Inna Europa, Inna Literatura wydawnictwa Czarne to zdecydowanie jedna z moich ulubionych serii wydawniczych. Jak obiecuje tekst na stronie wydawnictwa, wydawane w jej ramach książki to literackie safari w krainach, o których prawie nic nie wiadomo. Ostatnia powieść Żadana idealnie wpisuje się w ten zamysł.

Rzecz dzieje się na terenie postsowieckiej Ukrainy, której realia autor oddał z rzetelnością właściwą komuś, kto nie czuje się gościem w kraju, o którym pisze, ale demaskuje swoje wyjątkowo silne przywiązane do miejsc, do obiektów, do klimatu i do ludzi. Powieść Żadana, przy całym swoim rozrywkowym charakterze, jest podskórnie przepełniona frustracją. Autor opisuje Ukrainę i Ukraińców w sposób, który powoduje i uśmiech, i poczucie zawodu, a nawet smutku. Pokazuje kraj, o który nikt nie dba, który został spisany na straty i pozbawiony nadziei na coś więcej niż – wprawdzie ciągle żywe i ciągle rozczulające – wspomnienia. Diagnoza Żadana jest prosta i zostaje wprost wyłożona w książce:

Oni wszyscy się tu urodzili i tu mieszkają. Ale zachowują się jak na dworcu, rozumiesz? Tak, jakby pociąg już został zapowiedziany i oni żegnają się ze wszystkimi. I już nikomu nic nie są winni i można wszystko rozpierdolić i spalić, dlatego że pociąg już czeka. (…) Cała ta bankowa hołota, gliniarze, biznesmeni, młodzi adwokaci, politycy z perspektywami, analitycy, właściciele, kurwa, kapitaliści…dlaczego zachowują się tak, jakby ich tu przysłano na wakacje? Jakby jutro mieli stąd wyjechać? Przecież nigdzie nie pojadą.


Być może pisarski kunszt powieści polega właśnie na tym, że ta i kilka podobnych diagnoz nie zdominowały całości fabuły.


Na niemal czterystu stronach Serhij Żadan nie stworzył powieści nadzwyczajnej, wybitnej i rewolucyjnej, ale z całą pewnością napisał tekst, który czyta się bardzo dobrze. Charakterystycznego stylu autora nie udało się zabić polskiemu tłumaczowi (Michał Petryk), chociaż kilkukrotnie miałam wrażenie, że bardzo się stara, szczególnie w początkowych fragmentach dialogowych.

Główny bohater – Herman – jest mężczyzną w sile wieku, singlem, wiedzie spokojne, chociaż nieco monotonne życie, ma pracę, wynajmuje mieszkanie i nie spodziewa się przewrotu w swojej bezpiecznej codzienności. Wszystko zmienia dzwoniący telefon. Okazuje się bowiem, że brat Hery niespodziewanie i w tajemniczych okolicznościach wyjechał, pozostawiając swój lokalny biznes bez opieki, a Hermana uczynił jego prawnym właścicielem. Aby nie było zbyt optymistycznie, pod pojęciem „biznes” kryje się lekko zdezelowana stacja benzynowa gdzieś na głębokiej prowincji wschodniej Ukrainy, w miejscu tak zapomnianym, że aż trudno nazwać je uboczem. Dla bohatera jest to jednak kraina wspomnień dzieciństwa i wczesnej młodości; mężczyzna początkowo przed nimi ucieka, a późnej stawia im czoła. Męskie przygody nie byłyby pełne bez kompanii „wiernych druhów”, których Hera odnajduje po latach. To dzięki ich pomocy bohater może udowodnić, że nie jest już tamtym chłopcem, który wyjechał, ale stał się mężnym mężczyzną, w pełni ukraińskiego znaczenia tego słowa. Równie ważne okazują się starania, by dać dowód przyjaźni, a niewiele jest lepszych okazji do udowodnienia drużynowej solidarności niż pojedynek piłkarski ze wspólnym, odwiecznym wrogiem. Dziarskiej, męskiej, może niezbyt trzeźwej gry u Żadana nie brakuje.

Ostatecznie problem czytelnika polega głównie na tym, że jak zjawy pojawiają się w tekście fragmenty niejako surrealistyczne, tworzące specyficzne zamieszanie: choćby pociąg widmo, który jeździ po nieaktywnych, urywających się w polu torach. Podróżuje nim wraz ze swoją świtą niezidentyfikowany kontroler, który monitoruje i nadzoruje rozwój kraju. To już dostatecznie niepokojące. Jeśli jednak weźmiemy jeszcze pod uwagę, że główny bohater wsiada do owego pociągu, odbywa podróż, ujmuje swoją osobowością kontrolera i staje się świadkiem krwawego uboju czarnej owcy, którą towarzystwo zamierza zjeść na śniadanie, to niepokój naturalnie jeszcze wzrasta. Wzrasta też ciekawość. Może się bowiem okazać, że perypetie Hermana to w znacznym stopniu wytwór wyobraźni podatnej na narkotyczne i alkoholowe wizje.

Istnieje tendencja do wyodrębniania literatury kobiecej, do tworzenia zgrabnych i często niewystarczających definicji, klasyfikujących literaturę ze względu na płeć autorek. Gdyby jednak narodziła się potrzeba wyodrębnienia zjawiska literatury męskiej, to myślę, że powieść Żadana miałaby wielką szansę stać się utworem reprezentacyjnym dla gatunku. Oczywiście znów pojawiłyby się głosy, że perypetie są schematyczne, a postaci przerysowane, że razi przewidywalność drogi, którą musi przebyć główny bohater, że męczy nagromadzenie krwi, potu, brutalności, seksu, przekleństw i alkoholu… Zarzuty o tyle prawdziwe, o ile bezsilne. Czytelnicy, którzy sięgną po Woroszyłowgrad w poszukiwaniu współczesnej męskiej i mocnej prozy – prozy przygodowej dla dorosłych – poczują się usatysfakcjonowani, bo Serhij Żadan proponuje kawałek dobrej, sprawnie napisanej literatury właśnie tego typu.


Serhij Żadan, Woroszyłowgrad
przeł. Michał Petryk
Czarne, 2013