Co jak co, ale Krakowski Ruch Oburzonych oddał zadziornemu dyrektorowi nie lada przysługę; dzięki temu nieco nudnawy i dość przeciętny spektakl ma szansę stać się kasowym hitem! Jeżeli ktokolwiek twierdził, że teatr utracił siłę oddziaływania, że misję społeczną to może miał, jak Dejmek wystawiał „Dziady” - był w błędzie. Dziś grupa patriotycznie usposobionych widzów zorganizowała oficjalny bojkot, aby zaprotestować przeciwko artystycznej wizji Jana Klaty. Podobno protestujący wykupili od 30 do 60 miejsc – czyli zostawili w kasie teatru od 1500 do 3000 PLN. Nieźle. Podobno zmówili się przez Internet, choć nie odnaleziono jeszcze oficjalnego wydarzenia na Facebook'u i nazwiska głównych prowodyrów zajścia nie są znane. Po blisko 10-minutowej przerwie poświęconej na wydawanie okrzyków oburzenia, zniesmaczeni patrioci, z pewnością rodowici krakowianie, których historia zasiedlenia wyprzedza powołanie do życia Wolnego Miasta Krakowa, opuścili salę. Spektakl grano do końca. Policja nie interweniowała. O liczbie rannych i zabitych nie ma oficjalnych informacji.
W okolicach godziny 22 Internet oszalał. Każdy szanujący się portal związany z życiem teatralnym zaczął umieszczać informacje o strajkującej publiczności, na Youtube pojawiły się nagrania wykonane telefonem przez co bardziej obrotnych widzów.
W końcu mamy sensację! Tylko dlaczego akurat
„Do Damaszku”? Ani to spektakl kontrowersyjny, ani golizną nie epatuje, ani też wartości narodowych nie szarga, homoseksualizmu nie propaguje, ni flagi nie depcze, ni na godło nie pluje, o Smoleńsku milczy, do samotniczego trybu życia Prezesa Partii aluzji nie czyni. Więc dlaczego? Scena symulowania stosunku, która została wybrana przez dziarskich krzykaczy (i krzykaczki) jest raczej popisem marnej akrobatyki, gdzie widać, że u Doroty Segdy już lata nie te, a że i Zarzecki na zajęciach z wf-u to już dawno nie był. No, w porządku, gdyby tak wygwizdali
Poczet Królów Polskich, że się im Ojrzyńska w roli Matki Boskiej po niemiecku śpiewającej nie spodobała, to jeszcze by można było jako tako zrozumieć. Albo jakby tak
Pana Tadeusza zbezcześcił mową, uczynkiem bądź zaniedbaniem. No ewentualnie choćby Strzępkę z Demirskim jakby wygwizdali, to by jeszcze szło jakoś zrozumieć i sobie na chłopski rozum wytłumaczyć. Ale
Do Damaszku? Protest ten staje się tym cudowniejszy, im bardziej jest absurdalny.
Nawiasem mówiąc, szkoda, że Oburzona Widownia nie wybrała się na tegoroczny wrocławski
festiwal teatralny Dialog – tam to się dopiero działo! I, o zgrozo, nikt się nie oburzał, do agencji towarzyskich aktorek nie chciał kierować, ani reżyserów do pasania krów nie wysyłał – a można by było, gdyż elementem scenografii
Króla Leara był jakże wonny obornik, a szóstka „aktorów” w trakcie trwania spektaklu wesoło chrumkała, biegając po scenie i kręcąc ogonkami.
Tak czy inaczej, cieszy mnie osobiście, że nie jest jeszcze tak źle z krakowską publicznością. Że krakowska publiczność potrafi się zbuntować, tupnąć nogą, krzyknąć „dość!”, „Panie Klata, idź pan krowy paść!” (mój ulubiony!), „Globisz wstyd!” (oj, za te „kobiety Mateusza” to powinien się zarumienić..). Że krakowska publiczność niepokorna jest, ma gusta własne i nie pozwoli sobą manipulować. Wprawia mnie niemal w euforię fakt, że tak przeciętna sztuka jak
„Do Damaszku” jest w stanie wywołać skandal obyczajowy! Jakkolwiek żenujące by dzisiejsze wystąpienie krakowskiej konserwy nie było, cieszy mnie niezmiernie, że dla kogoś jest jeszcze ważna treść tego, co wystawia się na teatralnych scenach; że komuś leży na sercu idea jakaś i wartość, choćby i narodowa, i że są ludzie, którzy nie chcą bezmyślnie konsumować tego, co im się podstawia pod nos. I martwię się tylko, że młodzi, postępowi, otwarci na tęczę, kosmopolityczni nie zebraliby się na taki akt odwagi (trzeba mieć odwagę, by się tak skompromitować) i wzruszyli tylko ramionami, albo co gorsza, pohejtowaliby na facebook'u i po tygodniu tak pamiętali o sprawie jak o zeszłorocznym śniegu.
Panie Klata, jeden: zero dla Pana. Tylko rób Pan te sztuki lepsze, jak mają Pana bojkotować, niech mają przynajmniej za co.
Przeczytaj także recenzję spektaklu
Do Damaszku - Metafizyka YouTube’a, Marcelina Obarska