Tom poetycki Rękę do nogi, który ukazał się w Wydawnictwie Pogranicze w maju tego roku, w pełni odzwierciedla charakterystyczne cechy twórczości Wiery Burłak. Znajdują się w nim stylizacje na bajki, kołysanka oraz cały zbiór wierszy zatytułowany Album dziecięcy. W utworach pojawiają się lalki, uosobione przedmioty, wróżki, historie o dziwnych zwierzętach i bezpośrednie zwroty do dziecięcego adresata. Ich zastosowanie nie jest jednak przewidywalne. Dobrym przykładem jest tutaj krótki wiersz bez tytułu z mottem z Nabokova:
Wróżki, elfy i rusałki
niechciane dzieci w kropli rosy topią,
bo są jak wszyscy,
a właśnie tak na świecie wszyscy robią.
Może i rekwizyty dziecięce, ale treść ciemna, lekko makabryczna jak w tekście Wyobraź sobie, gdzie podmiot liryczny zwracając się do swojego małego czytelnika sugeruje mu, aby wyobraził sobie, że jest wielkim, czarnym krukiem karmionym surowym krwawym mięsem, i pyta niewinnie: prawda, że ślicznie?
W tej grupie wierszy szczególne miejsce zajmuje Kołysanka – utwór niezwykle śpiewny, uderzający liryzmem, głęboko smutną czułością. Zaczyna się tak:
Śpij, synku.
Przebiegł prusak po tynku.
Z rur dziurawych słychać jęki.
Śpij, maleńki.
Dalej sąsiad schizofrenik rzuca kamieniami, trup wchodzi przez okno do mieszkania, słychać wystrzały i bombardowanie z samolotów. Wyczuwa się biedę i strach, a nad nimi jak dym na mrozie unosi się ciepły, kobiecy śpiew, troska matki.
Śpij, synku, jak w grobie.
Niech się przyśnię tobie.
Kołysanka jest piosenką śmierci. Dobrej, opiekuńczej matki, która zapewnia bezpieczeństwo, która może powiedzieć „to ci nie zaszkodzi”, bo wie, kiedy przyjdzie twój czas. Śmierci, która żałuje swoich ofiar czy też może ujmuje im cierpienia i drży, gdy:
Na wyrąb, na wyrąb struchlały czeka las.
Jest jeszcze dziewczęcość, jak w Instrukcji. To zbiór rad dla dorastających dziewczynek, magicznych sposobów na przyciągnięcie do siebie wybranego chłopca. Ma w sobie całą tajemniczość inicjacji, o której nie ma się bladego pojęcia, i niezrozumiałego jeszcze pragnienia. Okradanie szuflady, nakładanie świńskiej głowy, ręce pod kołdrą, palenie w ognisku nogi gryfa i zębów lwa, trzymanie nad nim czarnej kotki. Jaki będzie efekt?
Wzejdzie słońce.
To bardzo dobry wynik.
Trochę to brzmi jak kpina z pierwszych przebudzeń i niedojrzałych, nastoletnich pragnień, ale jest też w tych słowach niezwykła moc optymizmu – wiary, że nadejdzie kolejny dobry dzień.
Zabawy słowem Wiery Burłak mają swoje źródła w awangardzie poetyckiej początków XX wieku oraz w poezji absurdu epoki wiktoriańskiej. Pełno w niej niezwykle przekształconych kulturowych cytatów, wyrażeń potocznych i stereotypowych, zaskakujących rymów i gry słów. Sen krążownika wykorzystuje rym Aurora – terrora (celowy błąd w odmianie słowa terror brzmi podobnie jak na przykład „potwora”) oraz grę zamianą miejscami słów turystów i terrorystów. Powtarzane i podobnie brzmiące słowa tracą wyrazistość znaczenia. Druga część wiersza koncentruje się na samym krążowniku, który zostaje uosobiony – ma sny, i to jak na poezję absurdu przystało, są to sny niebanalne, ponieważ:
(…) właściwie to skrzynka
Malowana na kolor ochronny.
Śni się jej katarynka
I tramwaj
Konny.
Z kolei Ojczysta bajeczka przetwarza kulturowe cytaty i stereotypy skoncentrowane wokół typowej bajki o trzech braciach, rycerzach wyruszających po rękę księżniczki i połowę królestwa w nagrodę za bohaterskie czyny. Rozumiemy to bezbłędnie, choć autorka używa w tym utworze zdań niepełnych, pozbawionych orzeczenia lub podmiotu, jak:
Żył sobie raz i żyje do dziś.
A miał ich trzech.
I ja tam byłem, miód, piwo i narodowy chanson.
Są to zdania tak znane i utrwalone, że myśl dopełnia je mechanicznie o brakujące elementy. Tym bardziej ciekawe jest jednak rozbijanie tak utartych schematów i wprowadzanie zaskakujących fragmentów – takich jak ten o wieśniaku, który wyszedł orać pole, wciągnął w bagno i zjadł. Tego nie ma w schemacie, więc nie ma pewności, jakim sposobem wciągnął w bagno i co zjadł wieśniak. Granica strefy bezpieczeństwa została przekroczona, a wyobraźnia spuszczona z uwięzi.
Wiera Burłak ma w sobie dużo buntu. Jego oczywistym przejawem jest łamanie konwencji literackich i ekspresyjne występy, ale również takie wiersze, jak Sny po białorusku. Mówi on o tym, że śnienie w języku białoruskim to coś niezwykle rzadkiego – jak bycie Etruskiem, czy rzadkim zwierzęciem takim jak rosomak, a nawet trylobitem – a znalezienie rozmówcy w tym języku jest praktycznie niemożliwe. To otwarty bunt przeciw wypieraniu rodzimego języka na Białorusi przez język rosyjski. Warto wiedzieć, że sama poetka tworzyła i publikowała w tym drugim języku, zanim podjęła decyzję o pisaniu po białorusku.
W groteskowym Wierszu o szubienicy stwierdza odważnie w zakończeniu:
A ja myślę, że lepsi szubienicznicy,
Lepsi, stanowczo lepsi szubienicznicy,
Lepsi szubienicznicy
Od katów.
W polskim tłumaczeniu szubienica stoi na ulicy Traugutta, w białoruskim oryginale na ulicy innego bohatera powstania styczniowego o podobnej historii, ale bliższego i lepiej znanego Białorusinom – Konstantego Kalinowskiego. W lekkiej, groteskowej formie – protest przeciwko przemocy i terrorowi.
Wiersz, który nadał tytuł całemu zbiorowi, mówi o dobrych ludziach, którzy zadali podmiotowi lirycznemu wymyślną torturę – przywiązali mu rękę do nogi. Gdy podkreśla on, że zrobili to nie święci, ale bardzo, bardzo dobrzy można pomyśleć – co w takim razie zrobiliby mu święci? W ten zadziwiający, dotkliwy sposób wyraża się bunt przeciw obłudzie, prywatnym skalom oceny tego, co dobre i co złe, wysokiej samoocenie osób, które krzywdzą innych. Co może zrobić człowiek z ręką przywiązaną do nogi? Nie jest w stanie się poruszać ani normalnie funkcjonować. Dobrzy ludzie uniemożliwili mu życie.
W tym niezwykłym zbiorze jeszcze dwa wiersze mówią o bólu. To Baletnica i Lalka. W pierwszym podmiot liryczny jest uwięziony w koszmarnym, pozbawionym sensu makabrycznym teatrze i krzyczy:
Nie mam takiej roli.
Krzyczę, bo mnie boli.
Podkreśla swoją zewnętrzność wobec reszty świata, jego krzyk to nie rola, tylko wyraz autentycznych uczuć. Lalka z kolei jest zbudowana na zasadzie powtarzającego się trzywersowego początku każdej strofy:
Gdy po raz pierwszy
Nóż we mnie wbili
I ze trzy razy go obrócili
Zmieniają się liczebniki i kolejne reakcje na powtarzającą się torturę. Krzyk stopniowo zamiera, wszystko jest mniej bolesne, aż do całkowitego zobojętnienia, a gdy ono następuje, oprawcy nudzą się krzywdzeniem, ponieważ brak widocznego cierpienia odbiera im satysfakcję. Odporny na ból, wypalony i zobojętniały na wszystko podmiot (tytułowa lalka) trafia do piwnicy, która wydaje się mu mieszkaniem. Okrucieństwo ludzi pojawia się często w wierszach Wiery Burłak, potrafią oni niszczyć innych, tak jak niszczą przedmioty.
Na okładce tomu Rękę do nogi drobna dziewczynka w sukience balansuje na ostrym szczycie litery białoruskiego alfabetu Д. Podobnie Wiera Burłak – tańczy i skacze wśród liter swoich wierszy i przed widownią na spotkaniach autorskich. Balansuje pomiędzy dzieciństwem i dorosłością, żartem i powagą, buntem i akceptacją świata. I czesze się w dwa warkocze.
Wiera Burłak, Rękę do nogi
Pogranicze, 2013