Z tej okazji nie można było pozostać obojętnym na pytanie czy sukcesja multipleksu Helios i zredefiniowanie jego celów przez stowarzyszenie Nowe Horyzonty nakłoni polskich widzów do mierzenia się z filmem alternatywnym, intelektualnym. Pytania po co i czy kino art housowe jest nam potrzebne oraz wszelkie wątpliwości związane z traktowaniem przedsięwzięć filmowych przez pryzmat edukacji stają się szczególnie aktualne właśnie teraz − w momencie powstania Kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Przejęcie wielosalowego kina z jego możliwościami technicznymi jest rzuceniem rękawicy kinu popularnemu kojarzonemu z multipleksową tandetą. Najczęściej amerykańską.

Dlatego pomysł festiwalu amerykańskich filmów uczynił uzasadnioną refleksję na temat sensowności przedsięwzięcia, które niebezpiecznie zbliża się do mainstreamu, wobec którego  konstruuje alternatywną opowieść łączącą elementy mainstreamowe z niszowymi, uwzględniając za najważniejsze kryterium jakość i oryginalność artystyczną.

Prezentacja najnowszych filmów przebiega wzdłuż linii wyznaczonej przez sekcję highligts, retrospektywy oraz pokazy specjalne z jednej strony oraz sekcje spectrum, american doc z drugiej. To te ostanie mają być reprezentantem amerykańskiej rzeczywistości ukazanej oczami niezależnych twórców. Strategia ta ma ratować amerykańskie kino przez zarzutem o miałkość i blichtr pokazując interesujące propozycje z różnych twórczych rejestrów.

Trudno porównywać subiektywne emocje związane z poprzednimi edycjami, ale na pierwszym festiwalu dało się wyczuć spore ożywienie: to wtedy w pełni ujrzano Johna Cassavetesa. Podczas drugiej edycji znaleziono perły w postaci Magicznej doliny a retrospektywy Swanberga i Solondza były dużymi wydarzeniami. Wydaje się, że tegoroczne filmy oferowane w sekcji hightligts jak Operacja Argo Bena Afflecka czy Gangster Johna Hillcoata nie mogły zostać uznane za stwarzające „nową jakość”. Niebezpiecznie za to przechyliły szalę w stronę komercji. Otwarcie jednak było doniosłe.
Kochankowie z księżyca. Moonrise Kingdom Wasa Andersona to opowieść o parze zakochanych dzieci, które buntując się przed światem dorosłych, swoją odwagą i oryginalnością angażują otoczenie w zmienianie świata na swoją modłę. Kosmos filmowego świata Wesa Andersona: bunt przeciwko porządkowi, budowanie nietypowych relacji, wzruszająca gra młodych aktorów i dorosłych gwiazd, uwodzi estetyką, niepodrabialnym konceptem wizualnym. Anderson stworzył dzieło o idealnych proporcjach: pełne energii i życia ujęte w pięknej wizji.

Podobne cele przyświecały twórcom w sekcji spectrum. Założenie ujęcia opowiadanej historii w ciekawym cudzysłowie − odpowiedniej formie − było dominujące. Skala przeróżna: od miłosnej historii przerywanej wątkami horroru klasy B (Jack i Diane) i zabawę kinem exploiatation  (Interesy i ekscesy) do  klasycznego filmu drogi (Arkadia i Zabójczy upał). Pomiędzy nimi filmy kumpelskie, często zrobione wspólnie z przyjaciółmi, w kilka  dni (Ślub Ryśka, Postaci drugoplanowe, Gejbi). Trudno na podstawie tak szerokiej perspektywy znaleźć dominujące tematy, uniwersalne problemy. Tak mocno zakreślony w poprzedniej edycji temat dojrzewania, radzenia sobie z kryzysami, teraz został zmodyfikowany. W tegorocznych filmach również dominuje perspektywa mikroświata, intymnej przestrzeni, jednak kryzysy się zapętlają, a dojrzewanie pozostawia trwały ślad − tak jakby jakaś forma niedojrzałości miała pozostać stanem permanentnym. I okazuje się, że to nic złego. Na przetrwanie stanu trudnego doświadczenia życia może pomóc przyjacielska rozmowa i to ona okazuje się najczęściej najważniejsza (Arkadia, Dobra partia, Gejbi, Ślub Ryśka, Postaci drugoplanowe). Szeroko pojęte trudny życia są jednak niemożliwe do przezwyciężenia, a żadna arkadia nie jest w zasięgu możliwości (oprócz zwycięskiego melodramatu science−fiction Na własne ryzyko Colina Trevorrow). Rodzina, miłość czy przyjaciele przestają być jedynym polem walki o siebie. Jej celem staje się nastawienie do rzeczywistości, które może przybrać postać  podstarzałego cynika o pustym spojrzeniu i bezmyślnym zachowaniu niczym bohater Komedii Ricka Alversona. Film w ciekawie skonstruowanych scenach pokazuje bogatych i starszych hipsterów, którzy uczynili ze swojego życia pozę. Skontrastowanie bezmyślnej „wiecznej zabawy” głównego bohatera i jego ekipy z postaciami pracującymi i radzącymi sobie w innych okolicznościach, tworzy z tego niewybitnego filmu ciekawy głos w dyskusji o społeczeństwie w czasach kryzysu i władzy kapitalizmu.

Umiejętność opowiadania historii nie wybijała się jako cecha konstytutywna tegorocznych filmów. Akcja często toczy się na wpół linearnie a poszczególne epizody mają nam jedynie przybliżyć całość doświadczenia postaci (Dziewczyna w masce lisicy, wspomniana Komedia). Podobnie jest w Jack i Diane Bradleya Rusta Graya. Miłosna historia dwóch dziewczyn pokazuje niepewność miłości i powikłania z nią związane. I choć film odznaczał się pewną irytującą manierą jest godny zauważenia. Tak jak Zabójczy upał Amy Seimetz, w którym niewyjaśniona, tajemnicza miłość popycha dwoje ludzi do zachowań irracjonalnych. Ucieczka przed morderstwem, chaos, nerwowość, zaburzenia emocjonalne bohaterów stwarzają obraz chorej i szalonej miłości, niczym z Dzikich Palm Faulknera, skąd mogłaby być zapośredniczona  historia jak i gęsty klimat opowieści.

Trafionymi pozycjami okazały się jednak historie opowiedziane klasycznie. Film drogi, choć to obfitujący rodzaj filmowy w kinematografii świata, z amerykańskim kinem kojarzy się szczególnie – tym lepiej, gdy trasa przebiega pomiędzy wybrzeżami. I tak w Arkadii Olivii Silver, czteroosobowa rodzina zmierza do mitycznej Kalifornii, gdzie w tytułowym mieście zamierzają zacząć nowy etap wspólnego życia. Kolejne nietypowe decyzje ojca i tajemniczy brak matki stopniowo uzyskują wytłumaczenie. Każdy z członków, a szczególnie dojrzewająca główna bohaterka, będzie musiał się zmierzyć ze swoimi słabościami i próbą pogodzenia się z indywidualnością drugiej osoby. Tak samo w Tam, gdzie rosną grzyby Jasona Cortlunda i Julii Halperin, który jest przykładem udanego branżowego projektu „US in progres”. Powstały w koprodukcji z polskimi twórcami wydaje się ciekawą alternatywą dla stereotypowych,  lifestylowych filmów z gatunku „filmy o jedzeniu”. Nie jest to klasyczna „droga przez mąkę” z przepisami, pięknymi zdjęciami posiłków, ale opowieść o wpływie ortodoksji na życie osobiste i miłości do idei. Wyjątkowe przesunięcie wektora fabuły o relacji dwojga ludzi w kierunku od problemu w relacji do rozstania okazało się trafionym zabiegiem.

Prawdziwym hitem okazał się jednak West of Memphis Amy Berg (pokaz specjalny), którego premiera w Stanach będzie miała miejsce w grudniu. Film przybliża głośną sprawę morderstwa trójki chłopców i poważnych kontrowersji związanych z procesem. Znakomity dokument śledczy oprócz przedstawiania dowodów, relacjonowania procesu opowiada uniwersalną historię o tym jak żyć i że czasem warto walczyć w słusznej sprawie, która wydaje się z góry skazana na porażkę − jakim zaskoczeniem może okazać się zwycięstwo. Reżyserka oskarża nie tylko amerykański system prawny, ale całą metodę „myślenia poszlakowego”, która zawodzi, gdy dopuszczamy do siebie emocje i umiłowanie do ferowania wyrokami.

Zróżnicowanie i mocna selekcja po raz kolejny udowadniają rangę wrocławskiego festiwalu. Okrojony program sprostał hasłu festiwalu i pozytywnie przeprowadził przez „wszystkie stany kina”.