Na tych, którzy czytali wywiady z reżyserką, drukowane przy różnych okazjach w prasie, nie czeka prawie nic nowego. Wydawca strzelił sobie w stopę, zamieszczając w książce materiały z „Twojego Stylu” i „Wysokich Obcasów” — wystarczy bowiem jeden rzut oka, by spostrzec, jak niewiele różnic dzieli wszystkie teksty. Jeśli ktoś przez ¾ książki łudził się, że jest inaczej, ostateczne rozczarowanie przyniesie rozdział moda. Przy niewielkiej dozie złej woli można by powiedzieć, że prowadząca rozmowę Agnieszka Wiśniewska do pytań przygotowanych przez innych dorzuca tylko nachalne reklamy Krytyki Politycznej. Podczas pierwszego spotkania przekazuje Szumowskiej prezent („Książkę o Henryce Krzywonos, bardzo dobrą, sama napisałam”), później wspomina o Biedzie. Przewodniku dla dzieci, a na koniec informuje, że w Nowym Wspaniałym Świecie urządzono dziecięcy kącik. Uczciwiej byłoby chyba wydrukować standardowe reklamy.

Z kolei Szumowska, widząc, że oczekiwania wobec niej są niewielkie, ogranicza się do powtórzenia wyświechtanych anegdot. Z braku odwagi czy chęci drążenia jakiegokolwiek właściwie tematu, Wiśniewska poddaje się rytmowi narzucanemu przez reżyserkę, ulega jej niezdyscyplinowaniu myślowemu, wreszcie przejmuje jej ton i nieledwie się z nią licytuje. Za ilustrację niech posłuży kilka zdań. „Kiedyś nie rozumiałam, o co chodzi w tej sztuce współczesnej, chyba każdy przechodzi taki okres, że zastanawia się: «co to, kurwa, w ogóle jest?!»” — wyznaje reżyserka. Wiśniewska odpowiada: „Ja nazywam ten etap: «o chuj tu chodzi»”. „O chuj tu chodzi i w ogóle, co to kurwa jest” — wtóruje Szumowska. Kiedy reżyserka przyznaje, że w liceum nie była dobrą uczennicą, członkini Krytyki Politycznej czym prędzej zaręcza: „Ja miałam tróje z polskiego, a książki zaczęłam czytać w wieku szesnastu lat”. Jedna nosi kable na planie, a druga książki, gdy przyjeżdżają z drukarni. Zgodne unisono trwa przez dwieście stron.


Jak łatwo się domyślić, ambicje prowadzącej wywiad wykraczają jednak poza rekomendowanie wydawnictw macierzystej organizacji oraz przytakiwanie rozmówczyni.
Po ustaleniu faktów dotyczących szkół i inspiracji naciąga ona Szumowską na bezładne refleksje o kapitalizmie, państwie opiekuńczym, zamkniętych osiedlach czy wyższej klasie średniej. Najgorzej pod tym względem wypadają rozdziały feminizm, kościół i raz jeszcze kościół, przywodzące na myśl powierzchowny test na prawomyślność. Na mniej więcej dwudziestu stronach omawia się w nich zagadnienia takie jak dyskryminacja kobiet, poród, wychowanie dziecka, tradycyjna rodzina, kościelny majątek, sakramenty i święta, śmierć i pogrzeb Jana Pawła II, katastrofa smoleńska, krzyż pod Pałacem Prezydenckim, usunięcie symboli religijnych z miejsc publicznych, aborcja, in vitro, mniejszości seksualne oraz niefortunne wypowiedzi polityków — być może brzmi to jak dowcip, ale wcale nim nie jest. Za sprawą Wiśniewskiej reżyserka kaja się, mówiąc o antyaborcyjnym filmie Ono (2004), krytycznie odnosi się do Szczęśliwego człowieka (2000), a nawet — chyba już nie pod presją, tylko na wszelki wypadek — do 33 scen z życia (2008).

Szumowska przypomina postać jak z Gombrowicza — nie na tyle szaloną, by w Dzisiejszych Czasach… W jednym momencie mówi, że rozwarstwienie społeczne zacznie zmniejszać się za dwadzieścia, innym razem, że za trzydzieści, a jeszcze innym, że za pięćdziesiąt lat; przyznaje, że w szkole ją faworyzowano, by chwilę później temu zaprzeczyć; sugeruje, że pochodzenie ułatwiło jej karierę, chociaż przed sekundą była przekonana, że nie miało ono znaczenia albo wręcz przeszkadzało — i tak dalej, i tak dalej. Nikt nie koryguje jej sprzecznych wypowiedzi, nie tonuje przejaskrawień, nie prosi o rozwinięcie porzuconych wątków, nie polemizuje — chyba że chodzi o lewicowe pryncypia, ale i wtedy linia argumentacji jest zadziwiająco skromna (vide: „Związki zawodowe są OK”). Dziesiątki niekonsekwencji reżyserki to produkt uboczny jej przemyślanej strategii, opisywanej w słowach: „uważam, że posiadanie bardzo określonych poglądów na tematy polityczne czy społeczne […] jest chore. Ludzie, którzy kurczowo trzymają się schematów […] w pewnym momencie brną w ślepy zaułek. […] Jednego dnia mogę uważać tak, a drugiego zupełnie inaczej”. Na dowód: przytoczona teza nie przeszkodzi jej powiedzieć kilka linijek później: „poglądy mam pewnie bardzo lewicowe”, jeszcze później przypisać się do kawiorowej lewicy, a podczas spotkania autorskiego zupełnie wycofać z tego przyporządkowania. Choć taka surowość materiału ma swoje zalety, w ostatecznym rozrachunku trudno wziąć ją za dobrą monetę. Przyjemność z lektury psują również nawroty — i tak na przykład czytelnik dwukrotnie dowiaduje się, że Maciek, syn Szumowskiej, chodzi do francusko-polskiego przedszkola, i dlaczego jego matka podjęła taką decyzję. Bez wątpienia zabrakło ręki, która uregulowałaby zbyt swobodny nurt rozmowy — ręki montażysty.


O stereotypowym spojrzeniu na Polaków i Francuzów nie warto wspominać, reżyserka wprost wykłada bowiem to, co pośrednio dawała do zrozumienia w Sponsoringu. A skoro już mowa o ostatniej produkcji Szumowskiej — trudno nie zaśmiać się w głos, czytając jej narzekania na przeciążanie filmów dydaktyzmem. W ustach osoby, która nie dalej niż przed paroma miesiącami wyreżyserowała półtoragodzinną historię ku pouczeniu, brzmi to paradoksalnie. Zastanawiający jest ten brak autorefleksji, widoczny zresztą w wielu miejscach. Najwyraźniej chyba w doborze ilustracji, które prowokują, by zapytać: czy naprawdę nonkonformistka Szumowska nie zdaje sobie sprawy, że w kapturze na głowie i łomżą w ręku pozuje dokładnie tak, jak w fatałaszkach z domów mody?

Co prawda, książka ma też dobre strony, trzeba jednak wiele uporu, by je odnaleźć i wskazać. Świetnie zarysowany kontrast między blichtrem międzynarodowych festiwali filmowych a pustymi portfelami zaproszonych gości zapada w pamięć — podobnie jak historia wyprowadzek Szumowskiej. Ciekawie opisano karierę reżyserki, która zaczynała trochę z przypadku, jak tytułowa bohaterka Ki (2011) Leszka Dawida. Ale nawał komunałów zdecydowanie przeważa. Niekiedy na jednej stronie można znaleźć zdania w rodzaju: „Jeżeli masz pasję, zrobisz wszystko, żeby ją zrealizować. I wszystko inne przestaje się liczyć” oraz „Wierzę, że tylko tacy ludzie mogą robić sztukę, którzy się nie infekują niczym, pozostają wolni w sobie. Równocześnie trzeba poznawać wszystko, cały świat, żeby móc o nim opowiadać”. Podlane sosem z powierzchownej bezkompromisowości, nonszalancji i buty, czynią lekturę nieznośną.


Kino to sztuka przetrwania. Z Małgorzatą Szumowską rozmawia Agnieszka Wiśniewska
,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012


FRAGMENT KSIAŻKI

RECENZJA SPONSORINGU

Daniel Brzeszcz — urodzony w roku 1990. Członek redakcji „Res Publiki Nowej” i portalu Niewinni Czarodzieje (niewinni-czarodzieje.pl). W ramach MISH na UW studiuje kulturoznawstwo i polonistykę; w ramach AAL — filmoznawstwo na UJ. Publikował m.in. na stronach Krytyki Politycznej, „Res Publiki Nowej” i „uniGENDER”. Interesuje się literaturą i teorią literatury półwiecza 1890—1940.

Tekst ukazał się także na łamach studenckiego portalu kulturalnego niewinni-czarodzieje.pl