Pytanie niełatwe, sprawa z góry jest przegrana. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak napisać o obrazkowej adaptacji wybranych fragmentów Lubiewa Michała Witkowskiego z własnej, siłą rzeczy subiektywnej, perspektywy. Nie podejmuję się oceny strony graficznej książki. Mógłbym powiedzieć jedynie, które adaptacje odpowiadają mi bardziej, które mniej. Jednak na pewno jest to naprawdę interesujący przegląd prób twórczych młodych polskich artystów zajmujących się sztukami wizualnymi. Więcej nawet – jest to przegląd nie tylko twórczości młodych artystów, ale także technik, jakimi się posługują w swojej pracy, z których większość jest dla mnie sporym zaskoczeniem w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Bardziej niż sama strona wizualna książki interesuje mnie jednak relacja, w jakiej pozostaje Wielki Atlas Ciot Polskich do swojego pierwowzoru. Na okładce pojawia się termin „adaptacja”, ale tak prosto, jak sugerowałby wydawca, jednak nie jest. Nazwa zbioru minikomiksów jest zaczerpnięta z Lubiewa, podobnie jak historie będące podstawą każdej z zamieszczonych prac. Autorzy nie trzymają się jednak kurczowo pierwowzoru. Mamy tu więc liczne przycięcia, dopisania, przemilczenia – tak, by wszystko do siebie pasowało i by – co najważniejsze – odpowiadało pewnej wizji. Na szczęście młodzi artyści potraktowali zadanie, z jakim przyszło im się zmierzyć, w sposób twórczy i ironiczny. Nie trzymają się kurczowo litery oryginału, Wielki Atlas… jest dyskusją i zabawą z nim.


Biorąc do ręki książkę Ha!artu, ma się wrażenie, jakby pomysłodawcy dali dzieciom do ręki materiały i prosili, by wyraziły swoje odczucia na temat Lubiewa. Takie podejście zapewnia książce świeżość i bezpretensjonalność. Czy jest sens traktować tę pozycję jako coś innego niż swego rodzaju zabawę, pokazanie możliwości, ale przede wszystkim zaprezentowanie radości, jaka kryje się za twórczością? Czy wszystko, co wychodzi spod ręki artysty, musi być poważne, poruszać tematy ważkie i istotne, obnażać, krytykować, pokazywać prawdziwą twarz szarej rzeczywistości, którą i tak każdy zna i widzi? Sam Witkowski w Lubiewie zdaje się mówić, że nie. Jego bohaterki/bohaterzy pomimo wyglądającej zewsząd beznadziei tworzą sobie piękne wspomnienia, zapychając nimi coraz to większe dziury, z których wyłazi coraz bardziej dotkliwa i przerażająca zwyczajność. Zabawy mają przy tym co niemiara i ma ją również czytelnik (ja przynajmniej miałem i mam do dzisiaj). Ten właśnie swoisty dialog podejmują artyści, których prace znalazły się w książce.

Sam tytuł również wart jest uwagi. Oto czytelnik zostaje zabrany na przechadzkę po galerii polskich ciot. Autorzy komiksów nie tylko na swój sposób unaoczniają za pomocą różnorodnych form to, co Witkowski zawarł w słowach, ale dodatkowo zapewniają podróż po swoich wizjach zrodzonych z lektury jednej z najciekawszych polskich powieści ubiegłego dziesięciolecia. Mamy tu do czynienia z piramidą interpretacji oraz gąszczem nawiązań, dodatkowo zaś z prezentacją plastycznej różnorodności. Jest to nie tylko galeria przypadków, ale także galeria języków wizualnych.

Termin „atlas” to także odniesienie do konstrukcji zwykłego, znanego wszystkim ze szkoły atlasu geografii. Na pewno wielu uwielbiało przewracać kartki, by ze zdjęcia satelitarnego Polski i świata jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenieść się w świat produkcji gospodarczej, złóż naturalnych, dróg, atrakcji turystycznych i tak dalej. Śmiało mogę powiedzieć, iż była to moja pierwsza liberatura, a obrazki czytałem niczym litery i czarowałem z nich niezwykłe światy. Teraz mam okazję powrócić do tej praktyki z dzieciństwa i dowolnie przerzucać kartki tak, by dać się zaskoczyć kolejną historią i grafiką, dopowiadać niedopowiedziane fragmenty i dorysowywać rozpoczęte ilustracje. Początkowo byłem bardzo poirytowany brakiem wyraźnego rozdzielenia kolejnych części książki. Teoretycznie powinna wskazywać na to kreska twórcy, ale ja, przyzwyczajony dziś już wyłącznie do liter, miałem z tym poważny problem. Dopiero po pewnym czasie odkryłem, ile radości można czerpać z pomyłek, kiedy wydaje się, że coś trwa, a tak naprawdę skończyło się kilka stron wcześniej – lub na odwrót. Dzięki tej książce czuję się młodszy i już nie wstydzę się powiedzieć, że radość sprawiają mi nieobyczajne obrazki i wulgarne napisy.

Może się to komuś podobać lub nie, ktoś może się z tym nie zgadzać, ale w moim odczuciu Wielki Atlas Ciot Polskich jest niezwykle ciekawą konstrukcją. Można utrzymywać, że tworzę dziwne powiązania, odniesienia, odnajduję nieistniejące interteksty, bawię się w magika i retora, czyli mówiąc prosto, dokonuję swoistej nadinterpretacji, na siłę doszukując się czegoś więcej niż tego, czym książka ta jest – wariacją na temat innej książki. Tak czy tak, jak za czasów młodości siadywałem w kącie z atlasem geograficznym w ręku i wyobrażałem sobie cudowne kraje, tak teraz będę siadał z Wielkim Atlasem… i wyobrażał sobie, co by było, gdybym to ja stał się jedną z bohaterek i gdybym została namalowana przez któregoś (może młodego i może przystojnego) z artystów.


Michał Witkowski, Wielki Atlas Ciot Polskich
autorzy i autorki prac: Balbina Bruszewska, Ada Buchholc, Daniel Chmielewski, Anna Czarnota, Justyna Gryglewicz, Daniel Gutowski, Katarzyna Janota, Ewa Juszczuk, Karol Konwerski, Janek Koza, Krzysztof Ostrowski, Bartek Materka, Maciej Pałka, Agnieszka Piksa, Marcin Podolec, Michał Rzecznik, Sławomir Shuty, Maciej Sieńczyk, Jakub Skoczek, Beata Sosnowska, Wojciech Stefaniec, Jacek Stefanowicz, Anna Helena Szymborska, Mikołaj Tkacz, Julian Tomaszuk, Agata Wawryniuk, Kuba Woynarowski, Olga Wróbel
Ha!art, 2012