Po pierwsze, Diabeł nie jest adaptacją Twin Peaks, choć trochę ponad połowa dialogów to cytaty wyciągnięte prosto z serialu i filmu Davida Lyncha. Spektakl Rychcika to trochę jakby anty-adaptacja; doskonale wszystkim znane sceny zostają odtworzone w nieznośny, lekko parodystyczny sposób, wymierzają policzek naszym przyzwyczajeniom i oczekiwaniom. Kultowe już postaci z rodziny Palmerów stają się groteskowymi kalkami samych siebie, zupełnie jakby Leland, Sara i Laura mieli już dość odgrywania wciąż tych samych scen, powtarzania tych samych zdań i zaczęli się buntować przeciwko scenariuszowi napisanemu ponad dwadzieścia lat temu. Umieszczenie akcji w głębi sceny, w „ramie” wyznaczonej przez czerwoną, pluszową kurtynę może wywoływać wrażenie, iż rozgrywa się ona we wnętrzu ogromnego telewizora.  Znane nam scenki rozłażą się w szwach, materia spektaklu zaczyna się pruć, ukazując szwy, z których została utkana. Oglądając Diabła mamy do czynienia z efektem, który powstaje, gdy zaczniemy powtarzać w kółko jedno i to samo słowo; po kilkunastu, kilkudziesięciu powtórzeniach traci ono swoją naturalność i oczywistość, staje się obce, dziwaczne i niezrozumiałe. To właśnie efekt freudowskiego Niesamowitego osiąga Rychcik cytując znane nam fragmenty serialu.
Obok wspomnianych już Sary, Laury i Lelanda, do rodziny Palmerów zostaje przyłączona dwunastoletnia Regan, bohaterka Egzorcysty, oraz Danny znany nam dobrze z Lśnienia.
Ich obecność jest usprawiedliwiona jedynie przez fakt, iż są to postaci kultowe, pochodzące z filmów o opętaniu. Dzięki nim rodzina Palmerów staje się jeszcze bardziej groteskowa i nieprawdziwa. Telewizyjna iluzja zostaje rozbita. Nieco później do grona dołączy Frank Silva/Bob, który wciąż nie do końca jest w stanie uwierzyć w przypadek, który sprawił, iż stał się ikoną złą. Zgodnie z anegdotą Frank Silva był jednym z pracowników technicznych na planie Twin Peaks. Pewnego dnia zauważył go David Lynch i postanowił uczynić go jednym z bohaterów swojej produkcji. Postaci sceniczne kilkakrotnie obnażają są metafikcyjny status: aktorzy spektaklu grają postaci aktorów grających postaci serialu. Gdybyśmy, nie daj boże, na chwilę się zapomnieli i zaczęli utożsamiać kobietę znajdującą się na scenie z Laurą Palmer, natychmiast pojawi się ktoś, kto nam przypomni, że jesteśmy w teatrze. I całe szczęście, bo jeszcze ktoś mógłby pomyśleć, że jest w kinie i wyciągnąć z plecaka paczkę popcornu, albo co gorsza, że jest w domu przed telewizorem i zdjąć buty. Rychcik raczy nas tego rodzaju parabazą do tego stopnia, iż ta zaczyna się odbijać czkawką. Niestety, nawet najlepszy dowcip powtórzony kilkukrotnie staje się zwyczajnie nudny. Podobnie rzecz ma się z postaciami trzech egzorcystów-wodzirejów, którym przypisana została rola „metakomentarza” do spektaklu. A więc wyjaśnią nam oni kilka prawd na temat egzorcyzmującej funkcji teatru, objaśnią poszczególne sceny, zaprezentują skróconą teorię Slavoja Žižka na kino Davida Lyncha i uczynią zrozumiałbym to, czego biedny widz, pozostawiony samemu sobie mógłby nie zrozumieć tak, jakby tego sobie życzył reżyser. Na kłopotliwe pytanie „co autor miał na myśli?” po obejrzeniu Diabła każdy z nas może odpowiedzieć bezbłędnie. O ile oczywiście do pewnego stopnia uzasadniona jest obecność komentarza Žižka, który znaczną część swoich koncepcji eksplikuje przy pomocy filmów Davida Lyncha, o tyle tutaj można odnieść wrażenie, że Rychcik podejmuje próbę „upupienia” widza. Dodatkowo jest w tym zawarta pewna przemoc interpretacyjna: wobec tak silnej retoryki reżyserskiej, ta staje się właściwie niemożliwa. Nie w sposób odbiegający od tego, który został nachalnie wyłożony przez Rychcika.
Niestety, pomimo interesującego naczelnego konceptu, kilku ciekawych rozwiązań scenicznych, genialnego dowcipu o kawie oraz wizualnie dopracowanej strony przedstawienia, Diabeł jest spektaklem nieudanym, a może wręcz nieudolnym. Nieustanne operowanie parabazą w którymś momencie staje się nie do zniesienia, serialowe scenki rozłażą się w szwach do tego stopnia, iż niewiele z nich pozostaje, postaci zaczynają się snuć bezradnie po scenie bełkocząc coś pod nosem a oczekiwany koniec przedstawienia nie nadchodzi. Spektaklem z Teatru Współczesnego w Szczecinie Radek Rychcik po raz kolejny udowadnia, iż czasami postać dramaturga jest dla teatru niezbędna, a zdolny reżyser może być jednocześnie wyjątkowo nieudolnym dramatopisarzem. To mógł być naprawdę dobry spektakl, niestety taki nie był. Najwyraźniej Rychcik też uległ szatańskim podszeptom i popełnił artystyczny grzech pychy.

6. MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL BOSKA KOMEDIA

TEATR WSPÓŁCZESNY W SZCZECINIE
SCENARIUSZ I REŻYSERIA Radosław Rychcik
SCENOGRAFIA, KOSTIUMY, ŚWIATŁA Anna-Maria Karczmarska
MUZYKA Michał Lis i Piotr Lis
TŁUMACZENIE SCENARIUSZA NA JĘZYK ANGIELSKI Iga Krysa
KOREKTA TŁUMACZENIA Arkadiusz Półtorak
SWETER DANNY'EGO Mirosława Rychcik, Anna Leśniewska
OBSADA
Egzorcysta 1 : Tomasz Nosinski (gościnnie)
Egzorcysta 2 : Adam Kuzycz-Berezowski
Egzorcysta 3 : Michał Lewandowski
Regan : Grażyna Madej
Laura Palmer : Joanna Matuszak
Leland Palmer : Grzegorz Młudzik
Sarah Palmer : Iwona Kowalska
Bob : Arkadiusz Buszko
oraz jako Danny : Juliusz Wijas
głos Donny : Beata Zygarlicka