Sale, w których prezentowane są zdjęcia laureata World Press Photo 2011 zostały zaciemnione. Z mroku wyłania się dwanaście sylwetek. Różnych rozmiarów odbitki, po sześć w każdej sali, umieszczono na wysokości wzroku widza. Nie ma tu ścisku, nie słychać dźwięków ulicy, każda z dwunastu twarzy potraktowana jest z należnym jej szacunkiem i uwagą. Cisza i spokój zapraszają do kontemplacji.

Fot. Filip Ćwik

Stojąc w progu, oglądający wystawę widzi tylko fotografie, wynurzające się z mroku postacie. Dopiero wchodząc do sali dostrzega wiszące za jego plecami tabliczki z opowiedzianymi przez te postacie historiami. Ojciec dzieli się bólem po stracie synów, ale dodaje, że gdyby miał ich więcej, wszyscy zostaliby męczennikami. Inny mężczyzna przeżył własną egzekucję. W tureckim obozie dla uchodźców urodził mu się właśnie syn. Emerytowany oficer wojsk inżynieryjnych wyraża żal wobec zdradzającej go ojczyzny. Jedyna w grupie kobieta opowiada o gwałtach oraz obcinaniu palców żonom w celu zdobycia ich obrączek. Żołnierz Wolnej Armii Syryjskiej, występującej przeciw reżimowi, mówi: „Wszystkie kraje arabskie są takie same. Wszędzie wojsko (...)”. Każda z wypowiedzi, spisanych przez Michała Kacewicza została podpisana imieniem i nazwiskiem, ale ich dopasowanie do ludzi utrwalonych na obrazach leży już w gestii widza.
Jeśli ten będzie odczuwał taką potrzebę.

Dopasowanie nie jest konieczne. Nie podpisano również portretów, bo nazwiska mają tu chyba mniejsze znaczenie. Opowiedziane historie są reprezentatywne i można je mnożyć. Choć w przypadku 12 twarzy/faces mamy do czynienia z uchodźcami chroniącymi się w Turcji przed syryjską wojną domową, ciemność otaczająca fotografie oraz widzów odnosi się do jednej rzeczywistości. Rzeczywistości wojennej.

O tym, jak pokazywać wojnę i ludzkie cierpienie w epoce okularcentryzmu dyskutowało już wielu. Organizowany co roku konkurs World Press Photo bywa krytykowany za promowanie drastycznych obrazów wojny, które – z powodu ich oswojenia –  dla większości odbiorców nie stanowią już niczego nadzwyczajnego. Wszystkie obrazy krwawych konfliktów, widziane w tak potężnym nawarstwieniu, zlewają się w jeden. Co roku słyszymy o innych przewrotach, ale widzimy podobne fotografie. Susan Sontag w wydanym w 2010 roku Widoku cudzego cierpienia pisze, że świadomość cierpienia nawarstwionego w wybranych wojnach jest sztucznym konstruktem, wypełnianym na potrzeby władzy i społeczeństwa. Odbiorca nieuczestniczący w wydarzeniach wojennych może polegać jedynie na zapośredniczonym przez media obrazie, kształtowanym przez konkretne instytucje. 

Pierwsze reportaże wojenne spotykały się z szokiem, dziś „widok cudzego cierpienia” coraz częściej traktowany jest jako banał. Z szokiem można się oswoić. Kiedy wrażliwość odbiorcy zostaje przytępiona, a sumienie uśpione, trzeba je wzbudzić innymi sposobami i mam wrażenie, że Ćwik właśnie to robi. Charakter wojny pozbawia ludzi jednostkowej tożsamości, a nawet ludzkich cech. Wojna jest uniwersalna, uogólniona tak samo jak uogólnione i anonimowe są jej ofiary. Projekt podjęty przez fotoreportera „Newsweeka” ma na celu przywrócenie uchodźcom godności, jednostkowej, unikalnej biografii. Pozwala im mówić własnym głosem.

Fotografia humanistyczna interesuje się człowiekiem i jego problemami, ale nie porusza wymową, zaprasza do dialogu, informuje, uczy. Stąd tak istotne w cyklu Ćwika są twarz oraz uważne spojrzenie  w kierunku widza. Zarówno na portretach, jak i w wypowiedziach bohaterów projektu, nie ma łzawych emocji. Zamiast nich – spokojna rzeczowa opowieść. Partycypowanie w wystawia wymaga nie tylko oglądania, ale również badania fotografii, otworzenia się na Innego, który dzieli się swoimi niepokojami z drugim człowiekiem.
  
Fot. Filip Ćwik

Portrety są biało-czarne. Zostały wykonane aparatem wielkoformatowym (gdzieniegdzie można dostrzec fragmenty negatywów) w tradycyjny, może już dzisiaj zapomniany, sposób – autor projektu zapraszał uchodźców do specjalnego namiotu i tam tworzył ich wizerunki oraz wysłuchiwał opowieści. Wszyscy pozują en face, przybierają wyważoną pozycję, patrzą prosto w obiektyw. W ich twarzach, niczym w zwierciadle, odbijają się strach, lęk, bezsilność, rezygnacja, zmęczenie, złość, ale też duma i szacunek. Nikt się nie uśmiecha. To wojownicy. Już po przekroczeniu progu galerii da się to odczuć.  

Widz może solidaryzować się z ofiarami wojny, ale często żywi przekonanie, że ich losy znajdują się poza zasięgiem oddziaływania. W tekście towarzyszącym wydarzeniu Joanna Kinowska wzywa: „Każda z osób – bez względu na płeć, wiek i zawód – spojrzała wojnie w twarz. Teraz patrzą na ciebie i wymagają twojej uwagi”. Fotografia nie ma leczyć naszej niewiedzy o historii i przyczynach cierpienia. Obrazy mają być zachętą do wzbudzenia świadomości i podjęcia działań.

FILIP ĆWIK 12 twarzy/faces
04.04.2013 – 28.04.2013
Galeria Pauza, ul. Floriańska 18/5