Wykorzystując formę bajki, autor opowiada o różnych typach ludzi. Często nawiązuje do treści znanych wszystkim z dzieciństwa historii, np. o Śnieżce czy Piotrusiu Panie, skupia się w nich jednak na postaciach pobocznych, o których nie wiemy nic lub prawie nic, ponieważ w oryginale zostały przedstawione w sposób bardzo ogólny. Stara się je opisać, pokazać ich charakter, osobowość oraz punkt widzenia. Bohaterami opowiadań czyni tak zwanych małych ludzi, którzy jego zdaniem są bardziej interesujący, bardziej złożeni i bardziej ludzcy niż ci wielcy.

Jak wskazuje sam tytuł książki, bajki te są przewrotne, zostały wydobyte z najciemniejszych zakamarków lewej kieszeni autora. Pokazuje on nam drugą stronę na pierwszy rzut oka dziecinnych i niewinnie wyglądających historii. Odziera je z magii walki dobra ze złem, sprowadza na ziemię, a ich bohaterami czyni zwykłych ludzi, wraz z ich przywarami, egoistycznymi pragnieniami i pospolitymi problemami. Każda historia napisana jest w innym stylu i umieszczona w innym kontekście, jedne rozgrywają się w teraźniejszości, inne w przeszłości, miejscem akcji czasem bywa Macedonia, innym razem Bizancjum czy Włochy. Autor przedstawia świat uniwersalnych wartości, w którym fikcja przeplata się z rzeczywistością, inspirując się przy tym często swoim prywatnym życiem. Stara się odkryć na nowo znaczenie miłości i dobra, umiejscawiając czytelnika w wirze niesamowitych historii, dając przy tym szansę na zatrzymanie się i chwilę refleksji.


Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Toczka i będzie pierwszą z serii wydawniczej „Na Południe”, prezentującej literaturę piękną pochodzącą z Bałkanów.

WYGRAJ KSIĄŻKĘ!!

Aleksandar Prokopiev
Mały Człowiek: bajki z lewej kieszeni

patronat medialny: E-SPLOT



Wydawnictwo Toczka
Premiera: 17.12.2012 r.


AUTOR:
Aleksandar Prokopiev, ur. w 1953 r. w Skopje, macedoński prozaik i eseista, którego dzieła przetłumaczono m.in. na język angielski, francuski, włoski, japoński, rosyjski, polski, węgierski, czeski, słowacki. Jego książki cieszą się dużą popularnością nie tylko w Macedonii, ale również w sąsiadujących krajach bałkańskich i we Włoszech czy Francji. Pojedyncze opowiadania Aleksandra Prokopieva ukazały się już w Polsce, m.in. w antologii współczesnej literatury macedońskiej Żeglarze pamięci. W 2012 roku za książkę Mały człowiek: bajki z lewej kieszeni otrzymał nagrodę Balkanika, kilka lat wcześniej był nominowany do tej samej nagrody za Podglądacza.

W latach osiemdziesiątych jako członek jugosłowiańskiego zespołu rockowego Idoli napisał popularną również w naszym kraju piosenkę Rzadko cię widuję z dziewczętami, do której prawa autorskie przekazał swojemu przyjacielowi Vladimirowi Divljanowi, zrezygnował jednak z kariery muzycznej na rzecz studiów na Uniwersytecie w Belgradzie i na Sorbonie. W tym okresie powstają jego pierwsze książki – Młody mistrz gry [1983], …albo… [1987] oraz Żeglując na południe [1988].

Obecnie wykłada w Instytucie Literatury Macedońskiej na Uniwersytecie Świętych Cyryla i Metodego w Skopje. Jego głównym obiektem zainteresowań są bajki, w swojej twórczości często korzysta z tej formy wyrazu.


FRAGMENT KSIĄŻKI:


HISTORIA WIGILIJNA

Tę bajkę opowiada się na noc przed urodzinami zmarłego ojca…


Siedzenia wyglądają bardziej jak fotele w foyer luksusowego hotelu niż w turystycznym, żółtawym minibusie.
Nie więcej niż osiem w jednym rzędzie, po obu stronach, nie licząc siedzenia dla kierowcy i tego obok, odpowiednio szerokie, tak aby w czasie podróży człowiek mógł wygodnie się rozłożyć, rozluźnić, a nawet przyjemnie zdrzemnąć. Między siedzeniami jest wystarczająco dużo miejsca na stolik do kawy lub soku. Ogólnie mówiąc, panuje tutaj domowa atmosfera!
Jest już w autobusie i czeka, by ojciec usiadł w fotelu obok niego, ale właśnie umiejscawia się tam kobieta, która zachowuje się, jakby już wcześniej go znała, nie pytając nawet, czy to miejsce jest wolne. Ojciec, nie buntując się, zajmuje miejsce obok kierowcy, jednak ciaśniejsze i mniej wygodne od pozostałych.
Kobieta ze szpiczastym nosem natychmiast odwraca się do niego i zaczyna głośno mówić:
– Jak myślisz, dotrzemy przed północą? Po długiej podróży twój ojciec będzie bezradny jak dziecko, będę musiała się nabiegać, dopóki nie ogrzeję domu i nie położę go do łóżka.
Nachyla się do niego, umalowana, w karakułowym futrze, a on dziwnie czuje zapach wełny i suszonego mięsa. W rzeczywistości ta nie wiadomo skąd, bezpośrednia i energiczna kobieta wygląda, jakby przebrała się za damę udającą się na bal karnawałowy.
– Czyż nie tak, tatusiu? – rzuca do ojca, mimo że robi się tłoczno, bo reszta pasażerów wsiada i zajmuje miejsca w minibusie.
– Tak, kochanie. Masz rację.
Co się dzieje z moim ojcem…? Nawet nie zdołał postawić sobie pytania, ponieważ ona nadal trajkocze:
– Małżeństwo to korzystna rzecz, jeśli jest zbudowane na solidnych fundamentach. A wiadomo, kto jest budowniczym tych fundamentów. Kobieta! Zgadza się, tatusiu?
Na szczęście wtedy jakiś głos, nie ojca, ale kierowcy, wykrzykuje:
– Wszyscy wsiedli?! Gotowi do drogi?!
– Taaak! – odpowiadają jednogłośnie.
– To na dobry początek podróży… – Kobieta podaje mu suszone śliwki, soczyste i bez pestek, zapakowane w puszce.
Przeżuwając czwartą, w głowie rodzi mu się myśl, że w jej otwartości być może jest jakaś dobroć. Nawet grubasek z małymi wąsikami, który za nią siedzi, z przyjemnością przyjmuje poczęstunek śliwkami.
– Skądś pana znam – zwraca się do niego. – Widziałam pana gdzieś w telewizji. Już wiem, w reklamie piwa Skopsko!
– A, to było tak przy okazji, dla zarobku. Chociaż, szczerze mówiąc, nie jestem miłośnikiem piwa. Wolę winko – nietypowo jak na jego wagę gruby mężczyzna podkreśla słowa mimiką i gestykulacją. – Horacjusz Piszczyk, aktor.
– Wiedziałam, że ma pan dziwne imię – mruczy do siebie, odwraca się i wpatruje w niego z nieukrywanym zainteresowaniem. – Tak, tak, to pan… Tatusiu, toż to Horacjusz, ten z tym nazwiskiem, podróżuje z nami…
– Piszczyk – uprzejmie dodaje aktor.
– No dobrze, Horacjuszu, jakie są dzisiaj szanse na to, żeby aktor utrzymał się z własnej pracy? – Gapi się na niego (bardzo nieładne przyzwyczajenie), czekając na odpowiedź, ale gruby aktor, spokojnym basem, jednak żywo gestykulując, zaczyna wyjaśniać:
– Czasami każdemu z nas wydaje się, że sięgnął dna…
Na początku podróży rozmawiają przede wszystkim kobieta i Horacjusz, ale z czasem głosy pozostałych pięciu pasażerów mieszają się w głośnej kakofonii (kobieta jest jednak najgłośniejsza); tylko jego ojciec nadal cicho i spokojnie siedzi obok kierowcy.

***

– Pół godziny przerwy! – wykrzyknął kierowca.
Mimo że jest przyzwyczajony do niezwykłych, przydrożnych knajp, ta naprawdę jest niesamowita. W centralnym miejscu na ścianie (nad czymś, co ma być barem, a w rzeczywistości wygląda bardziej na antyczną katedrę z popękanego drewna, skradzioną z uniwersyteckiego magazynu) poprzyklejano najróżniejszymi taśmami papier pakunkowy, jakiegoś rodzaju improwizowaną flagę, z narysowanymi na niej słońcem, piramidą, młotkiem, kowadłem i cęgami. Obok flagi, w ramkach, zawieszono wyrwane z podręczników zdjęcia – Aleksander Macedoński, Goce Delčev, Dame Gruev i Kiro Gligorov. Na półce nad barem baryłki na wino z plastiku imitującego drewno, a między nimi pudełka z herbatą (a przynajmniej to sugerują widniejące na nich napisy) z dziurawca, mięty, tymianku i bazylii.
Nazwa knajpy jest odpowiednia do jej wyglądu: Klub Egipcjan!
Ze wszystkich stołów w knajpie tylko dwa są zajęte. Przy jednym dwóch ludzi gra w warcaby, kolejnych dwóch im kibicuje. Człowiek przy stole obok wygląda na niezainteresowanego grą. W rozpiętej szarej marynarce i koszuli w szaro-niebieskie paski, z białymi spodniami na szelkach i w bejsbolowej czapce na głowie, roztargniony siorbie z filiżanki i kurzy. Pasażerowie, a jako pierwsza spośród nich kobieta ze szpiczastym nosem (a gdzie jego ojciec?), podbiegają do pustych stolików.
– Usiądziemy obok niego – mówi Horacjusz. – Wolne?
– Wolne, siadaj, akurat mam ochotę pogadać ze swoim.
Podchodzi kelner.
– Dla mnie mała Aleksandria, dla niego coca-cola – zamawia Horacjusz. – A dla pana?
– Dobry pomysł. Dla mnie winko. Mówią, że nie wypada pić wina po kawie, ale dzisiaj jestem w towarzyskim nastroju.
– Bardzo mi miło, że się spotkaliśmy. Chcę pana o coś zapytać. Czy wie pan, dlaczego stuka się lampkami z winem? Otóż robi się to, żeby zadowolić wszystkie zmysły. Widzisz jego kolor, czujesz jego zapach, więc zanim go posmakujesz, stukasz się kieliszkiem, aby usłyszeć, jaki ma dźwięk!
– To było dobre! – roześmiał się facet.
– W rzeczy samej! A skąd pan jedzie?
– Z daleka. Wczoraj rano byłem w Niemczech, w południe w Słowenii, a teraz jestem tutaj i gadam po naszemu. Ma się szczęście. Na zdrowie!
Po kilku pierwszych łykach wina typek zaczyna opowiadać:
– Mój szef jest fenomenalny. Nie wiem nawet, ile zarabia. Multimiliarder! I rozumie pracowników. Co roku przyjeżdżam do domu na Wigilię. Nawet mimo tego, że oni nie obchodzą jej wtedy co my.
– Wychodzi na to, że wtedy, gdy nasz Jezus dopiero się rodzi, ich już ssie, płacze i się śmieje, a może jest już nawet tak do przodu, że stawia pierwsze kroki.
Facet bez przekonania uśmiecha się, słysząc żart Horacjusza, i kontynuuje:
– Ale szef się zgodził. Powiedział mi: jesteś dobrym pracownikiem, przez lata to udowodniłeś, nie narzekałeś, brałeś nadgodziny, możesz pojechać na Wigilię do tej swojej ojczyzny. Jeżeli dalej będziesz dobrze pracował, nie będę ci tego zabraniał. Dotrzymał słowa. Masz normę, jeśli ją przekroczysz, dostajesz pieniądze ekstra. Tylko to jest dla niego ważne. Sukces. Biznes to zyski. Właśnie taki jest mój szef.
– Przepraszam, że panu przerywam, ale w stodole łatwo mówić o kulturze.
– Proszę?
– U gołębi, proszę mi wybaczyć takie porównanie, ten ich główny cały czas odpędza resztę, aby nie dziobnęły ani okruszka. Ale i on pozostaje głodny. U ludzi na odwrót: szef zawsze zagania cię do roboty, ale to on zbiera pieniążki.
– Mój szef dobrze płaci. Na pewno mam pięć, może dziesięć razy wyższą pensję niż pan.
– Nic dziwnego… Dzisiaj tak to wygląda. – Po krótkiej przerwie Horacjusz odzywa się do nich, ale bardziej do niego niż do faceta: – Własna korzyść stała się głównym celem naszego działania w życiu. Wszyscy nosimy maski miłosierdzia, wyrozumiałości albo pokory tylko po to, by wycyganić więcej kasy. A sobie, biedactwa, wmawiamy, że jesteśmy wyjątkowi. Sukces? A co to jest sukces? Czy pan uważa siebie za człowieka sukcesu?
– Tak.
– Ja natomiast nie. Dawno temu bardzo chciałem osiągnąć sukces. W naszym zawodzie sukces jest bardzo zmienny. Jednego dnia jesteś na szczycie, rozpoznają cię na ulicy, robią ci zdjęcia i, co ważniejsze, jesteś pewny siebie. Nie miną dwa, trzy lata, a nic ci nie wychodzi, po twojej wielkości nie ma śladu. Reżyserzy unikają cię albo dają ci jakieś podrzędne role. Zaczyna się biadolenie, olaboga, jaki ten mój los, olaboga, jakie to moje życie, jesteś zmuszony, by żyć z chałtur w tym cholernym miejscu, w tym zwariowanym czasie, chociaż jesteś zdrowy i sprawny, jesteś jak wrak, nie masz pieniędzy na to, potrzebujesz pieniędzy na tamto, denerwujesz się, zaczynasz się wydzierać, wszyscy jesteście komunistami, bydlakami, a nie masz zielonego pojęcia, co to jest komunizm. Taki jest dzisiaj macedoński aktor. Dlatego kręcę reklamy piwa.
Wychodzi mu to zupełnie, jakby ćwiczył rolę na wieczorne przedstawienie – myśli sobie – jakby rozmawiał z ludźmi, którzy są tutaj, ale nie ma ich tutaj. I rzeczywiście, entuzjazm z początku rozmowy opadł, a facet skulił się na swoim krześle. Prawie milcząc, kończą picie, facet najszybciej.
– Panowie pozwolą, ja zapłacę – powiedział Horacjusz.
– Wykluczone! Nie ma mowy! Stawiam tobie i młodemu, za miłe towarzystwo. Muszę jechać dalej, we wsi na mnie czekają…
W pośpiechu, z udawaną serdecznością, ściska ręce. Dopiero kiedy wstaje od stołu, widać, że ma ziemistą cerę i wielkie, ciemne wory pod oczami.
– Trochę mi go żal – mówi po chwili Horacjusz.
– Dlaczego?
– Zakłopotałem człowieka. Według mnie, miły, wśród tych, którzy mają potrzebę wyjeżdżać z kraju, możesz wyróżnić kilka całkowicie odrębnych grup. Najpierw tę największą, wysiedleńców. Albo emigrantów ekonomicznych. Macedonia, mój drogi, poddaje się na dwóch najważniejszych płaszczyznach: edukacji i drenażu mózgów, co wychodzi na to samo, a w każdym przypadku wiele traci. Ludzie zmuszeni są opuszczać kraj dla lepszego życia. Ubi bene, ibi patria! [1] Codziennie czcza gadanina o błędnej polityce w parlamencie, w gazetach, knajpach, nawet i sypialniach, a młodzi nam uciekają. Na zawsze! – Horacjusz wypija ostatni łyk wina, ale nieugaszone pragnienie konwersacji nie pozwala mu przerwać, nawet moje „i…”: – Ponadto, mój drogi, istnieje jeszcze jedna, rzadziej spotykana grupa podróżników, która w obecnych czasach, mimo tak małych pensji i upokarzających starań o wizy, nie przestaje wędrować po świecie. Zdziwisz się, ilu takich młodych, a przede wszystkim biednych ludzi, z naszej ziemi, pojechało do Indii, Chin czy na Kubę. Jest dla mnie zagadką, jak im się udało zgromadzić środki, ale udało się. Tak, mój drogi, według mnie to oni są prawdziwymi podróżnikami. Kopaczami.
– Kopaczami? Nie rozumiem.
– Tak, mój drogi, kopacze. To ci, którzy podróżują horyzontalnie, ale w głąb.
Wychodzimy z Klubu Egipcjan. Zauważam, że parking nie jest ten sam: nie ma ojca, pasażerów i kierowcy minibusa. Znikła gadatliwa kobieta ze szpiczastym nosem. Zniknął też minibus. Na łące przed nami stoi tylko mała kolejka, z lokomotywą i dwoma wagonikami.

(…)



Aleksandar Prokopiev
Mały Człowiek: bajki z lewej kieszeni
Data premiery: 17.12.2012 r.
Autor: Aleksandar Prokopiev
Tytuł oryginału: Човечулец: бајки од левиот џеб
Przekład: Aneta Todevska i Michał Sapeta
Seria wydawnicza: Na Południe
Liczba stron: 160
Wymiary: 125×195
Oprawa: Miękka, foliowana i lakierowana
ISBN: 978-83-935986-0-1

www.toczka.pl
www.facebook.com/Toczka


[1] Gdzie dobrze, tam ojczyzna (przyp. tłum.)