka. Banalne, wszechobecne zdania o totalitarnej wręcz konieczności bycia młodym i pięknym zyskują tu nowy wymiar. Pokazują, jak głęboka jest dziś niechęć do słabości w jakimkolwiek wymiarze i jak wielki obszar ludzkiego doświadczenia jest na co dzień wypierany.
Ivana Dobrakovová, Bellevue
przeł. Izabela Zając
Słowackie Klimaty, 2013