Przedstawienie odbywa się na bardzo małej scenie, w bliskiej, niemal fizycznej relacji z publicznością. Widzowie są często atakowani: słownie, wzrokiem, rzucanymi w nich przedmiotami. Zostają przez to  jeszcze mocniej wciągnięci w intrygę opartą na opowiadaniu Witolda Gombrowicza Zbrodnia z premedytacją. Szybko zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z morderstwem i chcieliby, aby wytropiono sprawcę. Nie jest to jednak kryminał z jednoznaczną odpowiedzią. Wraz rozwojem akcji poznajemy coraz więcej hipotez, które nie potrafią wykluczyć poprzednich. Dodatkowo każda z nich zakłada innego sprawcę. Każdy z członków rodziny denata miał powód żeby zabić: żona, siostra, córka, a także upośledzony syn. Co gorsza: każde z nich było w stanie to zrobić, a nawet chciało. Być może każdy z nich jest winny, bo narracja z czasem staje się coraz mniej jednoznaczna, popada w oniryzm, czy może  wręcz „koszmaryzm”. Detektyw badający sprawę nie podejmie decyzji o ustaleniu winowajcy. Bo i po cóż miałby to robić, skoro wszyscy tej śmierci chcieli?

Scenografia podzielona jest na trzy nisze, które przynależą do różnych postaci.
Symboliczna jadalnia połączona z salonem zarządzana jest przez panią domu - ubraną, wymalowaną i uczesaną w stylu drapieżnej mamuśki walczącej bez godności z upływem czasu. Na lewo przebywa w swoim skromnym, schizofrenicznym światku upośledzony syn, który pod pozorem cichej, introwertycznej egzystencji zajmuje się rysowaniem krwawych obrazków. Córka urzęduje na prawo w swoim pokoiku pełnym autoportretów pstrykanych „z ręki”. Tylko marginalizowana ciotka nie ma swojej przestrzeni. Swoją obecność akcentuje za to obcisłymi kombinezonami w  neonowych kolorach. Wszystkie panie chcą być na pierwszym planie, zdobyć zainteresowanie detektywa (także jako kobiety), by być może w ten sposób zdjąć z siebie podejrzenia. Zbrodnia jest wizualnie krzykliwa, nachalna jak bohaterki spektaklu, jak  pragnący wyróżnienia przeciętniacy - nawet jeżeli będzie to okupione oskarżeniem o zabójstwo. Początkowa czułość rodzinna (zwłaszcza między matką, a córką, a także córką i synem) okazuje się pozorem, szybko odrzuconym na rzecz egocentrycznej potrzeby brylowania.         

Inspiracja opowiadaniem Gombrowicza (bo przedstawienie nie jest tym, co zwiemy „wierną adaptacją”) nadaje spektaklowi niezwykłego klimatu. W świecie pozornie współczesnych realiów widzimy świat abstrakcyjny, obnażony ze sztafażu codziennych pozorów. Jego   karykatura  neguje je do tego stopnia, że z czasem przestaje obowiązywać nawet postaci obecne na scenie. Jest to rzeczywistość, która poprzez swoją bezpośrednią, namiętną wprost fizyczność ukazuje istotę duszy, czy też innej metafizycznej siły kierującej ludzkim postępowaniem.      

Zespół aktorski gra znakomicie. Pewna groteskowość konwencji gry wybrana przez reżyserkę nie razi w żadnym momencie, a jedynie nadaje spektaklowi rysu komicznego. Zabieg ten  dodaje mu dynamizmu i sprawia, że doskonale się bawimy oglądając Zbrodnię, mimo jej mrocznej tematyki. Ciężko pokusić się tu o podsumowanie, bo wydaje się, że i w przedstawieniu podsumowania nie ma.  Nie jest też ono potrzebne. Kiedy chłonie się zagadkę, rozwiązanie okazuje się zbyteczne.
   

Zbrodnia

tekst i dramaturgia - Michał Buszewicz
reżyseria - Ewelina Marciniak
scenografia - Marta Stoces
muzyka - Marcin Nenko
obsada:
Jadwiga Grygierczyk - Ciotka
Marta Gzowska Sawicka - Matka
Jaśmina Polak - Córka
Tomasz Drabek - Detektyw
Marcin Nenko - Imaginary Friend córki i Muzyk
Rafał Sawicki – Brat

Teatr Polski w Bielsku-Białej

fot. Grzegorz Ziemiański