Czternaście najnowszych opowiadań jednej z najwybitniejszych pisarek. Nieoczekiwane spotkanie kochanków z odległej przeszłości, romans bogatej kobiety z mężem innej, rozpacz mężczyzny, którego żona jest nieuleczalnie chora...
Drogie życie to historie zwiążków i namiętności, opowiadania o sekretach dzielących nawet najbliższych sobie ludzi, zapiski pokrętnych ścieżek losu, kpiącego z naszych marzeń i oczekiwań. To także bardzo osobiste wspomniania autorki, przywołującej dom w Wingham, rodziców, młodszą siostrę, młodzieńcze rozterki, lęki i obsesje.


Tak dotąd pisaliśmy w E-SPLOCIE o prozie Munro:

Jest taki czas, kiedy chcemy poukładać swoje życie w rozdziały, nazwać je i się ich nauczyć, stworzyć swego rodzaju podręcznik, który pomoże zdać każdy egzamin w zaświatach. W Widoku z Castle Rock Alice Munro zgłębia życie, własne życie, choć nie znaczy to, że kurczowo trzyma się faktów.
Anna Wajner

Jeśli życie to nieustanny ruch w przód i w tył, ciągłe pulsowanie, Alice Munro robi to, na co bohaterce opowiadania z jej nowo wydanego w Polsce zbioru, która wyraziła ten pogląd, nie starczyło czasu. Stara się odkryć, co jest poza tym. Coś, co stanowi esencję bytu. Starość jest w tych poszukiwaniach sprzymierzeńcem, jeśli nie jedyną perspektywą, która w akceptacji zwyczajności, śmierci, utraty i krzywdy – tej wyrządzonej i tej doznanej – pozwala dostrzec linię życia, los, na jaki z reguły nie składają się wydarzenia ani łatwe, ani wielkie.

Dominik Antonik


Alice Munro to kanadyjska pisarka, jedna z najbardziej cenionych autorek krótkich form prozatorskich. Akcja większości jej utworów osadzona jest w południowo-zachodniej części stanu Ontario. Alice Munro w 2009 roku została uhonorowana nagrodą Man Booker Prize za całokształ twórczości i bywa często wymieniana wśród kandydatów do literackiej Nagrody Nobla.




FRAGMENT PROZY MUNRO:

Żwir

W tamtym czasie mieszkaliśmy niedaleko żwirowni. Nie jakiejś ogromnej, gdzie pracowałyby monstrualnej wielkości maszyny. To była nieduża żwirownia, z której już dawno temu jakiś miejscowy farmer musiał czerpać zyski. Prawdę mówiąc, żwirownia wydawała się na tyle płytka, że można było wziąć ją za wykop pod budowę domu, którego nigdy nie wzniesiono.
Moja matka wciąż nawiązywała do niej w rozmowie.
— Mieszkamy koło starej żwirowni, przy wylocie drogi prowadzącej ze stacji obsługi pojazdów — zwykła mówić ludziom ze śmiechem, bo taka była zadowolona, że udało jej się odseparować od wszystkiego, co wiązało się z domem, ulicą — mężem, życiem, które wiodła wcześniej.
Ja ledwo pamiętam tamto dawne życie. To znaczy przypominam sobie wyraźnie niektóre epizody, ale nie potrafię odtworzyć obrazu całości.
Z domu, który mieliśmy w mieście, została mi w pamięci tapeta w misie z mojego starego pokoju. W nowym domu, który właściwie był przyczepą, moja siostra Caro i ja miałyśmy wąskie łóżka umieszczone jedno nad drugim. Kiedy się tam wprowadziłyśmy, Caro dużo mi opowiadała o naszym starym miejscu zamieszkania, próbując mnie zmusić, bym sobie przypomniała to czy tamto. Robiła tak zawsze wtedy, gdy już leżałyśmy w łóżkach, i zwykle nasze rozmowy kończyły się tym, że ja nie mogłam przywołać w pamięci dawnych wydarzeń, a ona się na mnie złościła. Czasem już mi coś prawie świtało w głowie, ale z przekory lub obawy, że coś przekręcę, wolałam udawać, że nie pamiętam.
Kiedy przeprowadziłyśmy się do przyczepy, było akurat lato. Towarzyszyła nam suczka Blitzee.
— Blitzee uwielbia to miejsce — mówiła matka i to była prawda. Który pies nie wolałby zamienić ulicy w mieście, nawet takiej z dużymi trawnikami i przestronnymi domami, na rozległe, ciągnące się po horyzont wiejskie okolice? Blitzee obszczekiwała każdy przejeżdżający pojazd, jakby cała droga należała do niej, a od czasu do czasu przynosiła do domu upolowaną wiewiórkę albo świstaka. Początkowo Caro bardzo się tym martwiła. Neal rozmawiał z nią na ten temat, tłumacząc tajniki psiej natury i łańcucha życia, w którym jedne zwierzęta pożerają inne.
— Przecież dostaje swoje psie jedzenie — upierała się Caro.
— A gdyby go nie dostawała? A jeśli któregoś dnia zostałaby zupełnie sama, bez nas i musiałaby dawać sobie jakoś radę? — spokojnie kontynuował swój wywód Neal.
— Nigdy jej nie zostawię — odpowiedziała Caro. — Zawsze będę się nią opiekować.
— Tak myślisz? — zapytał, a wtedy wtrąciła się matka, żeby odwieść Neala od jego ulubionego tematu.
Neal zawsze był chętny do rozmowy o Amerykanach, grzybie atomowym i tym podobnych sprawach, a nasza matka uważała, że my nie jesteśmy jeszcze na to gotowe. Nie przyszło jej nawet do głowy, że kiedy on rozprawiał o grzybie atomowym, ja wyobrażałam sobie jakiś gigantyczny grzyb wyhodowany przez Amerykanów. Nie byłam jednak pewna, czy dobrze wszystko rozumiem, i dlatego wolałam nie zadawać pytań, by się nie ośmieszyć.

Neal był aktorem. W mieście działał profesjonalny teatr letni, zupełna nowość w tamtym czasie. Niektórzy ludzie byli do tego projektu nastawieni entuzjastycznie, a inni martwili się, że teatr ściągnie do miasta różne szumowiny. Moi rodzice zaliczali się do grupy entuzjastów, a zwłaszcza matka, bo miała więcej czasu. Ojciec był agentem ubezpieczeniowym i dużo podróżował. Matka wciągnęła się w działalność na rzecz teatru, zbierała fundusze i pomagała również, pracując jako bileterka. Była bardzo atrakcyjna i młoda, tak że równie dobrze mogła uchodzić za aktorkę. W pewnym momencie zaczęła się też nosić jak artystka, zakładała powłóczyste spódnice, szale i długie naszyjniki. Włosom pozwalała swobodnie spływać na ramiona i przestała robić sobie makijaż. Oczywiście ja w tamtym okresie byłam za mała, by coś z tego rozumieć albo zauważyć jakiekolwiek zmiany. Matka to matka. Natomiast bez wątpienia nie uszło to uwagi Caro. No i mojego ojca. Chociaż znając jego naturę i uczucia, jakimi darzył mamę, myślę, że mógł być z niej dumny, bo tak pięknie wyglądała w tych swoich nowych strojach i tak dobrze się rozumiała z artystami. Kiedy opowiadał o tych latach później, twierdził, że zawsze aprobował sztukę. Mogę sobie teraz wyobrazić, jak bardzo zażenowana byłaby matka i jak bardzo starałaby się pokryć śmiechem swoje zakłopotanie, gdyby ojcu przyszło na myśl złożyć taką deklarację w obecności jej teatralnych przyjaciół.
No cóż, a potem rzeczy potoczyły się tak, jak można było przewidzieć, i pewnie wiele osób tego właśnie się spodziewało, ale nie mój ojciec. Trudno mi stwierdzić, czy podobne historie przytrafiły się również innym osobom, które zgłosiły się do pomocy w teatrze. Wiem jednak, chociaż tego nie pamiętam, że mój ojciec płakał i przez cały dzień chodził za matką, nie spuszczając jej z oczu i wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. A ona, zamiast podnieść go na duchu, powiedziała coś, co go dobiło.
Wyznała, że dziecko jest Neala.
Była tego pewna?
Całkowicie. W pełni kontrolowała sytuację.
I co się stało później?
Ojciec przestał płakać. Musiał wrócić do pracy. Matka spakowała nasze rzeczy i zabrała nas ze sobą. Zamieszkałyśmy razem z nią i Nealem w przyczepie, którą on wynalazł, na wsi za miastem. Potem matka powiedziała, że ona też płakała. Ale przynajmniej poczuła ulgę. Może po raz pierwszy miała pełną świadomość tego, że naprawdę żyje. Uważała, że otrzymała szansę od losu. Mogła zacząć wszystko od nowa. Porzuciła nie tylko męża, ale także swoje srebra, porcelanę, urządzone mieszkanie, ogród pełen kwiatów i nawet ukochane książki stojące w biblioteczce. Teraz miała zacząć żyć, a nie zajmować się czytaniem. Zostawiła ubrania wiszące w szafie, buty na obcasach z włożonymi do środka prawidłami, brylantowy pierścionek i obrączkę na toaletce, jedwabną koszulę nocną w szufladzie. Planowała, że gdy zamieszkamy na wsi, będzie się starała chodzić nago, dopóki pogoda na to pozwoli. Ale ten pomysł nie wypalił, bo gdy próbowała wprowadzić go w życie, Caro popędziła do łóżka i zwinęła się w kłębek. Nawet Neal nie był jakoś szczególnie entuzjastycznie nastawiony do tego projektu.

Neal. Co właściwie o tym wszystkim myślał? Jego filozofią życiową, jak to później wyłożył, było akceptować w pełni to, co niesie życie. Wszystko jest darem. Dajemy i bierzemy.
Do ludzi, którzy głoszą takie teorie, nie mam zaufania, co nie znaczy, że moje podejrzenia są uprawnione.
Neal nie był tak naprawdę aktorem, tylko eksperymentował, jak sam twierdził. W ten sposób chciał dowiedzieć się jak najwięcej o samym sobie. Gdy studiował w college’u, zanim jeszcze z niego wyleciał, występował jako członek chóru w Królu Edypie Sofoklesa. Podobało mu się to — lubił się w coś bez reszty angażować, współdziałać z innymi. Później, na ulicy w Toronto, wpadł na znajomego, który wybierał się na przesłuchania w sprawie pracy sezonowej. Chciał zaciągnąć się do nowej trupy aktorskiej, która miała dawać przedstawienia na prowincji. Neal poszedł razem z nim, bo akurat nie miał nic lepszego do roboty, i ostatecznie to on dostał angaż, a znajomy odszedł z kwitkiem. Neal miał zagrać rolę Banka. Czasami reżyserzy woleli, by duch Banka ukazywał się na scenie naprawdę, a czasami nie. Tym razem zdecydowano, że duch Banka się pojawi. Neal idealnie się do tego celu nadawał, bo miał odpowiedni wzrost i w ogóle był pokaźnych rozmiarów. Solidny kawał ducha.
Neal planował, że zimę również spędzi w naszym mieście, jeszcze zanim moja matka ujawniła radosną wiadomość. Już wcześniej upatrzył sobie przyczepę. Znał się też na tyle dobrze na stolarce, by móc wykonywać prace renowacyjne w teatrze, a tym samym przetrwać jakoś do wiosny. Dalej już nie planował, bo nie widział takiej potrzeby.
Caro nawet nie musiała zmieniać szkoły. Zabierał ją szkolny autobus, który stawał na końcu drogi biegnącej obok żwirowni. Musiała zaprzyjaźnić się z wiejskimi dziećmi, a może też wyjaśnić to i owo swoim przyjaciołom z miasta, z którymi przyjaźniła się w poprzednim roku, ale nawet jeśli miała z tego powodu jakieś problemy, ja nigdy o tym nie słyszałam.
Blitzee zawsze czekała na nią przy drodze, by razem wrócić do domu.
Ja nie poszłam do przedszkola, ponieważ matka nie miała samochodu. Ale nie tęskniłam za towarzystwem innych dzieci. Wystarczała mi Caro, kiedy już wracała do domu.
Matka często była w radosnym nastroju. Tamtej zimy, gdy tylko spadł śnieg, ulepiłyśmy wspólnie bałwana, a ona poprosiła:
— Możemy dać mu na imię Neal?
Zgodziłam się i powtykałyśmy w niego różne rzeczy, żeby zabawnie wyglądał. Potem zdecydowałyśmy, że wybiegnę z domu, gdy nadjedzie samochód Neala, i zawołam: „Neal! Neal!”, pokazując na bałwana. I tak zrobiłam, ale Neal wysiadł z auta wściekły, krzycząc, że mógł mnie przejechać.
To był jeden z nielicznych momentów, kiedy widziałam, że zachowuje się jak ojciec.
Tamte krótkie zimowe dni musiały wydawać mi się dziwne — w mieście o zmierzchu zapalano światła. Ale dzieci szybko przyzwyczajają się do zmian. Czasami myślałam sobie o naszym dawnym domu. Nie chodzi o to, że za nim tęskniłam albo że znów chciałabym tam zamieszkać — zastanawiałam się tylko, gdzie się podział.
Relacje mojej matki z Nealem nadal dobrze się układały, co dotyczyło również nocy. Kiedy się budziłam i musiałam iść po ciemku do łazienki, wołałam matkę. Przychodziła uśmiechnięta, ale nie spieszyła się zbytnio. Owinięta była kawałkiem materiału albo szalem. Również pachniała w charakterystyczny sposób, który kojarzył mi się ze światłem świec oraz muzyką. I z miłością.


Cytowany fragment pochodzi z najnowszego tomu opowiadań Alice Munro pt. Drogie życie. Książka w przekładzie Agnieszki Kuc ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego 16 maja 2013 roku.