Ménage à trois zawsze był wdzięcznym tematem dla sztuki. Często spotkać można się z nim w życiu codziennym. Ezra Pound, Aldous Huxley, Max Ernst i Friedrich Nietzsche to tylko kilka znanych postaci, które w jakiś sposób realizowały ideę życia w trójkącie. Updike, Hemingway, Cunningham i wielu innych pisarzy odwoływało się do niego w swej prozie. Jules i Jim, Vicky Cristina Barcelona, Chasing Amy, Threesome to jedynie 4 tytuły z ogromnej puli filmów, w których układ uczuciowy trzech osób stał się siłą napędową fabuły. Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Ponieważ wbrew poglądom wielu krytyków temat filmu Tykwera nie jest zbyt kontrowersyjny, a wydaje się wręcz opatrzony dla każdego, kto czyta i ogląda. Reżyser czyni jednak zamęt w innej sferze, którą jest uniwersum komedii romantycznych. Trzy jest zdecydowanie jedną z nich, ale dzięki realistycznemu przedstawieniu bohaterów, nie upraszczaniu idei związku i odświeżeniu koncepcji happy endu wynosi ten podgatunek na zupełnie nowy poziom artystycznej jakości.



Hanna (Sophie Rois) i Simon (Sebstian Schipper) żyją ze sobą od 20 lat. Nie są małżeństwem i właściwie nie czują potrzeby legalizowania swojego związku. Chcieliby mieć dziecko, ale kolejne poronienia zniechęcają ich do dalszych prób.
Wydają się szczęśliwi, ale gdzieś po drodze zgubili potrzebę odnawiania swojego romansu. Oboje zajmują się sztuką: on buduje instalacje i rzeźby wg projektów artystów, ona jest krytyczką i dziennikarką. Nagle w ich życia wkracza Adam (Devid Striesow), który sypiając z obojgiem zaczyna odbudowywać uśpiony zapał do życia, zarówno Hanny, Simona jak i swój. Dopiero gdy główna bohaterka niespodziewanie zachodzi w ciążę sprawy zaczynają się komplikować, ponieważ żadne z trójki bohaterów nie wiedziało o „rodzinnym” charakterze ich skoków w bok.

Co ciekawe Tykwer wykorzystuje pomysł z Teorematu Pasoliniego, zsyłając niespodziewanego gościa (będącego figurą wręcz chrystusową), który poprzez działania seksualne odwraca bieg zdarzeń i całkowicie odmienia życia bohaterów. Zdrada, czyli teoretycznie coś niemoralnego, przynosi tu same pozytywne skutki. Gdyby reżyser postanowił zamknąć te zdarzenia w konwencji czystego dramatu, moglibyśmy rozpatrywać Trzy jako film społecznie zaangażowany i nieco topornie wbijający nam w głowy heterogeniczne idee współczesnej rodziny. Na szczęście jako komedia romantyczna film sprawdza się doskonale. Jest nie tylko zabawny i uroczy, ale przekonuje, że ten komediowy podgatunek nie zawsze musi promować jedyną słuszną drogę w jedynej słusznej formie (M + K + dziecko/dzieci).



Tom Tykwer udowadnia w Trzy, że urozmaicenia narracyjne nie muszę od razu komplikować całości. Dzieli ekran na kilka części, używa animacji, wstawia fragmenty Cudu w Mediolanie Vittoria De Sici, każe nam oglądać dzieła sztuki i słuchać ich wydumanych interpretacji. Wszystko to pozwala odczytywać Trzy na kilku płaszczyznach, z których najważniejszą jest ta dosłowna, a pozostałe zachęcają by obejrzeć film ponownie, bardziej skupiając się na szczegółach. Świetny montaż i udane zdjęcia dopełniają przekonania o dopracowaniu i pieczołowitym skonstruowaniu każdej sceny. Po niezbyt udanym Pachnidle reżyser postanowił nie popełniać już więcej tych samych błędów i stworzył dzieło pełne, nasycone oraz przede wszystkim nie spłycone a bardzo przystępne.

Trzy jest doskonałą alternatywą dla amerykańskich produktów komediowych, ale z powodzeniem zastąpi też bardziej ambitne kino, które zazwyczaj dobija nas ponurymi pointami. Wesołość, optymizm i nieprzesłodzona wersja rzeczywistości trafiają w samo sedno jeżeli chodzi o opowieści miłosne. Dodatkowo burzy mit mówiący, że troje to już tłum i że w takiej relacji ktoś musi czuć się piątym kołem u wozu. Bez moralizowania, wykładania własnych teorii, ale w autorski sposób, Tykwer przekonuje nas, że eksperymentowanie i szukanie własnej drogi szczęścia nie musi być męczące i okrutne, a efekty tych wewnętrznych poszukiwań nie raz mogą nas zaskoczyć, zwłaszcza gdy wymagają przewartościowań.



Trzy (Drei)
scenariusz i reżyseria: Tom Tykwer
zdjęcia: Frank Griebe
montaż: Mathilde Bonnefoy
muzyka: Reinhold Heil, Johnny Klimek, Gabriel Isaac Mounsey, Tom Tykwer
producent: Stefan Arndt
obsada:
Sophie Rois jako Hanna
Sebastian Schipper jako Simon
Devid Striesow jako Adam
kraj: Niemcy
rok: 201czas trwania: 119 min
premiera w Polsce: 25 maja 2012 r.
Vivarto


Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.