Nie kupujemy już gazet. Od lat nie mamy też za drzwiami pokaźnego stosu makulatury. Cieszymy się z uratowanych drzew, ale jednocześnie chce się nam zaśpiewać za Okudżawą: _a jednak żal..._ Przede wszystkim szelestu stron i niewygodnych, nawet na stole, formatów. Może ten irracjonalny smutek pojawia się dlatego, że łatwiej kontemplować coś, co fizycznie jest. W namacalnym tego _jest_ znaczeniu.
Nie kupujemy jednak gazet. Mimo to kilka razy dziennie czytamy jeden (który, niech pozostanie naszą tajemnicą) z ogólnopolskich dzienników. Jak to etatowi pracownicy, biurową dniówkę rozpoczynamy od sprawdzenia poczty i lektury pierwszej strony elektronicznego wydania gazety lub, z braku czasu, chociażby doniesień ulubionego portalu internetowego. Pracodawca zapewnia nam też dostęp on-line do pełnych wydań pism branżowych, a biblioteki, także te cyfrowe, do wszelkich archiwów, jakich dusza zapragnie.


Czy to koniec prasy drukowanej? W naszym prywatnym świecie, jeszcze nie. Pytanie tylko, przez ile miesięcy lub lat będziemy nadal, od czasu do czasu, by pofolgować dawnym nawykom, nie bez pewnego ekscentryzmu, kupować w kiosku „Tygodnik”. Wydaje się, że stopniowo pogodziliśmy się z myślą o schyłku ery Gutenberga. Pożegnanie z ruchomymi czcionkami nie wzbudza już takich emocji jak jeszcze przed kilkoma laty. Nawet u nas, osób wciąż oczarowanych archiwami, bibliotekami, kolorem i fakturą zakurzonych szpalt.
Rzućmy jednak garść faktów przeciw sentymentom: internetowe wydania gazet, dziennikarstwo obywatelskie, książki elektroniczne, czytniki, cyfrowe biblioteki i archiwa.
Istnieje nawet podobno „książkomat” o fantazyjnej nazwie _Espresso Book_. Pozwala w niecałe pięć minut drukować opasłe tomiska. Urządzenie stosują ponoć Nowojorska Biblioteka Publiczna, Bank Światowy i Biblioteka Aleksandryjska, a także znane brytyjskie wydawnictwo Faber and Faber.
To bez dwóch zdań zmierzch ery materialnych nośników druku. Marshall McLuhan, niegdyś wizjoner, a dziś klasyk nauki o mediach, już w latach sześćdziesiątych prorokował: _Książka powoli [...] zaczyna się stawać usługą informacyjną, produkowaną dla indywidualnych potrzeb i na życzenie czytelnika_. Jak widać, nie bardzo się pomylił.
Bezpłatne witryny internetowe i pełne, elektroniczne wydania gazet są bez wątpienia przyszłością prasy. Nie ma chyba wydawcy, który nie zdawałby sobie z tego sprawy. Nawet prasowi giganci decydują się na tę formę przekazu, często kosztem tradycyjnych wydań papierowych. Brytyjski _Guardian_ odniósł nie lada sukces, inwestując w internetową wersję _Guardian Unlimited_. To dzięki niej zarabia dziś naprawdę sporo na reklamach.
Sieć to nie tylko źródło zarobku dla gigantów, ale też metoda przetrwania dla pism niszowych. By się przekonać, wystarczy wstąpić na moment na strony "Witryny Czasopism":http://katalog.czasopism.pl/index.php/Strona_g%C5%82%C3%B3wna i sprawdzić, ile z obecnych tam tytułów nie ma swoich drukowanych odpowiedników. Poza tym stałą formą dostępu do kultury słowa stały się internetowe księgarnie, sprzedające nie tylko tradycyjne, drukowane książki i czasopisma, ale też ich wersje cyfrowe, póki co nieznacznie tańsze od analogowych.
Stare, poczciwe książki, a wraz z nimi, a nawet o krok przed nimi, czasopisma, nieuchronnie przenoszą się w świat techniki. Zaczyna więc przyrastać do nich magiczny przedrostek „e”. E-książkę (chyba lepiej e-book, skoro nie mówimy e-poczta czy e-list, lecz e-mail) można czytać za pomocą komputera albo specjalnego poręcznego czytnika, jak ten dostępny na rynku od 2007 r., o grzecznej nazwie _Kindle_.


Na razie jednak czytelnicy najczęściej drukują uzyskany drogą elektroniczną tekst. Z pozoru – druk wciąż wygrywa. Nie bądźmy jednak naiwni. Już niedługo, zamiast kupować kolejny toner do drukarki, będziemy mogli zaopatrzyć się w rewolucyjny wynalazek, jakim jest e-papier. Dzięki niemu czytanie z ekranu przestanie być bardziej męczące niż czytanie z kartki. Bo elektroniczny papier nie będzie – jeśli wierzyć zapowiedziom – jak ekran. Będzie można go nawet zwinąć i schować do kieszeni. Nic się przy tym nie złamie, nie zepsuje, ani nie zamaże. Masowa sprzedaż polimerowych wyświetlaczy milimetrowej grubości rozpocznie się, jak zapowiadają producenci, już niebawem.
Zanim komukolwiek zaczęło się śnić o tak przełomowych wynalazkach, czeski pisarz i dziennikarz Karel Čapek, w napisanym na początku ubiegłego stulecia tekście Pochwała prasy składał hołd ukochanemu przez siebie gatunkowi pisarstwa użytkowego. Twierdził trafnie, że podczas gdy literatura piękna jest wyrażaniem starych kwestii w nowy sposób, gazeta to wyrażanie stale nowej rzeczywistości w sposób ustalony i niezmienny.
Jak widać, niezmienność tego prasowego sposobu oglądu rzeczywistości tkwi nie w zadrukowanych szpaltach, a w stylu i podejmowanej tematyce. Tekst dziennikarski przeczytamy z kartki, z ekranu, czy te z elektronicznego papieru, pozostanie tekstem dziennikarskim, a prasa pozostanie prasą. Medium niczego tu nie zmieni. Każda z prasowych rubryk, nawet z tych czytanych za pośrednictwem Internetu, jest bowiem nadal, jak pisał o międzywojennych gazetach Čapek, _pochodzenia prastarego_. Wciąż wyraża „wieczne aktualia”. Dla gazet bowiem _extra praesentiam non est existentia_. Jakby na to nie spojrzeć, trudno zaprzeczyć, że publikacja newsów w Internecie pozwala łapać rzeczywistość na jeszcze bardziej gorącym uczynku.

Stara jak ludzkość prasa wydaje się, na szczęście, tak samo jak ludzkość elastyczna i zdolna do adaptacji. Nie wyginie jak dinozaury. Jak te wszystkie zmiany wpłyną na jakość i wiarygodność wiadomości? To nie jedyne niepokojące pytanie. To temat na zupełnie inny felieton. Tymczasem zapraszam do lektury e-spoltu. Przez ekscentryzm chyba cieszę się też na każdy kolejny drukowany numer. Na koniec znowu zanucę za Okudżawą: _cóż, każda epoka ma własny porządek i ład_.



Czytacz i pisacz

foto: archiwum autorki