Maria Kobielska: Dlaczego Jergović dostał tegorocznego Angelusa?
Jakub Kornhauser: Przede wszystkim dlatego, że powieść Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki doskonale wpisała się w główną ideę nagrody. Jergović to świetny opowiadacz, jego proza zawsze jest bardzo dopracowana artystycznie, ale stanowi jednocześnie kapitalny przegląd tego, co najważniejsze w Europie Środkowej zarówno pod względem historycznym, biograficznym, jak i antropologicznym. W jego najnowszej powieści pojawiają się Serbia, Bośnia, Chorwacja, Austria, Czechy, to jest proza z epickim rozmachem, świetnie prowadzoną narracją, a z drugiej strony z dbałością o najdrobniejsze detale. Doskonałe są takie passusy o fascynacji bohaterów a to piłką nożną, a to muzyką, szczegóły urbanistyczne, architektoniczne – Sarajewa, Zagrzebia, Belgradu. Srda, świetna artystycznie, wydaje się doskonałą intelektualną podróżą po najróżniejszych wątkach, ideach tworzących ten dziwny pół-istniejący byt, jakim jest Europa Środkowa.
Wspomniałeś na początku o tym, że to jest powieść – chodziłoby także o to, żeby szczególnie nagradzać powieści?
To jest odwieczny problem, bo rzeczywiście wydaje się, że nagroda zasadniczo dowartościowuje klasyczną formę powieściową – nie formę sylwy, zbioru opowiadań...
Reportażu?
Kwestia reportażu jest rzeczywiście bardzo ciekawa, powraca właściwie co roku w obradach jury. Część jurorów ma bardzo skrystalizowane poglądy na ten temat, nie dopuszcza myśli, że reportaż mógłby w ogóle wejść do finałowej siódemki, a co dopiero wygrać...
Ale to się już przecież zdarzyło.
To się już zdarzyło, ku rozpaczy jednych, ku radości innych – w zeszłym roku w wypadku Swietłany Aleksijewicz, a wcześniej Martina Pollacka. Faktycznie był z tym problem – na przykład z Mariuszem Szczygłem i jego książką Gottland, która, bardzo wysoko oceniana, nie spełniała podstawowego, choć istniejącego być może głównie w umysłach jurorów przeświadczenia, że nagrodzona powinna zostać solidna, gruba powieść. To jest właśnie kolejna zasada, zasada wygrywania najgrubszej powieści! W tym roku to się sprawdziło – powieść Jergovicia to bite sześćset stron, wcześniej byli Škvorecký, Andruchowycz czy Esterházy.
Jeśli chodzi o zasadę objętości – byłby to jakiś fetysz grubych książek, czy też stoi za tym pewna myśl, chęć nagrodzenia kawałka porządnej prozy, pocieszenia lamentującego miłośnika cegieł z tekstu Jacka Dukaja?
Wydaje mi się, że to dowartościowanie miłośników cegieł jest w pewnym sensie kwestią priorytetową. Szansę na wygraną mają książki, które nie muszą nawet spełniać kryterium powieściowości, ale mają solidne gabaryty, nie mieszczą się do kieszeni. Akurat w przypadku Jergovicia, podobnie jak u Andruchowycza w pierwszej edycji Angelusa, mamy do czynienia po prostu ze świetnie napisaną powieścią, która godzi gusta wszystkich jurorów.
W tym roku w finale obrodziły powieści i obrodziła literatura polska.
Trzy na siedem, jedynie przed trzema laty było więcej polskich książek w finałowej siódemce. Ważne są kwestie polityki wydawniczej, wiele wynika z pierwszej, wstępnej fazy, gdy wydawnictwa nadsyłają swoje propozycje – każde wydawnictwo, przypomnę, ma prawo do przedstawienia dwóch kandydatów do nagrody, jednego przekładu prozy pochodzącej z jednego z dwudziestu krajów szeroko rozumianej Europy Środkowej, drugiej z literatury polskiej. Potem każdy z jurorów ma prawo zgłosić jedną jeszcze książkę. Ważna jest też chęć zrównoważenia, wyrównania szans literatury polskiej i zagranicznej.
To ile jest tych książek na początku?
Między czterdziestoma a sześćdziesięcioma. Z tego po wstępnej selekcji wybiera się czternastkę. Pierwsza faza selekcji polega na sprawdzeniu, czy zgłoszona książka-kandydatka spełnia wszystkie wymogi formalne. Pod uwagę są brane tylko książki autorów żyjących. Zdarzyło się też na przykład, że zgłoszono kandydata – Szwajcara, gdy tymczasem Szwajcarii brak na liście.
Czyli jest Bośniakiem mieszkającym w Zagrzebiu i piszącym po chorwacku.
Tak, powiedzmy, że jest bośniackim Chorwatem czy chorwackim Bośniakiem, i chętnie mówi o swoich sarajewskich korzeniach.
A czy któryś z etapów selekcji Angelusa mówi nam coś szczególnie ważnego o polskiej literaturze czy polskim rynku wydawniczym?
Może pojawić się opinia, że pewne wydawnictwa wiodą prym...
W zeszłym roku był to zdecydowanie konkurs Czarnego, w tym roku W.A.B.
Chodzi oczywiście o politykę wydawniczą – to są te marki, które firmują literaturę Europy Środkowej: oprócz Czarnego i W.A.B. jeszcze Pogranicze, Czytelnik. Większość pozostałych wydawnictw, w tym małych oficyn, wydaje głównie polskich autorów. Wiadomo, że książki, które są wydawane w tłumaczeniach, zostały wcześniej wybrane jako interesujące czy warte namysłu. Nie zawsze można to samo powiedzieć o książkach polskich autorów, które pojawiają się w pierwszej fazie selekcji.
Czy więc kiedyś polski autor dostanie Angelusa?
Co roku to pytanie się pojawia. Wyrok chyba kiedyś zapadnie, ale na razie jest odroczony.
Jaka musiałaby być taka polska książka, która miałaby zdobyć nagrodę?
Prawie co roku jest co najmniej jedna polska książka wysoko oceniona przez jurorów, która znajduje się w ostatecznej, finałowej fazie. Dwa lata temu był to Wroniec, który okazał się rzeczywiście poważnym kandydatem, jedną z dwóch, trzech książek, które miały szanse na nagrodę. W dyskusjach daje się odczuć rozczarowanie, że polskie powieści przeważnie nie dotykają tego problemu, o którym mówiliśmy na początku, nie opisują wspólnych losów Europy Środkowej, nie mają szerszego horyzontu, skupiają się na własnych, polskich traumach. Tymczasem, przynajmniej niektórzy twórcy spoza granic Polski rzeczywiście zmagają się z problemem Europy w rozleglejszym ujęciu – jak to Andruchowycz w Dwunastu kręgach, Esterházy w Harmonii caelestis czy tegoroczny laureat. Wszyscy oni starają się dotknąć bardzo złożonych kwestii, równocześnie jednostkowych i uniwersalnych. Tymczasem wyczuwalne zamknięcie w sztywnych ramach polskości może czasem uwierać.
A nie jest tak, że w momencie, gdy polskie w przewadze jury czyta polskie książki, to polskość szczególnie rzuca się w oczy, a gdy coś przynależy do kultury, choć sąsiedniej, to jednak jakoś obcej, wtedy mamy tendencję zauważania tych uniwersalizujących elementów, żeby się bardziej w tym odnaleźć? Gdyby taki polski autor chciał napisać książkę pod Angelusa, czyli powieść...
Grubą powieść!
Grubą powieść, niespecjalnie eseizującą czy reportażową, zasadniczo dość czystą gatunkowo, z rozbudowanym wątkiem fabularnym, poruszającą problemy Europy Środkowej, wreszcie wydać ją w Czarnym czy W.A.B. – potem wciąż będzie na przegranej pozycji, czytany jako głos z Polski przez to polskie jury.
Czy ja wiem? Nie chcę sprzedawać jakichś banałów, że polska literatura jest słaba. W końcu Polska jest jednym z dwudziestu jeden krajów do wyboru. W każdej z edycji jest reprezentowanych przynajmniej osiem – dziesięć z nich. A jeśli już się wydaje jakąś prozę z Bułgarii, Serbii czy Litwy...
To jest ona wyselekcjonowana.
To jest ona wyselekcjonowana, co daje pewną nadzieję, że będzie to rzecz ciekawa. Nie wiem, jaka jest recepta na napisanie takiej książki, ale pewne tendencje można zauważyć. Wciąż pojawiają się na przykład kwestie rozliczeniowe. Jury zarzeka się, że ta tematyka nie powinna stać się głównym warunkiem tytułu najlepszej powieści angelusowej, ale przeważnie w efekcie tak się okazuje. Pamięć jest zawsze w tych nagradzanych książkach widoczna.
Pamięć, oczywiście, wciąż jest boom na pamięć.
Większość książek zgłaszanych dotyka problemów przeszłości, oczywiście z różnych stron i z różnym natężeniem. Wygrywają te, w których są one ujęte w najciekawszy sposób, książki świetnie zrobione artystycznie, językowo...
No i świetnie przetłumaczone.
Tak, to jest kolejne ważne pole do dyskusji. Doskonałą klamrą są dwie wspomniane edycje nagrody, pierwsza i siódma. Między Jergoviciem a Andruchowyczem rozciąga się linia prozy organicznie środkowoeuropejskiej, a jednocześnie kapitalnej pod względem kompozycyjnym, stylistycznym, narracyjnym. Z uwagi na bogactwo językowe trudnej do przełożenia, ale dającej dużą satysfakcję w lekturze. Inna sprawa, że akurat przy tych okazjach narasta utyskiwanie na polską literaturę. Dotychczas niemal żadna polska proza nie spełniła naraz tych dwóch kluczowych warunków – środkowoeuropejskiego spojrzenia i warsztatowej wirtuozerii. A jeśli chodzi jeszcze o przekład, jest to kwestia na tyle ważna, że bardzo słusznie oprócz głównej nagrody Angelusa od czterech lat przyznawana jest osobna nagroda dla tłumacza.
Najgorsze z nagrodą Angelusa jest to, że ona medialnie nie jest szczególnie obecna.
Jest mniej obecna niż Nike.
Tak, i mam wrażenie, że wydawcy z pewnym oporem przyjmują do wiadomości jej istnienie i niezbyt chętnie się nią chwalą, choć teraz się już to zmienia. Swoją drogą, nagroda nie miała szczęścia do patronów prasowych, którzy raz po raz się wykruszali. Teraz jednym z głównych jest „Tygodnik Powszechny”.
Musisz też powiedzieć, co ty właściwie robisz w tym jury. W jego składzie figuruje od początku Julian Kornhauser...
Ojciec zasiada w jury od pierwszej edycji Angelusa. Z powodu swojej niedyspozycji fizycznej nie może uczestniczyć w obradach, więc ja go zastępuję, natomiast oczywiście nie oznacza to, że wyręczam go w czytaniu tych wszystkich książek; staram się podczas obrad wyłożyć jego zdanie i przy okazji uniknąć jakichś kolizji interesów. Faktem natomiast jest, że muszę w kluczowych, strategicznych momentach podejmować konkretne decyzje.
Czyli raczej trochę wolnej ręki niż sztywne wytyczne. Ale też to wszystko czytałeś.
Tak, tak, to oczywiste. Czytamy obaj i dyskutujemy, w wielu przypadkach się zgadzamy, choć niekiedy nasze gusta się rozmijają, ale nie tak często, jak mogłoby się wydawać. Mnie to zresztą trochę dziwi, ponieważ przez całe życie miałem wrażenie, że zwracamy uwagę na inne aspekty literatury, kiedyś nasze kryteria selekcji czy gusta czytelnicze były bardziej rozbieżne. Nie wiem, na jakiej zasadzie działa to teraz, czy ojciec jakoś pod ciężarem moich argumentów osłabł i...
Ugiął się?
Ugiął się i jakoś przejął mój styl, czy mój sposób widzenia, czy może...
A może odwrotnie.
No być może... Chociaż nie sądzę, nie, nie, nie.
No jasne, jasne!... Ale zgodnie cieszycie się z Jergovicia?
Z Jergovicia się cieszymy, to fakt. Chociaż muszę ci powiedzieć, że chyba obu nam bardziej podobała się jego poprzednia powieść tłumaczona na polski, finalistka Angelusa sprzed paru lat, Ruta Tannenbaum, również wydana przez Czarne, która przegrała wówczas finałowe głosowanie. Wydawała mi się jeszcze bardziej spójna, a przy tym równie mocna, zarówno narracyjnie, jak i pod względem dyskusji z najważniejszymi mitami, które cały czas funkcjonują na Bałkanach.
Też była gruba?
Właśnie była cieńsza, nieco cieńsza. Wydaje mi się, że w Srdzie mamy do czynienia z powielaniem wątków obecnych we wcześniejszych książkach Jergovicia i z wrażeniem napęcznienia, przesytu, pękania szwów powieściowych. Ale jednak przy tych zastrzeżeniach jest to bezdyskusyjnie świetna powieść, znakomita robota pisarska. Jergović ma przede wszystkim spory dystans i do siebie opowiadającego, i do swoich bohaterów, i do całego kotła bałkańskiego. Tu przydaje się jego dziennikarska przeszłość – on pracował przez długi czas jako reporter, do tej pory pisuje swoje felietony w chorwackich gazetach. Czuć w tych powieściach oddech, w żadnym wypadku nie jest to twórczość hermetyczna. Powiem więcej, ta proza może spełniać oczekiwania bardzo wielu czytelników, wydaje mi się, że każdy może znaleźć w tym coś swojego. Trochę to banalne, ale rzeczywiście powieść Jergovicia uwodzi – i pod tym względem gusta Kornhausera seniora i juniora się pokrywają.
Ale mieliście oprócz tego jeszcze jednego swojego faworyta.
Mieliśmy drugiego faworyta, był nim czeski prozaik Tomáš Zmeškal, którego proza, taka klasyczna powieść...
Gruba?
No, jakieś czterysta stron.
Całkiem.
Całkiem gruba, może nie przesadnie, może nie dla miłośnika cegieł, ale jednak solidnie, rzetelnie napisana rzecz, List miłosny pismem klinowym, wydany przez W.A.B. W porównaniu z Jergoviciem widać dyscyplinę pisania, narracja jest bardziej spójna. Właściwie o ile Srda rozpycha się poza ramy powieściowe, operuje fantazyjną, fantastyczną dygresyjnością – tu mamy bardziej uporządkowane, wyraźniej zarysowane główne wątki. Również pojawia się wątek rozliczeń z przeszłością – w powojennej, komunistycznej Czechosłowacji. W gruncie rzeczy jest to tło, na które został rzucony klasycznie, może nawet nieco schematycznie, ale jednak bardzo umiejętnie warsztatowo ukazany melodramat. Wspólną cechą tych powieści jest prawdziwa swoboda opowiadania, lekkość prowadzenia narracji. Poza tym, to o tyle ciekawe spojrzenie na bliższą i dalszą przeszłość, że mamy do czynienia ze stosunkowo młodymi pisarzami – są urodzeni w drugiej połowie lat 60. – którzy z dużą wnikliwością zanurzają się w dziesiątki lat historii Bałkanów i Europy Środkowej. Jeszcze raz zaznaczę, że pod względem artystycznym są to świetnie napisane książki, które się bardzo dobrze czyta.
Powiedziałbyś, że Angelus to jest taka nagroda dla książki „do czytania”, taka rekomendacja czytelnicza? Chodziłoby mniej o pewne odjazdy literackie dla znawców czy miłośników ciekawostek, a bardziej o uczciwy, porządny kawałek prozy, który będzie się czytać i będzie się podobał?
Zauważ, że większość tłumaczonych powieści autorów z Europy Środkowej to rzeczywiście bardziej klasyczne rzeczy, formalnie bez zarzutu – ale także bez odjazdu. Książki te są zanurzone w historii, pamięć jest pierwszo- czy najdalej drugoplanowym bohaterem.
Chcesz powiedzieć, że Europa Środkowa jest konserwatywna literacko?
Być może jest to kwestia strategii wydawniczych. Bardziej eksperymentalne teksty nie przepychają się do tłumaczeń, nie otrzymują nagród. W tym przypadku jurorzy faktycznie stają się rzecznikami większości.
A może po prostu rzecznikami czytelników.
I wybierana jest książka, która jest kawałkiem dobrej prozy powieściowej, jednocześnie świetnie się czyta i przemyca spory bagaż nienatrętnie opowiedzianej historii.
I w efekcie jury Angelusa rekomenduje. Rekomenduje Jergovicia, cieszymy się, dobry wybór.
Tak, należy się cieszyć z tego wyboru – i myślę, że w ogólności z wyborów dotychczasowych. Mimo niesnasek, które nierzadko przeradzają się w gwałtowne wymiany zdań, może nie waśnie, ale spore...
Dyskusje, prawdziwe dyskusje.
W efekcie wybierany jest kandydat rzeczywiście wart nagrodzenia. Wydaje mi się, że nie było większych pomyłek w dotychczasowej historii Angelusa. Mimo że jury jest dosyć liczne, dziesięcioosobowe, jakoś te gusta udaje się pogodzić.
Myślę, że to niezwykle cenna nagroda, w Polsce jest niewiele takich – może z wyjątkiem gdańskiej nagrody Europejski Poeta Wolności – które wykraczałyby poza polską rzeczywistość, dowartościowując najciekawsze przekłady. Angelus gromadzi te książki, daje spójny przegląd sytuacji środkowoeuropejskiej prozy.
Czyli wracamy do wątku trafnej rekomendacji czytelniczej. Nagroda Angelusa – zapraszamy do czytania.
Czytać, czytać! Idźcie i czytajcie!
Dramatyczna prawda wyziera z każdego fragmentu spokojnej, wolno płynącej narracji. Tym samym książka Jergovicia staje się zaproszeniem do postjugosłowiańskiej rzeczywistości, nieschodzącej jeszcze do niedawna z pierwszych stron gazet - przeczytaj recenzję nagrodzonej w tym roku powieści!
Jakub Kornhauser uczestniczy w pracach jury Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus”. Doktorant na Wydziale Filologicznym UJ, zajmuje się poezją awangardową i eksperymentalną oraz historią literatury rumuńskiej. Współpracuje z E-SPLOTEM. Autor tomu wierszy Niebezpieczny paragraf (2007) oraz zbioru próz poetyckich Niejasne istnienia (2009). Publikował m.in. w „Odrze”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Dekadzie Literackiej”, „Ricie Baum”, „Toposie”.
Maria Kobielska – redaktorka E-SPLOTU, doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Zajmuje się zwłaszcza najnowszą literaturą i kulturą polską w kontekście pamięci, przeszłości i polityki. Autorka książki Nastrajanie pamięci. Artykulacja doświadczenia w poezji Jerzego Ficowskiego (2010). Należy do krakowskiego klubu KP. Pochodzi z Górnego Śląska.