Dwadzieścia sześć utworów, niby-listów, niby-rozmów lub wyznań, pisanych jest zwięzłą, ale silnie zmetaforyzowaną prozą. Dążeniu do oszczędności wyrazu towarzyszy wyraźna chęć do zatarcia granic między poszczególnymi instancjami odautorskimi. Piszący – lub opowiadający coś – podmiot, zwracając się do pani Schubert, niejednokrotnie powtarza cudzą historię. Strategia podwójnego cytowania, przytaczania opowieści zasłyszanej od  kogoś innego, przynosi niezwykle interesujące rezultaty w utworze Bracia Grimm. Warto poświęcić mu nieco uwagi, bo wydaje się szczególnie istotny dla całego tomu (na co wskazuje także fakt umieszczenia go na okładce książki):

Droga pani Schubert, sąsiad do mnie:
„Wróciłem do dzieciństwa, aby już więcej nie
czytać Dostojewskiego, Nietzschego, Marksa.
Teraz czytam bajki. Kiedy jechałem do portu,
aby odebrać prochy mojej matki płynące
z Australii, wpatrywałem się bezskutecznie
w zachodzące słońce. Czerwona kula toczyła się
w miejscu. Od jutra może mnie pan spotkać
jedynie pod moją nieobecność. Jestem u braci
Grimm”.

Ucieczka od rzeczywistości, od świata dorosłych jest do pewnego stopnia próbą odwrócenia biegu czasu, wywikłania się ze zobowiązań, które są nam wraz z jego upływem narzucane.
Od pokusy ucieczki nie jest wolna również osoba lub osoby, które zwracają się do pani Schubert. Jednakże, na co wskazuje chociażby pierwszy z zamieszczonych w tomie utworów (Miasta), ucieczka jest wyjściem o tyle pozornym, że od niczego, ani tego, co było w przeszłości, ani tego, co dopiero się wydarzy, nie uwalnia. W Miastach Ewa Lipska wyraźnie gra z zaczerpniętą chociażby z utworów Zbigniewa Herberta metaforą opuszczenia określonych przestrzeni i przedmiotów. O ile jednak w Elegii na odejście nostalgicznie wspominane są przestrzenie oswojone, o tyle w Miastach uwaga skierowana jest na te miejsca, z którymi nasze związki są mniej trwałe – tymi, jakie możemy w jakiś sposób pozostawić za sobą, podczas, gdy „miast urodzenia” nie sposób opuścić na zawsze, bezpowrotnie.

Wydaje się, że „opuszczenie na zawsze”, zrobienie czegoś po raz pierwszy lub ostatni, zerwanie jakiejś nici łączącej z przeszłością jest nie tylko głównym punktem zainteresowania zwracających się do pani Schubert, ale także pożądaną i niemożliwą do zrealizowania utopią. Żadna relacja czasowa nie jest oczywista, nic, co było, ani nie znika, ani nie powraca. Zatarcie wagi jakiegoś wydarzenia jest równie niemożliwe, co utrwalenie innego. Związany z tym niepokój, ale i nadzieje, dobrze ukazuje utwór Historia:

Jak wejść do historii, droga pani Schubert?
Szturmem, jak tyrani? Nieśmiało, jak poeci?
oklaskiwać ją, kiedy bisuje na życzenie
publiczności? Jakiej publiczności? Milczeć,
kiedy wysyła na przeszpiegi przypadek i los?
Czy można z niej wyjść? Doświadczony pożar
Stuka się w czoło ognia.


Zacytowany fragment pokazuje jednak także pewne niebezpieczeństwo przyjętej przez Lipską strategii poetyckiej. Oszczędność i prosty styl wypowiedzi, a także silne zmetaforyzowanie tekstu sprawiają, że niektóre utwory ocierają się o poetycki banał. Próba eksplorowania estetyki codzienności, posługiwanie się językiem jakby zasłyszanym, jakby z drugiej ręki, powoduje, że niekiedy nie udaje się uniknąć efektu sztuczności, a budowane w ten sposób metafory bywają całkowicie pozbawione elementu odkrywczości, świeżości (jak w innym utworze skojarzenie tytułowej głupoty z bezmyślnością i siłą).

Najnowsza książka Ewy Lipskiej jest warta uwagi. Postać pani Schubert z jednej strony uspójnia poetycki dialog, z drugiej zaś na pewno bardziej niż w poprzednim tomie otwiera go na odbiorcę. Jednak jeśli uznamy, że pytanie z Historii, pytanie o możliwość trwałego zapisania się w pamięci innych osób, jest zarazem pytaniem o wybór poetyckiej dykcji – nie wiem, czy odpowiedź, którą proponuje Lipska, jest najlepszą z możliwych. Droga pani Schubert jest do pewnego stopnia kontynuacją poprzedniego tomu, zmaganiem z ciągłym „pogłosem”, który uniemożliwia pozostawanie we względnie prostym i wygodnym „teraz”. Sięga jednak po silnie już wyeksploatowane środki wyrazu, w których i poprzez które ginie nieusuwalny dramatyzm takiej walki.


Ewa Lipska, Droga pani Schubert…
WL, 2012