Podczas lektury książki Porębiak przychodzi moment, w którym czytelnik zadaje sobie jedno z fundamentalnych pytań – po co? Po co to wszystko? Mimo że powieść nie jest długa, bardzo męczy – jest w niej odpychający nadmiar: za dużo rzeczy, za dużo postaci, za dużo niezwiązanych ze sobą wątków i epizodów, potężny wysiłek autorki, mający na celu stworzenie realistycznego (a przynajmniej zgodnego z powszechnym wyobrażeniem) obrazu minionej epoki, a wszystko to po to, żeby...
Gdyby jednak pokusić się na pewien eksperyment i wziąć Koniec świata za dobrą monetę – jako pewien ważny, pokoleniowy tekst, w którym zawarte są istotne refleksje na temat współczesności widzianej oczami debiutującej pisarki, to można wysnuć z tego dwa ciekawe wnioski. Po pierwsze, zarysowuje się tu wyraźne pragnienie eskapizmu, całkowitej rezygnacji z opisywania rzeczywistości na rzecz zanurzenia się w bezpiecznym, sentymentalnym wspominaniu. Jest to szczególnie istotne, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jest to literacki debiut autorki. Tym samym początek jej pisarstwa ufundowany jest na geście odrzucenia, wycofania się i ustawienia na bezpiecznej, dobrze ugruntowanej w świecie literackim pozycji resentymentu. W tej sytuacji trudno uniknąć porównania z innym debiutem z kuźni Pawła Dunina-Wąsowicza, czyli z Wojną polsko-ruską, książką wydaną dziesięć lat temu i diametralnie inną od Końca świata. Masłowska wdarła się na scenę literacką tekstem odważnym, zarówno pod względem fabularnym, jak i formalnym. Ciężko tu porównywać obie pisarki pod względem jakości ich prozy, jako że grają w zupełnie innych ligach, jednak znamienne są tu różnice w samym akcie fundacyjnym twórczości jednej i drugiej. Porębska wyznaje, i to byłby drugi wniosek, jaki można wysnuć z lektury Końca świata, utopijną wiarę w autonomiczność literatury lub, odwracając problem, nie posiada żadnej wiary w jej moc i znaczenie. Od samego początku (świadomie bądź nie) kieruje się w stronę najprościej rozumianego banalizmu, polegającego na biernym przetwarzaniu rzeczywistości już przetworzonej, w którym jednak nie ma żadnego nihilistycznego zaplecza filozoficznego czy też ideologicznego, pozwalającego na sformułowanie jakiejkolwiek poważniejszej tezy na temat współczesności. Mamy tu do czynienia z pustą enumeracją, przywoływaniem kolejnych rekwizytów, które jednak pozostają całkowicie niefunkcjonalne. Na kolejny mocny debiut w Lampie i Iskrze Bożej przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
Daria Porębiak, Koniec świata
Lampa i Iskra Boża, 2012