Można tylko przypuszczać, że Wisznu to ten mały, przypominający kaczkę (koczkodana?) stworek z zakręconym ogonkiem, a Wiktor to ten wielki, niedogolony, psowaty niedźwiedź kryjący twarz za okularami. Niewiedza zupełnie nie przeszkadza, żeby ten sympatyczny duet antromorficznych bohaterów polubić.
Tak pomyślane opowieści wysnute z wybujałej wyobraźni Holendra zilustrowane są za pomocą minimalistycznej, czaro-białej kreski. O ubogich w detale, ale dość dynamicznych i cechujących się dużą komunikatywnością rysunkach trudno coś więcej powiedzieć. Chyba tylko tyle, że prostota oprawy wizualnej stoi na przeciwnym biegunie niż fantazja Funke.
Wiktor i Wisznu to esencja radochy z komiksowania. Niemal dziecięca, wręcz atawistyczna, tryskająca z każdej strony, każdego kadru. Komiks Jeroena Funke zupełnie nie pasuje do katalogu Centrali, który reklamuje swoje albumy jako „mądre komiksy”. Gdzie mu tam do wojennych reminiscencji z wojny na Bałkanach czy raportu homoseksualisty z rasistowskiej Ameryki lat sześćdziesiątych. To czysta komiksowa radość. Zajawka. I to w najlepszym gatunku. Tym bardziej cieszy informacja, że Funke pracuje już nad kolejnym komiksem, który będzie miał swoją premierę już w przyszłym roku w naszym kraju.
Jeroen Funke, Wiktor i Wisznu,
Centrala, 2012