Wprost z organicznych szczątków wyrastają jednak mieniące się różnobarwnie abstrakcyjne krajobrazy. Czy ich bezkres zasiedli nowa forma życia?

Z odmętów wyłaniają się dwa delfiny. Łapiąc oddech, wynurzają się ze swoich przemyśleń.

Beata Rojek (ur.1985) Absolwentka wydziału Malarstwa i Rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Dyplom w zakresie malarstwa sztalugowego w Pracowni Malarstwa ad. hab. Mariana Waldemara  Kuczmy oraz dyplom w zakresie mediów w Pracowni Mediów prof. Pawła Jarodzkiego w 2010 roku.

Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, animacją. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego  w 2012 roku. Laureatka 11 konkurs Gepperta "Uwaga malarstwo!" Galeria BWA Wrocław / nagroda Dyrektora BWA Wrocław 2013. Autorka licznych wystaw zbiorowych i indywidualnych.

Beata Rojek "Jest martwy, ale nie chce leżeć"
Wystawa: 08.03.2014 – 23.03.2014
Wernisaż: 07.03.2014 (piątek), godz. 19:00
Kurator: Zośka Reznik


Galeria Szara Kamienica
Kraków, Rynek Główny 6
wt. - pt.: 13.00 – 18.00
sob, nd.: 12.00 – 16.00




Beata Rojek, Jest martwy, ale nie chce leżeć [1]

Zmaganie się z poczuciem kresu, pustki czy bezsensu było do niedawna leitmotivem prac Beaty Rojek.
W wystawie Na czym to stanęliśmy? zdecydowała się sprowokować widzów do fundamentalnych pytań o sens artystycznej twórczości. Jej odwaga i szczerość przyniosły dużą zmianę – rzucone przez malarkę wątpliwości zdają się rezonować w decyzji o przyznaniu jej nagrody specjalnej w prestiżowym 11. Konkursie Gepperta. I choć ten pierwszy sukces może przynieść absolwentce wrocławskiej ASP dalsze uznanie, to bynajmniej nie unieważnia pytań zadanych przez nią w momencie zwątpienia. Z całą mocą powracają one wraz z zaproszeniem do zaprezentowania swoich prac w mieście, które jest kolebką dolnośląskiej plastyki. Wszak to w Krakowie Eugeniusz Geppert, ojciec-założyciel wrocławskiej ASP, pobierał nauki u Jacka Malczewskiego.
 
W tym przełomowym momencie Rojek ma więc okazję, by zwrócić się ku dalekim korzeniom swojej własnej twórczości i zredefiniować swoje przymierze z dyscypliną, która naznaczona jest pokoleniowym etosem. I w której ponad wszystko liczy się kolor.

W podróż zabiera swych nieodłącznych przyjaciół – delfiny, które z powierzonej im przez artystkę funkcji talizmanu wyewoluowały do roli mentorów. Ssaki te co jakiś czas „wynurzają się” w pracach artystki i dzielą się z widzem swoimi spostrzeżeniami. Ich mądrość, którą w animacjach Rojek wyrażają za pomocą łamanej angielszczyzny, opiera się na poza-ludzkiej inteligencji i jest nieosiągalna dla obdarzonego raptem pięcioma zmysłami człowieka. Czy, mimo naszej nieudolności w przekraczaniu międzygatunkowych barier percepcji, uda się jednak pochwycić ich komunikaty?

Prace Rojek tętnią inspiracjami z popularnej tradycji południowoamerykańskiej, bałkańskiej ludowości, tajemniczej kultury Romów czy magii przedchrześcijańskich wierzeń. To uczta dla poszukiwaczy nowej formuły oświecenia. Wizualny szamanizm artystki daleki jest jednak od efektownej hochsztaplerki, jego moc to konfrontacja z kształtującymi nas naukami, popędami i doświadczeniami. Obrana przez nią metoda działania bliska jest zatem strategii La Loby, którą dzięki cantadorze Clarissie Pinkoli Estés znamy również jako Poszukującą Kości:

„Czołgając się i pełzając na kolanach, przeczesuje montañas (góry) i arroyos (wyschłe koryta rzek) w poszukiwaniu wilczych kości, a kiedy zgromadzi już cały szkielet, kiedy ostatnia kosteczka znajdzie się na swoim miejscu i staje przed nią piękna, biała rzeźba zwierzęcia, siada przy ogniu i duma, jaką zaintonować pieśń. […] Śpiewa z całych sił, z głębi płuc, aż pustynia drży w posadach, a pod¬czas pieśni wilk otwiera oczy, podskakuje i zaczyna biec kanionem. A w którymś momencie biegu […] wilk nagle przemienia się w roześmianą kobietę, która biegnie wolna ku widnokręgowi.” [2]

Znalazłszy wszystkie cząstki siebie, jako malarki, Beata Rojek zdaje się na siły cykliczności i odradzania. Uznawszy swoje panowanie nad barwą, podejmuje wysiłek kolejnej transformacji. Być może to właśnie przypisywana kobietom ciekawość sprawia, że bierze śmierć w taneczne objęcia i wytycza nowy kierunek swych poszukiwań. Oddala od siebie to, co nieuchronne czy robi tylko przerwę na złapanie oddechu?

Zośka Reznik




[1] He’s dead but he won’t lie down to tytuł i refren angielskiej piosenki ludowej, wykonanej przez Gracie Fields w filmie Looking on the Bright Side z 1932 roku. Wers ten stał się również mottem opublikowanej tuż przed wybuchem II wojny światowej powieści George’a Orwella Bez tchu (Coming up for Air).  
[2] Clarissa Pinkola Estés, Biegnąca z wilkami, Poznań 2001, s. 35.