Bo wszyscy są tacy sami, bo do lasu nie docierają historia i polityka:
Na każdej stronie słupa było inne godło. Andrejko sylabizował: Rzeczpospolita Polska, Czechosłowacja, Ukraina… Obchodził słup, a każdy krok stawiał na innej ziemi. A przecież i tam, za słupami i pasem zaoranej ziemi, rosły takie same niewysokie buki, jawory i wysmagane wiatrem jarzębiny. (…) nie zawsze była tu granica.

Ten brak zrozumienia dla granic obecny jest także w Soli ziemi Józefa Wittlina, w jego przejmujących opisach werbowania chłopów do wojska w czasie I wojny światowej – nierozumiejących, z kim mają walczyć i dlaczego, przeżywających wyłącznie strach i nieprawdopodobną traumę oderwania od własnego miejsca, wsi, chaty. W powieści Martina Šmausa Dziewczynko, roznieć ogieniek ten mit funkcjonuje i jest jednocześnie brutalnie dekonstruowany. Rozumiem autora – opalizujące piękno mitu również dziś ma dla wielu nieodpartą moc. Tęsknotę za tamtą magiczną Galicją pisarz przekuł w słowa, w literaturę jakby niedzisiejszą, ale może właśnie dlatego tak poruszającą.

Michał Paweł Markowski napisał kiedyś o twórczości Andrzeja Stasiuka: Literatura, która jest bardzo na czasie, nie może być dobrą literaturą. Możliwe, że to zdanie jest w jakiś sposób kluczem również do pisarstwa Šmausa. Sytuacja egzystencjalna człowieka wobec jego tęsknot jest czymś ponadczasowym, a czeski pisarz ujmuje w swojej książce te wszystkie najprostsze i najważniejsze – za miłością, akceptacją, tożsamością, kontaktem z naturą. Pisze o pierwotnej wrażliwości, która dla wielu została już zatracona:
Andrejko położył się na szczycie i ciężko oddychał. Jego płuca palił ogień, gałęzie i pędy jeżyn podrapały mu do krwi twarz i ręce, serce biło dzikim rytmem. Zmęczone ciało zrastało się z ziemią, zapuszczało korzenie, porastało mchem i znikało, stapiało się z naturą i wyzwalało z czasu, było ciężkie jak góra i leciutkie jak zdmuchnięte z dłoni piórko.

To już przecież metafizyka – bycie częścią większej, niepojmowalnej całości. Pod powierzchnią tekstu czuć tęsknotę Šmausa za tego typu doświadczeniem.

Drugim konstytutywnym dla powieści mitem jest mit Czechów – łagodnych i pogodnych, na lekkim rauszu z powodu wypitego piwa, mistrzów świata w docenianiu prostych przyjemności. Skąpana w słońcu Praga, Żiżkow, Libeń. Tam, gdzie docierał niegdyś łagodny uśmiech artysty życia – Bohumila Hrabala, a wszędzie, gdzie pojawiał się on, Vladimir Boudnik i Egon Bondy, piękno rozkwitało jak piana nad kuflem piwa. I znów dekonstrukcja nie zadziała tak, jak powinna, bo chyba sam autor nie jest w stanie pozwolić tej wizji na zawsze odejść. Tak wiele jest w książce Šmausa scen czysto hrabalowskich: strach przed pieniędzmi, zachwyt nad każdym drobiazgiem, święto z powodu rzeczy małych – tak małych jak kupno firanki, która za pomocą jednego ruchu jest w stanie przemienić zwykłą dziewczynę w srebrzystą, nieziemską rusałkę. Chce się powiedzieć: panie Šmaus – Hrabal byłby dumny.

A jednak przecież w tej powieści oba mity przemieniają się w koszmar. Wiejska społeczność, poza nielicznymi wyjątkami, jest nietolerancyjna, zazdrosna o młodość, zawistna o pieniądze, okrutna i żądna krwi.
Te same miejsca, o których Hrabal pisał w Czułym Barbarzyńcy – mityczne Libeń i Żiżkow – stają się dzielnicami nędzy, brudu, rozpadu, złodziejstwa i prostytucji. Królestwem skinów i przemocy, za cichą akceptacją policji i społeczeństwa. Radosnemu hrabalowskiemu kąpaniu się w piwie jest przeciwstawiona degenerująca moc alkoholu, wywołująca całe lawiny cierpienia.

Najważniejszymi tematami książki są radykalne odrzucenie i poszukiwanie własnej tożsamości. Opowieść jest zbudowana na zasadzie bildungsroman – historii dojrzewania głównego bohatera, Cygana Andrejka, który wszystkie etapy swojego życia przechodzi w niezwykle traumatyczny sposób. Jest dzieckiem, które przeżyło za dużo, ma więcej negatywnych doświadczeń niż niejeden dorosły. Andrejko podejmuje walkę o normalne życie, próbując wyrwać się z otaczającej go patologii, szuka ratunku u źródeł swojej tożsamości, znajduje w swoim życiu moment raju, a potem traci dosłownie wszystko i pogrąża się w rozpaczy.

Pomimo że na pierwszym planie pojawia się temat narodowości romskiej i niezwykle empatyczna próba zrozumienia jej mentalności, o której za moment więcej, jest to też w wielu punktach historia bliska Czechom, Słowakom, Ukraińcom czy Polakom, a w warstwie egzystencjalnej – wszystkim odrzuconym, przegranym, poszukującym tożsamości. Zwracam na to szczególną uwagę, ponieważ w tym momencie w Polsce przeżywamy pewnego rodzaju modę na tematy romskie w kulturze, które rozwinęły się z powodu głośnej książki Angeliki Kuźniak oraz filmu Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego, tak samo zatytułowanych, bo opowiadających o tej samej postaci. Papusza, a właściwie Bronisława Wajs, cygańska poetka, którą zachwycali się Julian Tuwim i Jerzy Ficowski, stała się u nas impulsem do zainteresowania kulturą romską. Na tej fali właśnie pojawiła się na polskim rynku powieść Šmausa Dziewczynko, roznieć ogieniek, z pochlebnym komentarzem Joanny Kos-Krauze na okładce.
   
Historia Papuszy jest ważna i niezwykła, dzięki medialnemu szumowi ma szanse dotrzeć do większej liczby odbiorców. Jest to jednak opowieść o jednostce, i to wybitnie uzdolnionej. Dla większości czytelników nie będzie ona nigdy „zwykłą Cyganką”. Książka Šmausa natomiast otwiera tutaj szerszą perspektywę. Andrejko jest przeciętnym Cyganem. Może trochę wrażliwszym, może lepiej pamiętającym tradycję własnego ludu i szukającym w niej ratunku, ale popełniającym wszystkie najbardziej stereotypowe błędy wywołujące społeczną wrogość. W dzieciństwie został rozdzielony z ukochaną matką, żebrał, potem nauczył się kraść i okazał się w tej dziedzinie wybitnie zdolny. Zaprzestał tego procederu, jednak nigdy tak naprawdę nie zrozumiał, na czym polega szacunek dla własności. Z wszelkiego rodzaju środków komunikacji korzysta prawie wyłącznie bez biletów, wierzy w Boga „po swojemu” poza instytucją Kościoła, wiąże się z młodszą kuzynką i płodzi dziecko, mści się krwią za krew, porzuca ukochaną córkę. Stereotypy się zgadzają, wszystkie przewinienia wobec „naszych” gadziowskich praw zostają dokonane – a pomimo to trudno nie odczuwać sympatii dla tego chłopca, a potem młodego mężczyzny.
   
Jak to możliwe? Autor nie namawia do współczucia, nie tłumaczy, nie moralizuje. Nie szczędzi czytelnikowi obrazów, które teoretycznie mogłyby go na dobre zniechęcić do romskiej społeczności. Jednak równocześnie przeprowadza strategię głębokiej empatii wobec każdego przedstawianego człowieka. Każdą z postaci przeżywa, jakby był nią samą. Próbuje charakteryzować mentalność i kulturę Cyganów z perspektywy ich sposobu myślenia, co nie jest łatwe, bo to postrzeganie świata tych „Innych”, wobec których może najtrudniej jest nam powstrzymać się od wartościowania.

Nie pomija jednak choćby tego, że bohaterowie przekonani są o krzywdzie, głębokiej niesprawiedliwości za każdym razem, gdy egzekwowane jest prawo. Ciotka Andrejka, Ida, będzie się zawsze użalać nad swoimi biednymi, prześladowanymi dziećmi siedzącymi w więzieniach. Biednymi? Prześladowanymi? Gangsterami stosującymi przemoc, złodziejami, opiekunami prostytutek. Będzie też zawsze uważała, że jej córka-prostytutka wybrała lepsze życie niż ta druga, która chciała zbudować zwykły dom oparty na miłości. Wszelkie natomiast wymuszenia i oszustwa, fałszywe renty zdrowotne i przepijane zasiłki na dzieci będą w porządku – bo Cygan ma być tam, gdzie jest mu dobrze.
   
Šmaus nie zatrzymuje się jednak na tej powierzchni codziennego życia Andrejka. Opowiada o baśniowym czasie dawnej tradycji i stylu życia Romów, zanim zagubili się w nowej rzeczywistości po II wojnie światowej i w środowiskach wielkich miast. Zanim przestali być potrzebni we wsiach, aby podkuwać konie i grać na weselach. Zanim nawet, jak sugeruje, poznali, czym są pieniądze. Udaje mu się uchwycić piękno tych niespokojnych dusz, wrażliwych, stworzonych do muzyki i podróży. Ich niezrozumiałą chwiejność nastrojów, od miłości do całego świata do konieczności wyładowania nadmiaru emocji w agresji. Niezwykłą tęsknotę, która trawi ich od środka.

Andrejko żałuje tamtego świata, który pamięta z wczesnego dzieciństwa i z opowiadań starszych, z przebłysków dawnego w teraźniejszym życiu. Zerwanie z tradycją, przenosiny do miasta niszczą rodzinę Dunków w zastraszającym tempie. Pojawienie się w ich życiu pieniądza degeneruje Cyganów moralnie i dzieli ich między sobą. Książka Šmausa w tym aspekcie staje się oskarżeniem – przymusowe cywilizowanie Romów doprowadziło właśnie do tego, co mamy im dzisiaj za złe. Kto dziś pamięta, że – jak twierdzi autor:
Dopóki Dunkowie żyli w osadzie, nie dbali o majątek(…) głodowali i marzli, ale dzielili się między sobą ostatnią garścią mąki czy jajkiem, byle tylko ich dzieci nie były głodne, byle doczekały wiosny. Dopiero pieniądze z ostrawskich kopalni wbiły między nich klin i dokonały większego zniszczenia niż powódź – w ciągu kilku miesięcy dokończyły tego, co na wschodzie zaczęły buldożery (…) Rodzina Dunków z Polany, która trzymała się razem przez kilka wieków i przetrwała wszystkie klęski głodu, chorób i wojny, teraz była w rozsypce.
Pieniądze, które są dziś z nimi kojarzone wręcz stereotypowo, które kradną i o które żebrzą, były im kiedyś zupełnie niepotrzebne, miały być więc częścią obcego, narzuconego z zewnątrz świata.
   
Andrejko wrażliwszy niż rówieśnicy, przerażony światem przemocy i przywiązany do cygańskiej tradycji, dokonuje mitycznej próby powrotu do źródeł. Razem z Anetką, „siostrzyczką” czy też w naszym rozumieniu kuzynką, wraca do opuszczonej cygańskiej wioski i podejmuje heroiczną próbę zbudowania swojego świata od podstaw. Samotni niczym Adam i Ewa, Andrejko i Anetka zmagają się z nieprzyjazną przyrodą i wrogimi mieszkańcami okolicznej wsi, starają się żyć w zgodzie ze wszystkimi i przestrzegać obcych sobie praw, tworzą rodzinę. W oczach autora są jak piękne i dobre dzieci natury, niezwykle wrażliwe i doceniające najdrobniejsze powody do radości. Trudno właściwie dociec, ile mają lat, są młodzi w sensie archetypicznym. Narodziny ich córki to apogeum piękna, wyżyny lirycznego opisu. Andrejko przyjście na świat nowego życia przeżywa wspólnie z ziemią, z drzewami – wkracza w bycie ojcem poprzez rytuał kilkudniowej samotności w górach, zupełnie nieprzytomny ze szczęścia.

Losy bohaterów determinuje jednak ostatecznie brak akceptacji ze strony lokalnej społeczności, co doprowadza do tragedii. W finale książki bohater po raz kolejny zostaje sam, jego życie zatacza koło. Nie może liczyć na nikogo, nie ma przed nim żadnych perspektyw. Utracił wszystko, co kochał. Jego walka o inne życie nie przyniosła skutku z jednego powodu – ponieważ był Cyganem. Nieważne, ile włożył pracy, aby okiełznać swoją tęskniącą do swobody naturę, dla jego otoczenia naprawdę liczyło się tylko pochodzenie.

W powieści Dziewczynko, roznieć ogieniek Martin Šmaus opowiada historię czechosłowackich Romów na tle wielkich mitów związanych z przestrzenią, w której żyją. To utopijne wizje pokojowego współistnienia ludzi w dawnej Galicji, Czech jako państwa ludzi pogodnych i zakochanych w piwie, możliwości powrotu do natury. Autor dekonstruuje je, wprowadzając w nie brutalną rzeczywistość. Napisałam jednak, że nie udaje mu się to do końca, i podtrzymuję to przekonanie. Šmausowi nie chodzi przede wszystkim o mity i ich rozbrajanie; dla niego istotne jest życie, w którym bajka przeplata się z koszmarem na przedziwne sposoby. Jest do tych utopii chyba też nazbyt przywiązany, aby je nieodwracalnie zniszczyć. Uwodzi nimi czytelnika, gdy opisuje urodę górskiej przyrody i zupełnie wyidealizowaną prostotę życia poza cywilizacją. Ja nie mam mu tego za złe – bo tęsknota za pięknem jest przywilejem literatury.


Martin Šmaus, Dziewczynko, roznieć ogieniek
tłum. Dorota Dobrew
Wydawnictwo Czeskie Klimaty, Wrocław 2013