W pierwszym akapicie od razu wypada wytłumaczyć się z powyżej – może zbyt pochopnie z uwagi na specyfikę recenzenckiego leadu – wysnutych wniosków. Używając określenia „niewinne istnienie fikcyjnych światów”, mam na myśli przekonanie o tym, że „bajka” to nic innego jak autonomiczny świat mówiących zwierząt, zaczarowanych przedmiotów, cudów i w gruncie rzeczy banalnych morałów, które wybrzmiewają na końcu alegorycznej opowieści o losach czarno-białych charakterów. Oczywiście jest to zbyt duże uproszczenie i można mi zarzucić krzywdzące podejście do grupy czytelników nieoswojonych z bajkową materią. Tej grupie szczególnie polecam lekturę książki Prokopiewa Mały człowiek. Bajki z lewej kieszeni, która jest swoistym antidotum na stan bajkowej i baśniowej antypatii.

Swoją lekturę rozpoczęłam od najbardziej intrygującego, ostatniego tytułu. Autobajka (którą opowiada się próbując obciąć paznokcie u lewej dłoni…) zaczyna się od cytatu z Picassa: Cuda są wszędzie. Czy nie jest cudem, kiedy nie utoniesz podczas kąpieli w wannie? Jego rozwinięcie znajdziemy w treści opowiadania: w przypadku Prokopieva prawdziwym świadkiem cudu była jego matka, a on, jeśli można tak powiedzieć, był tym cudem. Biograficzne czytanie jest tu uzasadnione właśnie przez to, że do zbioru autor włączył historię swojego życia, ale z etykietą „bajka”, która pozwoliła odrealnić tę opowieść. Autobajka jest bowiem autobiografią, pisaną jednak z trzecioosobowej perspektywy: opowiada się o Prokopievie-dziecku, które z powodu zaburzeń zdrowotnych wyglądało jak wilkołak; o chłopcu spędzającym całe dnie na lekturze książek w parku; o studencie komparatystyki w Belgradzie i członku popularnego jugosłowiańskiego zespołu rockowego o nazwie Idoli; w końcu o Prokopievie-pisarzu, który kiedyś sam o sobie napisze. Bajkową konwencję wprowadzają do historii z lat osiemdziesiątych znacząco nazwane postaci: Anonim z MSW inwigiluje mieszkanie Prokopiewa w związku z zaostrzonym nadzorem po śmierci Marszałka Tito, Główny Stróż w jakimś zakładzie skrupulatnie notuje wszystkie słowa, jakie wypowiadają skazańcy. Z bajki dowiadujemy się, że Prokopiev od zawsze miał problemy z autorytetami i mundurowymi. W trakcie jednego z koncertów dla hecy opryskał z pistoletu na wodę obecnego ambasadora Serbii i Czarnogóry w dużym europejskim państwie i omal nie został wyrzucony z uniwersytetu za manifestowanie buntowniczej postawy. Również jego praca w radiu była określana jako wrogi anarcho-liberalizm. Prokopieva (wyłącznie jako bohatera bajki?) właściwie do dziś obezwładnia przemożne uczucie, że znajduje się na wygnaniu we własnej ojczyźnie i żeby o tym zapomnieć, często podróżuje. Pisanie również jest dla niego formą ucieczki od przeszłości. Mimo że, jak w Autobajce, w swojej twórczości często do niej wraca.

Ostatnia fraza Autobajki brzmi: nawet dzisiaj bajki mogą mieć swoje miejsce w rzeczywistości.
Choć wiadomo, że ich scenariusze w mniejszym lub większym stopniu się zmieniają
. Z reguły na końcu bajki pojawia się morał, więc te słowa powinny mieć charakter pouczającej konkluzji. Dydaktyzm bajek Prokopieva nie jest jednak oczywisty. Autor Małego człowieka nie daje w nich jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co jest bez wątpienia właściwe i moralne. Jeśli faktycznie tworzy opozycje, to w zadziwiająco prosty sposób, tak aby ich istnienie było tym bardziej nieprawdopodobne – w bajce Lewa i prawa Czeslandia jest to dobrze widoczne. Lewą Czeslandią rządzi Amos IV, podczas gdy Prawą – Samo VI. Mieszkańcy pierwszego kraju preferują ciemne kolory, a obywatele drugiego noszą tylko jasne ubrania – i tak dalej. Narrator zapewnia, że opowiastka ta pozbawiona jest morału, ale zaraz potem dodaje ciekawostkę o sowie, która – w przeciwieństwie do ptaków, dla których postrzegane przedmioty są wyłącznie czarno-białe – rozróżnia też niebieski, a więc kolor nieba. Inne ptaki, nieświadome własnych ograniczeń, jedynie współczują sowie, że skazana jest na życie w ciemnościach nocy. Morał wydaje się więc oczywisty: lepiej dostrzegać różne punkty widzenia, nie definiować świata na zasadzie jednoznacznych przeciwieństw. Z drugiej strony taka umiejętność może być równocześnie wyrokiem życia w izolacji i niezrozumieniu. Wpisując się w bogatą, historyczno-literacką tradycję opowiadania bajek (i baśni), autor nie traktuje swoich czytelników niepoważnie, nie prowadzi ich za rękę przez narrację aż do celu – oczywistych konkluzji i moralnych prawd.

Jeśli posłużyć się literacką terminologią, to w zbiorze szesnastu bajek Prokopieva dominują bajki narracyjne, czyli fabularne, oraz polityczne. Historia o literze „M” wydarza się w anonimowym królestwie lub państwie, którego władca – rozczarowany miłością – nakazał usunięcie litery z alfabetu, czyli również z imion i nazw. Czy jest ona alegorią życia w ustroju politycznym zdominowanym przez jednostkę: w monarchii, państwie totalitarnym, czy raczej w demokracji, skoro istnieją w niej też zalążki społeczeństwa obywatelskiego? A może lepszym kluczem interpretacyjnym jest ten związany ze zmianą nazw zaczynających się na literę „M”, który może odnosić się do problematycznej sytuacji Macedonii, rodzinnego kraju autora. Nazwę „Republika Macedonii” uznaje oficjalnie tylko 125 krajów na świecie, a ponad 20 odmawia jej przyjęcia. Jednym z nich jest Grecja, która sprzeciwia się nazywaniu bałkańskiej republiki Macedonią (argumentem w tej sprawie jest greckie pochodzenie nazwy). Żeby zniwelować napięcie na linii dwóch państw, na forum ONZ zaakceptowano nazwę „Była Jugosłowiańska Republika Macedonii”. Podobnie jak w tym przypadku, również w bajce Prokopieva nazwy (nawet tak indywidualne jak imiona) okazują się istotnym elementem gry politycznej, obojętne czy zaplanowanej, czy prowadzonej w sposób impulsywny i chaotyczny.

Bajka to również przypowieść na temat uniwersalnych sytuacji moralno-psychologicznych, która ilustruje ogólną prawdę i powtarzalne doświadczenie. W bajkach Prokopieva są to przeważnie traumatyczne doświadczenia i przykre sytuacje (w tym kontekście, jak sądzę, zmienił się scenariusz bajek). Tomcio Paluch pisze do matki z poprawczaka dla nieletnich, zamknięty w murach własnego bestialstwa. Jest bity przez policjantów, bo odgrywa się na bezwzględnej Kirace (skojarzenie z mityczną Kirke, która zamieniła towarzyszy Odysa w świnie, a jego samego więziła na wyspie – wydaje się uzasadnione), strażniczce Przeklętej Celi. W innej bajce wężyk, jedyny przyjaciel samotnego mężczyzny żyjącego z dala od cywilizacji, zostaje zabity przez mieszkańców miasta, gdy opiekun decyduje się na powrót. Tytułowy Mały człowiek to homunkulus wyhodowany przez uczonego Alcybiadesa, który zabije swojego stwórcę i wyruszy w świat. W tym sensie można uznać, że są to bajki o dydaktycznym przesłaniu – ukazując światy rządzone przez wzajemną wrogość i nienawiść, przestrzegają przed ich istnieniem.
 
O bajkach Prokopieva nie można jednak powiedzieć, że są wizją spełnionej apokalipsy, autorska ironia bierze w nich górę nad patosem. Człowiek z jednym skrzydłem to trawestacja znanej legendy o istotach na poły ludzkich, na poły zwierzęcych, o władcy ptaków i łabędzicy, opanowanych przez czarną magię. Ta historia jest autotematyczna względem samego procesu pisania bajki: pojawiają się w niej odautorskie komentarze, które burzą świat iluzji. Człowiek z jednym skrzydłem ma przed sobą wyzwanie: musi zrobić z pokrzyw trzy koszule dla łabędzic (jedna z nich jest Proppowskim donatorem poddającym bohatera próbie), żeby zdjąć urok z córek złej macochy. Środkiem magicznym jest szydełko, dla bohatera szczególnie trudne w obsłudze, a przeciwnika uosabia cały dwór, który sprzeciwia się apatii monarchy i poświęceniu się przez króla zajęciu przeznaczonemu dla kobiet (genderowe podejście autora można prześledzić nie tylko w tym fragmencie). Matka pomaga królowi wykonać trudne zadanie, które w efekcie przynosi szczęśliwe zakończenie. Mimo że bohater nie zdążył uszyć jednego rękawa, to pół-łabędzica, pół-kobieta idealnie pasuje do człowieka z jednym skrzydłem, co w tekście potraktowane zostało dosłownie: happy end to właściwie opis narządów intymnych pary bohaterów. Takie zabiegi są dla autora Bajek z lewej kieszeni charakterystyczne, ale nie oznacza to, że balansuje on na granicy wulgarności i banału. Bajki „nie dla dzieci” opowiadają nie tylko o namiętnych kobietach-łabędzicach, ale także o uczuciowej wytrwałości i zaangażowaniu.

Tomcio Paluch, Nibylandia, Łowca – w każdej z tych bajek pojawiają się rozpoznawalne motywy, „remiksowane” przez autora w nowej konwencji pisarskiej. Łowca to przerobiona baśń o królewnie Śnieżce: autor skorzystał z gotowego pomysłu, wykorzystał różne fragmenty, rekwizyty i postaci, a całość zaaranżował w nowej przestrzeni tekstu. Autor dokonuje tu – według mnie najmniej interesującego w całym zbiorze – przepisania historii na współczesne realia. Polecenie „kopiuj – wklej” zostało przez niego wykonane w nazbyt oczywisty sposób. Nowa wersja historii Śnieżki jest jedynie wzbogacona o lifestyle-owe określenia, o których bracia Grimm nie mogli mieć pojęcia. Kontrastuje to z doświadczeniem lektury Nibylandii, opartej co prawda na motywie fikcyjnego świata z Piotrusia Pana, ale przywoływanego jedynie w reminiscencjach głównego bohatera. Szczerbaty wspomina o chłopcu-zalotniku i uwodzicielu, który zawsze będzie pociągać kobiety. Również jego żona, Wendy, jest pod wrażeniem Piotrusia i mimo że wiele lat minęło od tamtej przygody, to nigdy nie uwolnią się spod władzy wspomnień – ich małżeństwem rządzi nieobecny duch. Materialny dostatek i powodzenie gwarantują tylko pozorne rodzinne szczęście. W tej wersji opowieści Nibylandia wcale nie jest bajkową fikcją, to utopia niezakłóconych relacji międzyludzkich.

W Autobajce narrator przyznaje, że pisanie literatury jest dla bohatera – Prokopieva – czymś więcej niż opowiadaniem anegdot. Zaraz z nieukrywaną dumą przybliża sylwetkę pisarza:
Do tej pory, jak już wspomniano, miał za sobą debiut i osiągał pewne literackie sukcesy, ale było jasne, że może dużo więcej. Od tego czasu, wyobraźcie sobie, ma na swoim koncie już ponad piętnaście książek. Na razie. Bez aplauzu proszę.


Zabieg nie tyle irytujący, co autoironiczny – taką przynajmniej mam nadzieję – puentuje bajkę o Prokopievie. Całego zbioru macedońskiego pisarza nie można nazwać anegdotami; bajek wyciągniętych z lewej kieszeni nie opowiada się też dla przyjemności słuchaczy. Mimo że w tytule autor wskazuje wyłącznie na jeden gatunek, z którego czerpał inspiracje, niektóre utwory ubrane są w formę raczej baśniową. Oprócz zabawy w deszyfrację gatunkowych tropów, można skierować się w stronę polityki i współczesności, a nawet rozpoznać realne postaci w bohaterach Prokopieva. Nikomu jednak nie życzę, żeby znalazł się w ich gronie.

***

I tak dalej, i tak dalej, aż do nieskończoności.


Aleksandar Prokopiev, Mały człowiek. Bajki z lewej kieszeni
Wydawnictwo TOCZKA, 2012


PRZECZYTAJ FRAGMENT KSIĄŻKI



Patronem medialnym książki jest E-SPLOT