W dobie kryzysu, gdy w Hiszpanii stopa bezrobocia jest rekordowa i przekracza 20 procent, obywatele tegoż państwa buntują się przeciw polowaniom na słonie w Botswanie, w których udział bierze król Juan Carlos a które kosztują więcej niż przeciętna roczna pensja w kraju. Kuriozalne? Być może kondycja państwa ma w sobie coś z absurdu sprzyjającego Iglesii, który zrealizował film o bezrobotnym Roberto (José Mota), byłym pracowniku agencji reklamowej, którego nieszczęśliwy zbieg okoliczność unieruchamia prętem wbitym w głowę, czyniąc z niego epicentrum spektakularnej sensacji. Bohater ma na koncie swojej przebrzmiałej kariery jeden sukces – hasło reklamowe Coca-Coli sprzed kilku lat, które niejednokrotnie przywoływane w toku akcji, brzmi jak sardoniczny śmiech ironizującego kapitalizmu.


Iglesia pokazuje coś, do czego mocno nawiązywał Hiszpański cyrk – społeczeństwo zafascynowane spektaklem, łaknące go bez względu na wszystko albo mimo wszystko.
Umieszcza akcję w starożytnym teatrze, wprowadza nieustanną obecność kamer oraz stale obserwujące i na bieżąco transmitujące wydarzenia media. Główny bohater wydaje się być idealnym produktem swoich czasów, w których kreacja, szemrany PR i marketing są wszechobecne: począwszy od byle spotkania w firmie, po wielkie machiny promocji kultury zmieszanej z polityką. Wszelkie reality show pokazały już dawno, jaką wartość ma w mediach prawdziwe, autentyczne życie. Jaką wartość w spektaklu ma prawdziwa śmierć wiadomo też nie od dziś: rytualne morderstwa, publiczne egzekucje, legendarne snuff movies – publiczna śmierć zawsze wzbudzała wyjątkowe zainteresowanie. Iglesia pokazuje jak łatwo staje się cennym, rynkowym towarem. Truman Burbank z filmu Weira, nieświadomy fałszu, w jakim żyje, wpadłby natychmiast w głęboką depresję w świecie hiszpańskiego twórcy. Tutaj króluje obłąkańcze dążenie do zdobycia uwagi widzów i jak najlepszego sprzedania się.


Spektakl, który otrzymujemy, jest bardzo intensywny – bohaterowie prowadzą mnożące się pertraktacje, media tworzą kolejne poziomy narracji. Jednocześnie reżyser nie porzuca centralnej perspektywy bohatera, wokół którego nagle skupia się uwaga wszystkich. Sytuacja ta jest jego kartą przetargową i dosłownie jedyną taką okazją w życiu. Nieliczne postaci nie dają ponieść się szaleństwu – przede wszystkim żona Roberta, Luisa (Salma Hayek), której miłość i wiara w wartość rodziny są nie do skorumpowania. Nie znaczy to, że Iglesia stworzył nieznośny moralitet o złym kapitalizmie, konsumpcjonizmie i mrocznej władzy pieniądza. Raczej wspaniale groteskowy portret ponurej, urynkowionej i zmediatyzowanej współczesności. W przestrzeni filmowego teatru niektórzy bohaterowie, przystosowując się do nie najlepszej sytuacji, hołdują zasadzie „nieważne, co się mówi, ważne, że się mówi”. Całe szczęście, że ta zasada nie odnosi się do „Życie to jest to” – o tej produkcji swobodnie można mówić dobrze.



Życie to jest to (La Chispa de la vida)
reżyseria: Alex de la Iglesia
scenariusz: Randy Feldman
zdjęcia: Kiko de la Rica
muzyka: Joan Valent
obsada: Salma Hayek, Santiago Segura, Nacho Vigalondo, Carolina Bang, Blanca Portillo, Javier Botet i inni
kraj: Hiszpania
rok: 2012
czas trwania: 98 min
premiera: 13 kwietnia 2012 r.
AP Mañana