Salwa Bakr przekazuje cyniczne i cierpkie spojrzenie na to, w jaki sposób kobiety o zupełnie różnym pochodzeniu – niektóre winne, inne niewinne – radzą sobie razem na jednym oddziale. Zarysowuje również obraz skomplikowanego życia najniższych warstw społecznych współczesnego Egiptu. Z opisów przestępstw popełnianych przez bohaterki wyłaniają się zarazem ich pragnienia i tęsknota za lepszym życiem oraz problemy związane z niemożnością realizacji tych marzeń w uczciwy sposób.

tłum. Izabela Szybilska-Fiedorowicz
wyd. Smak Słowa
Sopot 2009
(Seria z Przyprawami)


*Fragment powieści*


*VII*
*Ptasia zgryzota*


To chuderlawe stworzenie o ciele białym jak miąższ rzepy i tak cienkim, jakby jego druga połowa gdzieś zniknęła albo się zgubiła, było młodą, wiecznie oszołomioną dziewczyną, którą mieszkanki kobiecego zakładu karnego nazywały Drętwą Szafiką. Nikt nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, skąd przybyła ani jaka historia sprowadziła ją do więzienia. Nikt nie znał prawdziwego imienia, które nadali jej rodzice; o nich zresztą też nic nie wiedziano.

Pewnego dnia zjawiła się w więzieniu oskarżona o żebractwo, a potem kilkakrotnie ten sam zarzut zmuszał ją do powrotu za kratki. Umieszczano ją zawsze razem z innymi więźniarkami, chociaż każda osoba obdarzona choćby odrobiną inteligencji i przenikliwości od razu zauważała stan rozkojarzenia i psychicznego zagubienia, w którym znajdowała się Szafika. Nie widzieli tego tylko lekarze, którzy uznali ją za osobę zdrową na umyśle i pozbawili zaszczytnej możliwości leczenia się w państwowym Szpitalu Chorób Psychicznych. To niechlubne miejsce na mapie kraju było od dawna przystankiem dla ludzi nieradzących sobie ze sprzecznościami i igraszkami życia. Pobyt w tej placówce oznaczał dla pacjenta wpadnięcie z deszczu pod rynnę, więc może to w jakiś sposób tłumaczyło decyzję lekarzy. Poza tym Szafika była istotą nadzwyczaj spokojną, niekonfliktową, niekłótliwą, nie stwarzała zagrożenia nawet dla małej mrówki – nie rozdeptałaby jej, gdyby ta weszła jej pod nogi na drodze.
I zawsze się uśmiechała. To prawda, nigdy się nie odzywała, nie odpowiadała na zadawane jej pytania, ale czyż milczenie w świecie hałaśliwym, pełnym próżnej gadaniny nie świadczy raczej o wybitnej inteligencji, nie zaś o szaleństwie?

Zakład karny dla kobiet był miejscem otwartym dla każdego, nawet dla osób takich jak Szafika, które wprawdzie powodują niewiele problemów, lecz ich stan wywołuje niepokój, konsternację i litość u innych. Więźniarkom ręce opadały z bezsilności, gdy na nic zdawały się ich starania uczynienia z Szafiki osoby w miarę normalnej, przynajmniej pod względem jedzenia i ubioru. Dziewczyna prawie się nie myła, nie zdejmowała koszuli wkładanej bezpośrednio na nagie ciało, nie nosiła bielizny ani odzieży wierzchniej. Nigdy też nie prosiła ani nie walczyła o pożywienie, czy byłby to chleb, czy jakiś inny rzadki smakołyk, jak mięso. Gdyby któraś ze współwięźniarek nie podała jej czegoś do jedzenia albo do picia, mogłaby przez dłuższy czas, nawet przez parę dni, nie wziąć prawie niczego do ust. Często też widywano, jak swoją dzienną rację żywnościową – trzy pajdy czerstwego ciemnego chleba – oddaje bezpańskim kotom błąkającym się po dziedzińcu więziennym albo kruszy pieczywo na maleńkie kawałeczki i zostawia je na parapecie swojej celi dla ptaszków mieszkających w koronach pobliskich drzew, które czasami podlatywały do okien.

Kiedy indziej Drętwa Szafika na dłuższą chwilę zastygała pochylona nad ziemią w pokłonie modlitewnym, jak gdyby ćwiczyła jogę, albo unosiła swoją szczupłą rękę o cieniutkich jak ciało gąsienicy palcach, wystawiając ją do słońca i przyglądając się liniom pokrywającym dłoń. Potrafiła długo wytrzymać w takiej pozycji, nie widać było po niej zniecierpliwienia ani niewygody; wyglądała raczej jak jakaś kamienna statua, skąd zresztą zyskała swój przydomek – „drętwa”. Żyła wśród innych bez niechęci, nie wszczynając z nimi kłótni, nie hodując do nich urazy.

Nie znaczyło to, że Szafika nie pamiętała swojej przeszłości ani nie czuła potwornego bólu, który związał jej język. Po prostu wybrała dobrowolne odsunięcie się od świata i całkowite odcięcie od ludzi. [...]

Zanim dla Szafiki nastały lata włóczęgostwa i osamotnienia, wiodła życie zwykłej dziewczyny z niższej klasy średniej, mieszkała w spokojnym domu, który w zastępstwie zmarłej matki prowadziła owdowiała siostra dziewczyny, starsza od niej o jakieś osiem lat. Kobieta doskonale radziła sobie z rolą troskliwej matki i czułej siostry, którą odgrywała nie tylko wobec Szafiki, ale również wobec jej dwóch braci, starszego i młodszego o cztery lata. Ojciec, który poczuwał się do ochrony jedności rodziny i jej interesów, postanowił nie żenić się powtórnie po śmierci żony, mimo że bardzo doskwierała mu samotność. To wyrzeczenie wiele go kosztowało, stał się lękliwy i nerwowy, wybuchał z najbłahszego powodu. Dzieci zaś trzymał krótko, szczególnie córki, z obawy, że pozbawione matki, zerwą mu się z uwięzi. Dobre imię rodziny stawiał ponad wszystko inne w życiu, jak każdy prawdziwy mężczyzna z Górnego Egiptu, który dba o wartości i tradycję, sięgające kilku tysięcy lat wstecz.

Owdowiała siostra Szafiki była niezwykle kobieca i piękna. Rysy jej twarzy nosiły wspomnienie dawnej bytności przedstawicieli Wysokiej Porty w Egipcie. One właśnie przyciągały wielu kandydatów do jej ręki od chwili, gdy skończyła piętnaście lat. W wieku lat siedemnastu poślubiła zamożnego oficera, który rankiem piątego czerwca 1967 roku [ ] wyszedł z domu i nigdy nie wrócił, pozostawiając ją z trójką dzieci, z których najmłodsze jeszcze ssało jej pierś. Oficera okrzyknięto męczennikiem, a pogrążonej w żałobie wdowie przyznano wszelkie świadczenia należne rodzinie bohatera.

Od chwili otrzymania oficjalnej decyzji o zgonie męża ta piękna kobieta zaczęła figurować w rejestrach państwowych jako wdowa i taki status utrzymywała jeszcze w chwili, gdy Drętwa Szafika widziała ją po raz ostatni. Postanowiła nie podejmować kolejnej próby małżeńskiej [...]. A jednak doskonale znane prawa natury zmusiły ją do podjęcia tej próby, chociaż w nieco zmienionej formie. Nowe doświadczenie miało być bowiem próbą namiętności, która nigdy nie doprowadziłaby do ślubu, ponieważ kochanek był wyznawcą innej religii [ ]. Z tego powodu wdowa trzymała swój związek w absolutnej tajemnicy, bojąc się, że mógłby się o nim dowiedzieć ojciec i pozostali członkowie rodziny, a szczególnie bracia.
[...]

W chłodną zimową noc, która nadeszła po dniu, gdy poznał prawdę o prowadzeniu się córki, ojciec podjął poważną decyzję. Ów stary, surowy mężczyzna uznał czyn kobiety za w najwyższym stopniu karygodny, nieprzystający tej, która odebrała najlepsze możliwe wychowanie w konserwatywnym duchu Górnego Egiptu. A w dodatku człowiek, z którym ją widziano, okazał się – rozpytywał o niego jej starszy brat – wyznawcą innej religii. Decyzja była nieodwołalna. Postanowił wcielić ją w życie po naradzie z synem, który zawrzał nie mniejszym gniewem niż on sam na wieść o tym, że jego owdowiała siostra zmieszała z błotem honor rodziny. [...] pod osłoną ciemności czekał już na nich wynajęty zabójca...



Materiały promocyjne publikujemy za uprzejmą zgodą wydawnictwa "Smak Słowa":http://www.smakslowa.pl/










« powrót