O co w ogóle chodzi?

Mieliśmy potrzebę unowocześnienia graficznego wizerunku miasta i pokazania, że Kraków to miasto tradycji i kultury, ale też miejsce twórczych napięć, kreatywne i nowoczesne  (…). W świecie, w którym bombardowani jesteśmy tysiącem informacji, w komunikacji często używamy skrótów. Wykorzystaliśmy ten trend, bo chcieliśmy też, by nowa linia graficzna przedstawiała Kraków jako miejsce, do którego ma się emocjonalny stosunek i z którym łatwo się identyfikować… Takimi słowami wiceprezydent Miasta Krakowa do spraw kultury Magdalena Sroka, uzasadniała pomysł wprowadzenia nowego sposobu identyfikacji Krakowa w formie akronimu KRK. Rzecz działa się wczesną wiosną ubiegłego roku i została umocowana prawnie w marcu prezydenckim zarządzeniem nr 610, jednak implementacja jednolitej linii graficznej rozpoczęła się na dobre wraz z początkiem bieżącego roku. Nasuwa się chyba oczywiste pytanie o to, co tak ważnego wydarzyło się, aby w środku krachu miejskich finansów inicjować bardzo kosztowe przedsięwzięcie?

Pierwsze wyniki nieprzeprowadzonego, niestety, „badania opinii publicznej” na temat nowego logotypu miasta pojawiły się samorzutnie w kwietniu ubiegłego roku, kiedy to na forach internetowych Krakowianie w większości w krytyczny sposób komentowali zaakceptowany już logotyp, proponując niekiedy niezbyt pochlebne dla miejskich urzędników rozwinięcie akronimu (zob. forum i forum).

Jak to wygląda?

Realizację nowej polityki promocyjnej miasta zapewnia tzw. manual ze szczegółowym opisem druków: plakatów, ulotek, folderów, okładek książek, koszulek i różnego rodzaju gadżetów czy nośników reklamowych. Ujednolicony został nie tylko układ graficzny materiałów promocyjnych i reklamowych, ale także… czcionka. Finalnie zalecono także kompozycje możliwych do wykorzystania fotografii. Kraków, zgodnie ze słowami pani wiceprezydent, ma być od teraz przedstawiany dynamicznie. Zdjęcia statycznego Krakowa zostały w manualu przekreślone.

Jak to działa w praktyce?

Przede wszystkim, poprzez nakaz umieszczenia znacznych rozmiarów logotypu KRK w lewym górnym rogu płaszczyzny, ograniczone zostaje realne pole do zagospodarowania. Wspomniany logotyp musi znajdować się w określonych odległościach od krawędzi projektowanej powierzchni, a na jego wysokości – po prawej stronie – nie mogą znajdować się żadne informacje. W efekcie, przy formacie np. A3, grafikowi „ucieka” około ¼ strony. Co prawda manual nie zabrania umieszczania logotypu na tle grafiki czy zdjęcia (tło w ten sposób traci na ważności), ale należało liczyć się z tym, że grafik może nie akceptować obcych elementów we własnej kompozycji zaprojektowanej w zupełnie innej stylistyce.  Szkoda, że nie uwzględniono takiej ewentualności przy tworzeniu zasad dla stosowania nowego znaku.

Elementy każdej poprawnej kompozycji powinny być zrównoważone i współgrać ze sobą tworząc harmonijną całość.
Zgodnie z obecnymi zaleceniami dotyczącymi logotypu KRK, punktem odniesienia staje się stosunkowo duża „plama” w lewym, górnym rogu przez co grafik – projektując swoje dzieło – musi cały czas się do niej odnosić. Konieczność zrównoważenia poszczególnych elementów kompozycji wobec znacznej wielkości logotypu może skutkować wzrostem rozmiaru części tekstowej, czego efektem może być dominacja tekstu nad grafiką – plakat stanie się afiszem. Efekt wprowadzenia nowej linii graficznej miasta będzie taki, że autorzy plakatów czy ulotek będą musieli prowadzić przepychanki w kwestiach estetycznych z Urzędem Miasta, a na ulicach za chwilę pojawi się masa plakatów wyglądających jak spod jednej sztancy.

Wcielanie w życie  jednolitej linii graficznej miasta Krakowa


W mieście Akademii Sztuk Pięknych (z Katedrą Projektowania Graficznego), w mieście jednej z największych na świecie imprez graficznych – Międzynarodowego Triennale Grafiki, w mieście słynnej, prywatnej galerii plakatu, w mieście ważnych dla naszej kultury wydawnictw, w mieście, które (z racją lub bez) zwane bywa stolicą polskiej kultury, akceptację zgodności projektów z nową linią graficzną  powierzono... Wydziałowi Informacji, Turystyki i Promocji Miasta. Do tegoż Wydziału wysyła się każdy projekt z prośba o akceptację, której czas wynosi do 14 dni. Cóż, zapewne taka jest struktura organizacyjna Urzędu Miasta, w której za komunikację wizualną odpowiada tenże Wydział. Mogłoby się wydawać, że nie ma znaczenia, kto akceptuje, skoro istnieją szczegółowe wytyczne, które wystarczy respektować. Jednakże projektowanie graficzne to dziedzina wymagająca pewnej wiedzy oraz umiejętności w zakresie rozplanowania elementów na płaszczyźnie. Wymaga ono także wyczucia artystycznego, bo to sfera kreacji. Dlatego też osoba akceptująca projekty graficzne w Urzędzie Miasta powinna być biegła w tej dziedzinie, aby ewentualny spór miał charakter merytoryczny. Jeśli zaś akceptujący nie zna materii, w której ma akceptować, sugeruje to, iż Miasto stawia na szablonowość i sztampę, nie licząc się ze opiniami specjalistów i praktyków w tej dziedzinie.


Znaj proporcjum, mocium panie!


Poza dużymi reprezentacyjnymi instytucjami w Krakowie (teatry czy muzea), są i takie, które funkcjonują  tylko i wyłącznie w perspektywie gminnej, miejskiej czy dzielnicowej. W takich miejscach, ze względów finansowych, nie zawsze zatrudniony jest grafik-projektant, a jeżeli już jest, to zajmuje się nie tylko projektowaniem. Często jednak autorami projektów są amatorzy-pasjonaci, pracujący na kiepskiej jakości sprzęcie (no bo po co im lepszy, skoro nie są grafikami) i na programach nie pierwszej jakości. Powstają w ten sposób strony www i prostsze w wykonaniu i obsłudze blogi, powstają ulotki i plakaty formatu A4 czy A3, w których kolor jest tylko dlatego, że… papier jest kolorowy. Czasami drukują ich po kilka, góra kilkanaście egzemplarzy, tak by wyeksponować je we własnej siedzibie, może w kilku zaprzyjaźnionych pubach czy sklepach, bo na szeroką ekspozycję też pieniędzy nie ma. Możemy się uśmiechać na widok tych niedoskonałych niekiedy prób, ale one świadczą o czymś bardzo ważnym! Mówią nam, że ludziom (przynajmniej niektórym) jeszcze się chce, że się starają, że mają ambicje, aby ich placówka, choć niedofinansowana i gorzej zlokalizowana, też mogła się „pokazać”, choćby w najbliższym otoczeniu, tak pięknie zwanym przez współczesnych socjologów „małą ojczyzną”. Mam poważne wątpliwości, czy na ulotce „wydanej” przez miejską instytucję kultury, a informującej o spotkaniu emerytów przy herbatce, powiedzmy o 17.00, dajmy na to z okazji Dnia Babci i Dnia Dziadka,  też musi być zamieszczone logo KRK i czy ta ulotka koniecznie wymaga akceptacji ratusza?

Miasto Kraków jak korporacja


Narzucenie tak wysokich wymagań w odniesieniu do jednolitej linii graficznej projektów przywołuje skojarzenia ze współpracą ze sponsorami. Ten kto doświadczył kontaktów zwłaszcza z „dużymi”, bogatymi firmami zna przypadki wstrzymywania druku ze względu na niewłaściwy kolor logotypu, przepychanki z działami marketingu co do jego miejsca i wielkości, a nawet wycofywanie całego nakładu plakatów czy ulotek z w/w powodów. Tyle, że Miasto, czy też raczej gmina, sponsorem nie jest. Ustawa o gminach mówi jednoznacznie, że zaspokajanie zbiorowych potrzeb wspólnoty w zakresie kultury należy do jej zadań własnych. Czy w świetle obowiązującego zarządzenia nr 610 należy rozumieć, że jeśli podlegające Miastu placówki nie będą stosowały się do zarządzenia pana prezydenta, to będą w jakiś sposób karane? Nie otrzymają dotacji? Zostaną zamknięte, a w ich miejsce powstaną nowe, posłusznie stosujące nową linię... graficzną?

A gdzie, w takiej sytuacji, przestrzeń na wolną, nieskrępowaną konkurencję? Gdzie twórcze napięcia, kreatywność i nowoczesność – cechy Krakowa, które nową linią wizualną chce promować pani wiceprezydent? Wreszcie – gdzie różnorodność?

Przypomina mi się anegdota, jak to podobno w latach 70. Tadeusz Kantor przywiózł do Krakowa jednego ze swoich patronów (bodaj ze Szwajcarii), a ten – oglądając miasto – miał stwierdzić, że ten „RUCH” to musi być bardzo bogaty facet, skoro posiada tyle kiosków. Być może, gdyby przyjechał teraz, dziwiłby się, że chorwacka wyspa KRK, ma tak wiele do zaoferowania Krakowowi w dziedzinie kultury…

Czy światu potrzebny jest nowy Nowy York i czy koniecznie musi nim być Kraków?


Dzięki konsekwentnemu używaniu KRK stanie się wkrótce rozpoznawalnym symbolem Krakowa – przewiduje wiceprezydent Sroka. I jako przykład podaje Nowy Jork – kto dziś nie zna symbolu NY? Rozpowszechnił się m.in. dzięki koszulkom z napisem "I love NY". Zgoda, rozpowszechnił, ale zatrzymajmy się na chwile przy nowym logotypie Krakowa. Jeśli chodzi o sam projekt, to – jak mawia Piotr Bałtroczyk – szału nie ma. Masywne litery KRK (raczej nie były inspirowane monogramem kazimierzowskim z drzwi Katedry)  przywodzą na myśl stylistykę lat 70. Nie wiem, czy stylistyka tamtych lat była zła. Mam natomiast wątpliwości, czy coś modnego całkiem przecież niedawno jest najtrafniejszym wyborem, kiedy myślimy o promowaniu miasta o 1000-letniej tradycji. Taki wybór jest dość ryzykowny – wszak mody, gusta i upodobania zmieniają się, a stylistyki w Polsce mają bardzo różne konotacje, także polityczne. A co, jeśli następnej władzy bliżej będzie do lat 80., albo – czego wykluczyć nie można – do… 50. ubiegłego wieku? Będziemy przeprojektowywać…? Chyba jeszcze gorzej jest z kolorystyką: ani intensywna, ani pastelowa – krótko mówiąc – nijaka. To, że są to kolory herbu miasta Krakowa niczego nie usprawiedliwia. Niestety, w przyjętym układzie, na literach akronimu nie komponują się dobrze. Jest w nich jakiś zgrzyt – „nie siedzą”, jak slangowo wyrażają się graficy. Jak na tym tle ma się przywołany przez panią wiceprezydent znak „I love NY”?  Dlaczego
                                                    
stało się tak popularnym i czytelnym znakiem, skutecznie promującym pewne – skądinąd znane – miasto w Ameryce Północnej? Po pierwsze chyba właśnie dlatego, że miasto było już skądinąd znane, a treść znaku wyraża po prostu sympatię do tegoż miasta. Prosta, uniwersalna co najmniej od czasów Gutenberga koncepcja: czarne litery na białym tle, albo w negatywie, a do tego skromny drobiazg w prezencie od Billa Gates’a – emotikon w postaci czerwonokrwistego serca – bezpretensjonalny ideogram łączący w sobie kulturę analogową i cyfrową, przeszłość i teraźniejszość. Ten znak jest lekki i niezobowiązujący, a wciąż elegancki. Ten znak nic nie musi – tak po prostu, przy okazji, wyraża pewne treści i emocje, i to bez wątpienia radosne i pozytywne. A jakie treści i emocje wyraża znak KRK? Na pewno mówi o solidnie posadowionej tradycji, może trochę o kulturze tego miasta, ale twórcze napięcia, kreatywność i nowoczesność gdzieś z niego uleciały…

Dlaczego?

Czy jest jakiś głębszy sens nowych pomysłów w zakresie promocji? Mimo wszystkich wyżej wypisanych wątpliwości, uważam, że jest: Miasto ma obowiązek szukać nowych sposobów na promocję, przyciąganie turystów oraz inwestorów. Tylko dlaczego nie można tego robić rozsądnie? Dlaczego nie można zastanowić się nad konsekwencjami pewnych decyzji. Dlaczego nie uszanować zdania, doświadczenia i pracy ludzi, którzy gdzieś tam na dole, na co dzień walczą z i tak dostatecznie trudną rzeczywistością placówki kultury w czasach kryzysu? Dlaczego podnosząc kwestię komunikowania się, nikt z nikim się nie komunikuje? Dlaczego władza musi mieć zawsze rację?

Z ostatniej chwili

W Magistracie zapanowała lekka konsternacja. Okazało się, że manual jest kontrowersyjny i nie do końca przemyślany – instytucje kultury wyraziły oburzenie. W odpowiedzi wystosowano z Urzędu Miasta maila z zapytaniem o linie graficzne obowiązujące w poszczególnych instytucjach. Czy nie można było dokonać uzgodnień w sprawie logo KRK przed wprowadzeniem w życie zmian, które tak dalece ingerują w działalność jednostek kultury, nie mówiąc już o psuciu kultury wizualnej?