Autor Mężczyzny w oknie znajdzie zapewne wielu entuzjastów pośród czytelników, dla których intelektualna dyscyplina i idealna przystawalność wszystkich elementów układanki to podstawowe kryteria dobrego kryminału. Po pierwsze więc: firmowa dla brytyjskiej (tak, brytyjskiej) odmiany powieści detektywistycznej logiczna precyzja, której gwarantem jest stały i niepodlegający jakimkolwiek wpływom z zewnątrz, oświecony rozum. On i tylko on ma być kluczem do rozwikłania nawet najbardziej tajemniczych i skomplikowanych zagadek.

To właśnie swoim umiejętnościom dedukcyjnym zawdzięczają sukces dwaj prowadzący śledztwo inspektorzy: Gunnarstranda i Frolich. To postaci symetryczne, a przy tym podobnie poprowadzone. Można zastanawiać się, dlaczego norweski autor postawił akurat na dwóch głównych dochodzeniowców. Z pewnością w ten sposób łatwiej na bieżąco kontrolować postęp śledztwa – obaj panowie co chwila wymieniają się uwagami oraz podsumowują to, co już wiadomo. Tym samym powieść Dahla jest czystym zapisem samego procesu myślenia.

Gunnarstranda i Frolich muszą dowiedzieć się, komu zależało na śmierci 79-letniego właściciela sklepu z antykami. W tle pojawią się dobrze już znane elementy kryminalnej story: nazistowska przeszłość, zemsta w rodzinie czy zdrady małżeńskie. Dzielnych policjantów nie odwodzą od toczącej się sprawy osobiste problemy. Na ich brak skądinąd nie narzekają: staroświecki Gunnarstranda próbuje odnaleźć się w roli wdowca, z kolei młodszy od niego Frolich męczy się w swoim nieformalnym związku i tylko czeka okazji, by przespać się z koleżanką z pracy.
Te osobiste perypetie nie zakłócają jednak pracy solidnych inspektorów. Zamiast upijać się whisky (dbając o szczegóły, można chyba zaryzykować stwierdzenie, że w Mężczyźnie w oknie więcej wypijają jej kobiety) wolą pisać rzeczowe policyjne raporty, które być może wkrótce przybliżą ich do rozwikłania zagadki.

Ciekawe, że u Dahla jedyną sprzeciwiającą się hegemonii tyrańskiego ratio postacią jest… przestępca. W pewnym momencie zwraca się on do inspektora: – Jako policjant jest pan zapewne przyzwyczajony do kierowania się rozumem, mam rację? – Zgadza się, ale pan… – Czy naprawdę nigdy nie przyszło panu do głowy, że myśląc, przez cały czas porusza się pan w sferze marzeń, że w ten sposób nigdy nie dowie się pan, w jakim stanie rzeczywiście się pan znajduje? (…) Dlatego musimy wybrać inną metodę. Najpierw czuć, potem myśleć: obserwuj, doświadczaj zmysłami, a potem wykorzystaj to, co czujesz, do formułowania własnych, racjonalnych wniosków. Ciągnąc ten wątek, można by zapytać wprost: czy sytuując czarny charakter po stronie uczuć i emocji Dahl sugeruje ich kryminogenność? Nie za prosto? To trochę tak, jakby w oświeceniowej wersji Mickiewiczowskiej ballady Karusia wobec oporu szkiełka i oka przebiła starca maczetą, a narrator skwitował to frazą: tak się kończy pogarda dla rozumu.

I jeszcze krótka dygresja. O niesłabnącej popularności modelu kryminału jako apoteozy kartezjańskiego cogito świadczyć może chociażby sukces brytyjskiego serialu „Sherlock” z brawurowym Benedictem Cumberbatchem, wcielającym się w rolę tytułową. Kolejne odcinki tej produkcji odgrzewają Doyle’owski schemat, w myśl którego „rozum jest sexy”. U twórców serii sprowadza się to do nieco męczącej intelektualnej masturbacji, która ma dowieść geniuszu samowystarczalnego rozumu. Swoją drogą, jakże to odległe od retuszu postaci Sherlocka, której dokonał Guy Ritchie, doinwestowując sferę cielesną.

Natomiast lektura Mężczyzny w oknie powinna oszczędzić czytelnikom pełnych wyrzutu westchnień pod adresem autora. Nie można odmówić Dahlowi, który pokazuje się jako wyjątkowo sprawny rzemieślnik, maestrii wykonania. Jego powieść charakteryzuje się rozbudowanym otwarciem, w którym na pierwszych stu stronach dochodzi do fabularnego zagęszczenia wątków. Taki początek jest sprytnym posunięciem – autor uchyla wiele furtek, zarysowuje najróżniejsze konflikty i napięcia między bohaterami. Następnie opuszcza teren powieści obyczajowej i wraz z pierwszym pojawiającym się trupem wkracza na grunt kryminału. Odtąd prowadzona jest intryga i zaczyna się dopasowywanie wątków do siebie, poszukiwanie najbardziej prawdopodobnego wariantu wydarzeń. Intelektualne puzzle.

Ma to, jak się nietrudno domyślić, również swoją słabą stronę: jest diabelsko nudne. Właściwie większa część powieści sprowadza się do bezlitośnie szczegółowych i, co gorsza, powtarzających się przesłuchań i policyjnych podsumowań. Być może ci, którzy w kryminale widzą ersatz krzyżówki, będą zadowoleni. Wygłodniała reszta ( w tym i piszący te słowa), oczekująca pełnej skandynawskiego polotu i inwencji uczty poczuje się, jakby autor miał im do zaoferowania wyłącznie słoik bułki tartej. Bez popicia.

PS Jeżeli w najbliższym czasie znów trafię na kryminał, gdzie ofierze wymalowano na ciele „tajemnicze” znaki, które – uwaga – okazują się oznaczeniem wersetu biblijnego (tak „zaskoczyć” potrafi Kjell Ola Dahl), przerzucę się na recenzenctwo muzyczne lub wędkowanie.


Kjell Ola Dahl, Mężczyzna w oknie
przeł. Milena Skoczko
Czarne, 2011