Grzegorz Dziamski używając aparatury teoretycznej Arthura C. Danto oraz Hansa Beltinga, opisuje zjawiska takie jak przemiany w formule Weneckiego Biennale i Documnetów, globalizację świata sztuki, zachodnioeuropejską fascynacje sztuką chińską, rozwój świata sztuki Europy Środkowej, produkcje największych światowych wystaw, hiper-wystaw, porównywanych do supermarketów sztuki.

Książka Dziamskiego ma zasadniczo trzy płaszczyzny, a może lepiej trzy aspekty. Po pierwsze jest próbą syntetycznego ujęcia najważniejszych tendencji w sztuce po roku 2000. Po drugie jest relacją doświadczonego uczestnika świata sztuki z wielkich artystycznych imprez. Jest wreszcie propozycją popularyzatorską i edukacyjną.



Teoria

Jak zaznacza sam autor we wstępie – prowadzone tu rozważania krążą wokół kilku problemów, ale głównym problemem jest, bez wątpienia, rozrastający się, globalizujący świat sztuki. Pojęcie świat sztuki zastępuje tradycyjne, jak się wydaje, pojęcie sztuki, dając teoretyczne możliwości wpisania konkretnych zjawisk w sieć powiązań, które w ujęciu tradycyjnym uznalibyśmy za pozaartystyczne. Danto, podskórnie obecny w całym zbiorze tekstów Grzegorza Dziamskiego, stawia sprawę nawet mocniej – aby zobaczyć coś jako sztukę, konieczny jest element, którego oko nie może dostrzec – jest to atmosfera teorii artystycznej, wiedza na temat historii sztuki: świat sztuki. Dokładnie w tym sensie Sztuka po końcu sztuki jest pracą teoretyczną. Dziamski próbuje naszkicować atmosferę pierwszych lat nowego stulecia, wpisać poszczególne zjawiska w historię sztuki XXI wieku. Spontanicznie nasuwa się w tym momencie pytanie, czy nie jest to przedwczesne, na wyrost? Rację tego pytania podważa jednak Belting, zauważając, a może po prostu mówiąc głośno to, co wszyscy widzimy, że teorie przemijają szybciej niż sama sztuka. Przerost narracji historycznej nad dzianiem się jest immanentnym elementem współczesnego świata sztuki. Czy można zatem zarzucać Dziamskiemu, że próbuje opisywać współczesność na bieżąco? Z pewnością nie, tak jak nie można zarzucać mu, że czyni to w kategoriach historycznych, pisząc bądź co bądź swoją historię sztuki.


Kategorią organizującą te lata ma być globalizacja - tu wątpliwości powinniśmy mieć więcej. Globalizacja była przecież jedną z kluczowych determinant sztuki lat dziewięćdziesiątych. Czy faktycznie jej rozwój na początku naszego wieku przebiega zdecydowanie inaczej, w sposób którego nie zapowiadały lata dziewięćdziesiąte? Tego pytania, a tym bardziej próby sformułowania odpowiedzi na nie, w książce Sztuka po końcu sztuki nie znajdziemy, a szkoda, bo nikt chyba nie zaprzeczy, że globalizacja jest zjawiskiem bardzo ważnym dla świata sztuki. Jednak od czasu upadku muru berlińskiego przyjmuje różne postaci, jest różnie definiowana, różnie oceniania, tak więc posługiwanie się nią jako kategorią ogólną po prostu nie wiele wnosi.


Relacja

Grzegorz Dziamski, z racji formuły książki, jak też z racji własnych upodobań, relacjonuje przyjmując perspektywę zbiorową. Mówi o największych wystawach, o sztuce chińskiej, o triumfie malarstwa, sztuce Europy Środkowej - pojemne, wielorakie klasy zjawisk. Pomijając fakt, że kłóci się to ze skrajnym antyesencjalizmem, który ma być właściwy współczesnej kulturze, pojawia się pytanie czy taka optyka nie „upraszcza” naszych sposobów widzenia? Nie sposób oczywiście na to pytanie odpowiedzieć. Jedno jest pewne - Dziamski opisując świat sztuki jako globalizujący się twór, oparty na działalności największych światowych instytucji zajmujących się sztuką, jest swojej perspektywie wierny. Skoro „taki jest” świat sztuki, to tylko makro skala patrzenia jest optymalna.

Na marginesie rozważań na temat Sztuki po końcu sztuki niezwykle nurtującym pytaniem zdaje się być to, czy krytyka zaangażowana może – dystansując się jednak do własnego narcyzmu – przeciwstawiać narracje indywidualne narracjom zbiorowym. Nie chodzi tu o dialektyczny powrót „wielkiego artysty”, którego twórczość przez swój uniwersalizm wyrazi więcej niż perspektywa zbiorowa, ani o mantrę o tworzeniu małych narracji. Chodzi raczej o skrócenie dystansu, wsłuchanie się w głos osoby, powtórny zwrot antropologiczny, który - i tu kolejne zastrzeżenie - nie powinien stać się prostym biografizmem. A więc czy to model niezależnej krytyki? Wprowadzenie perspektyw indywidualnych pomiędzy gąszcz perspektywy zbiorowej (gigantomania)?

Relacje Dziamskiego, szczególnie te z Biennale i Documentów, ale także z wystawy Szeemanna w Zachęcie, są z pewnością ciekawym materiałem dla wszystkich „nieobecnych”. Nie są jednak spisane na tyle osobiście, by dawać poczucie „uczestnictwa” czy w znaczący sposób odsłaniać zaplecze ich produkcji. Czy zatem taki sposób relacjonowania jest już zupełnie anachroniczny?


Edukacja

Wartość Sztuki po końcu sztuki polega chyba jednak przede wszystkim na jej walorach edukacyjnych i popularyzatorskich. Ten zbiór szkiców i esejów jest syntetycznym, napisanym niezwykle jasnym i przystępnym językiem wprowadzeniem w problemy współczesnej sztuki i kultury. Książka oczywiście nie wypełnia olbrzymiej wydawniczej luki, jest jednak na razie „klasą samą dla siebie” i swego rodzaju przewodnikiem dla osób, które chcą potraktować ją jako punkt wyjścia dla dalszych studiów, głównie publikacji zagranicznych. Lektura książki Dziamskiego dla wielu młodych historyków sztuki, kulturoznawców, medioznawców z pewnością będzie lekcją „jak pisać”. I tu zarzut: będzie to lekcja niemal wyłącznie krytyki opisowej.

O jakiej sztuce próbuje więc rozmawiać z nami Dziamski? O sztuce, która stała się światem sztuki, która się globalizuje, jest multikulturalna, brak w niej wyraźnych dominant, o sztuce postmedialnej, w której tak samo ciekawe może być malarstwo sztalugowe jak performance czy video.

Ujęcie sztuki jako świata sztuki, jak i przyjęcie każdej aparatury teoretycznej, ma swoje wady i zalety. Niewątpliwym plusem jest uwzględnienie całej złożoności procesów, jakie żądzą artystyczną produkcją i tłumaczenie ich ekonomi. Ryzykiem, które w przypadku Dziamskiego stało się wadą, jest zbytnia powściągliwość w opisywaniu przemian i ich uprzedmiotowianie, przy okazji których tylko czasami przezierają próby wartościowania, nigdy niewykraczające poza rolę dążącego do obiektywności obserwatora.

Dzięki instytucjonalnej reprodukcji dzieła sztuki, sztuka, a raczej świat sztuki, osiągnął pozycję hegemoniczną, niepodważalną, odporną na niemal wszystkie zagrażające mu dotąd niebezpieczeństwa. Z systemu konfrontacyjnego, podjazdowego świat sztuki stał się systemem adaptacyjnym, który skandal, cenzurę i wykluczenie zaangażował do pracy na swój dobrobyt. Oczywiście w systemie tym zdarzają się wyrwy, czasem wyrwy olbrzymie, nie ma to jednak żadnego znaczenia, bowiem sam układ jest na tyle stabilny, że nie jest w stanie zdewaluować czy zaprzepaścić swojego symbolicznego (ale również realnego) kapitału.

Pozostając na antypodach wszelkiego myślenia spiskowego, brak mi w książce Dziamskiego – który stawia mnóstwo, może zbyt wiele, znaków zapytania przy poszczególnych elementach systemu – jednego dużego, globalnego znaku zapytania o jakość całego systemu. I wątpię, żeby takie pytanie można było postawić przez prostą sumę pytań szczegółowych…

Jednak ten niedosyt jest być może najciekawszym tropem, jaki Grzegorz Dziamski pozostawił w swej książce. Jest on świadectwem tego, że o ile „szczegółowe” problemy świata sztuki niekoniecznie w sposób fundamentalny różnią się od problemów lat 80. i 90. ubiegłego wieku, to cały układ świata sztuki, dynamiczny system, zmienia się w sposób zasadniczy, pęczniejąc i pogrążając się w fantazmatycznej gigantomanii, podsycanej znaną już z lat dziewięćdziesiątych globalizacją. A o wartości książki Dziamskiego świadczy przede wszystkim to, że rozmawiać o niej warto.




Grzegorz Dziamski, Sztuka po końcu sztuki. Sztuka początku XXI wieku
Arsenał 2009