Za Ben Zabo kryje się urodzony w 1979 roku Arouna Coulibaly. Pomimo sprzeciwowi rodziców, którzy widzieli go raczej jako farmaceutę, Arouna zajął się zawodowo muzyką, kończąc przy okazji studia na Conservatoire des Arts et Metiers Mulitmedia w Bamako. Zanim nagrał swoją debiutancką płytę, udzielał się też w kilku zespołach w stolicy.
Na swoim debiutanckim albumie zatytułowanym po prostu Ben Zabo, gitarzysta i wokalista znacznie odbiega jednak od tego, co można znaleźć na płytach jego wspomnianych wyżej rodaków. Zamiast pełnego melancholii i nostalgii pustynnego bluesa Ben serwuję nam niespełna godzinną dawkę rasowego afrobeatu, przepełnionego melodią, energią i tanecznymi rytmami, które rozgrzać mogą niejedną imprezę.
Zaskakujące, z jak wielkim kunsztem muzycznym mamy do czynienia, słuchając tej płyty. Utwory wyróżniają się starannymi aranżacjami poszczególnych instrumentów, które razem współbrzmią w bardzo przemyślany sposób. Wśród charakterystycznie brzmiących partii gitar, pulsującego basu i połamanych tanecznych rytmów, na płycie usłyszeć można też instrumenty dęte i tradycyjne instrumenty afrykańskie które dodają uroku całości.
Wyrazisty wokal Bena, śpiewającego w swoim ojczystym języku, wspomagany jest często przez plemiennie brzmiące chóralne śpiewy. Choć większość utworów utrzymana jest w tanecznym rytmie (np. Wari Vo czy Sènsènbo), to muzyk chwilami skłania się też ku lekko balladowym, bluesowym klimatom (Dimiyan). Jest to jednak tylko chwila wytchnienia przed kolejnymi energicznymi utworami, które wybrzmiewają już do samego końca płyty.
Na koniec pozostaje mieć tylko nadzieję, że śladem rodaków z Tamikrest czy Tinariwen również twórczość tego artysty szybko znajdzie uznanie wśród słuchaczy na całym świecie. Ten debiutancki album na pewno jest dużym krokiem w tym kierunku.
Ben Zabo - Ben Zabo
Glitterhouse Records 2012