Walter Simonson niespecjalnie przyłożył się do swojego zlecenia. Ot, sklecił po prostu przeciętną historyjkę fantasy, w miarę trzymającą się kupy, z totalnie beznadziejnym zakończeniem wątku dwóch pretendentów do tronu. Przypomnijmy, znaleziony na brzegu i pozbawiony pamięci Lo`Gosh rusza do stolicy, aby objąć tron Stormwindu. Tak się jednak składa, że w tym samym czasie odnajduje się inny Varian Wrynn, który do tej pory uchodził za zaginionego. Rządzić może tylko jeden z nich, więc który jest prawdziwy? Oczywiście, bez wielkiej bijatyki się nie obejdzie, ale czy to naprawdę Varian jest wrogiem Lo`Gosha?
W drugim tomie na stanowisku grafika Lullabiego zastąpili Jon Buran i Mike Bowden.
Czytając ten komiks tak sobie pomyślałem, że Amerykanie ze swoim zeszytowym formatem i podejściem od opowiadana zupełnie nie nadają się do opowiadania historii fantasy. Oczywiście, jest to grube uproszczenie i stereotyp, który nie ma zbyt wiele wspólnego z prawdą, czego najlepszym dowodem jest choćby Mouse Guard. Niemniej każde porównanie „WoWa” do jakiegoś mainstreamowego produkcyjniaka ze starego kontynentu wypada na niekorzyść albumu przygotowanego przez Wildstorm. O hitach typy Lanfeust z Troy nawet nie wspomnę, bo takie porównanie jest zupełnie nie na miejscu.
Całość jest rwana, historii brakuje krztyny oryginalności (tak jak i oryginałowi), a rysunkom brakuje epickości (nie, nie jest to wina niewielkiego formatu). Wszystko to jakieś wysilone, rażące banałem, w niczym, w najmniejszym nawet stopniu nieuchylające się od skostniałej konwencji. Jeśli pamiętacie Soul Sagę, serię fantasy wydawaną swego czasu przez Dobry Komiks i pamiętacie, jak złym komiksem była, to mogę Was zapewnić, że World of Warcraft jest jeszcze gorszy.
World of Warcraft #2
Scenariusz: Walter Simonson
Rysunek: Jon Buran, Mike Bowden
Egmont 2012