Oto narodził się bezbożnik i rozbójnik, jakiego jeszcze nie było. Przepowiednie mieszkańców Hulajpola, którzy podczas chrztu Machny byli świadkami zapalenia się od świeczki szaty popa, bardzo szybko zaczęto traktować jak niepodważalną wyrocznię. Do chłopaka przylgnęła więc gęba buntownika i anarchisty, który z grabiącego bogaczy, brutalnego aktywisty zyskał w końcu po latach niechlubne miano ikony kultury popularnej. Pirat stepowy pokazuje, w jaki sposób ze złożonej, kontrowersyjnej postaci, która w 1918 roku w nikomu wówczas nieznanej wiosce stworzyła oddział partyzancki, stał się Machno po śmierci idolem zbuntowanej młodzieży i główną atrakcją turystyczną Hulajpola.
Łubieński, absolwent kulturoznawstwa i ukrainistyki, z dużą precyzją odtwarza losy pirata stepowego, tworząc reportaż historyczny na miarę Corneliusa Ryana czy Mariana Brandysa. Autor koncentruje się przede wszystkim na rekonstrukcji faktów, dlatego tworzone przez niego opisy mają charakter dynamiczny i dokumentarny. Piszący nie uzurpuje sobie prawa do wszechwiedzy, nie udaje więc, że zna myśli i emocje swojego bohatera. Na równi z tym, jak Machno organizował swoją armię, interesuje Łubieńskiego odpowiedź na pytanie „dlaczego”. Historię o ukraińskim chłopie sytuuje więc w szerokim kontekście, który pozwala znaleźć odpowiedź na pytanie, z jakich powodów idee Machny oceniane są dziś tak ambiwalentnie: dla jednych są one głosem chłopskiego rozsądku, dla innych dowodem naiwności.
Oddanie losów ukraińskich chłopów w ręce człowieka, który najpierw działał, potem myślał, owocowało wieloma tragikomicznymi sytuacjami. Łubieński opisuje sytuację, gdy przywódca partyzantów przybył na przyjęcie, na którym wpierw pobawił się, popił i najadł się do syta, potem zaś wszystko wysadził w powietrze. Pomiędzy kolejnymi akcjami, w których Machno gromił uznawanych za wyzyskiwaczy Żydów i obiecywał chłopom radosny powrót najlepszych czasów Kozaczyzny, pisywał wiersze i chadzał do teatru z Nastią Wasecką. Spektakularne sukcesy jego oddziałów nie zapewniły mu jednak wiecznej sławy. Pod koniec życia, po latach tułaczki, trafił do Paryża, gdzie – jak wielu niedocenionych – zmarł i został pochowany na cmentarzu Père-Lachaise.
Pirat stepowy nie jest – co trzeba podkreślić – próbą rehabilitacji legendy Machny, ani też jednoznacznym głosem dopominającym się o jej przewartościowanie. Autorowi udaje się wymknąć schematom i niebezpiecznemu wartościowaniu, które miałoby w sposób jednoznaczny rozstrzygnąć o słuszności bądź niesłuszności działań przedsiębranych przez ukraińskiego atamana. Obok fragmentów pokazujących Machnę jako chłopskiego bohatera pojawiają się więc opisy utrzymane w zgoła odmiennym duchu:
Z biegiem czasu to niezrozumienie i pogarda przeradzają się w agresję. Zniecierpliwieni machnowcy próbują siłą wyegzekwować od chłopów jedzenie, konie czy nocleg. Zastraszają i eksploatują nie mniej niż bolszewicy. Z obrońców zamieniają się w prześladowców.
Łubieńskiemu udało się uchwycić dynamikę przemian machnowskiej brygady, dzięki czemu jej reportażowy obraz zyskał wielowymiarowy charakter. Fakt ten tłumaczy, dlaczego wśród mieszkańców Hulajpola, do których dociera autor Pirata…, pytania o przywódcę ukraińskich partyzantów wywołują przerażenie bądź zbywane są wymownym milczeniem.
Książka Łubieńskiego jest próbą przywrócenia czytelniczej społeczności postaci, którą współczesna historia zdążyła już dawno osądzić i zaklasyfikować w sposób – zdaniem twórcy Pirata… – krzywdzący. Dlatego reportażysta dopomina się o ponowne przyjrzenie się działaniom Machny, by wyprowadzić ją z zaklętego kręgu frazesów, stereotypów i niedomówień. Niestety, organizowane dziś na Ukrainie spotkania mające przypomnieć Machnę gromadzą wyłącznie kilka pań z zespołu ludowego i pracowników lokalnych bibliotek. Współczuję dziennikarce „Głosu Hulajpola – stwierdza Łubieński – która ma na jutro napisać relację z tej imprezy.
Stanisław Łubieński, Pirat stepowy
Czarne, 2012
21.05.2012 10:13 | M.S:
Przeczytałem właśnie "Pirata stepowego". To jakaś hagiografia, i przepisywanie historii. Autor nie ma pojęcia o reportażu historycznym, ba o pisaniu historii. Właśnie skonfrontowałem książkę S. Łubieńskiego z pracą M. Przyborowskiego i D. Wierzchosia, "Machno w Polsce". Okazuje, się, że S. Łubieński dokonał kompilacji prac i powiela schematy utarte od lat. Szkoda pieniędzy na tę książkę.