Z kolei Szumowska, widząc, że oczekiwania wobec niej są niewielkie, ogranicza się do powtórzenia wyświechtanych anegdot. Z braku odwagi czy chęci drążenia jakiegokolwiek właściwie tematu, Wiśniewska poddaje się rytmowi narzucanemu przez reżyserkę, ulega jej niezdyscyplinowaniu myślowemu, wreszcie przejmuje jej ton i nieledwie się z nią licytuje. Za ilustrację niech posłuży kilka zdań. „Kiedyś nie rozumiałam, o co chodzi w tej sztuce współczesnej, chyba każdy przechodzi taki okres, że zastanawia się: «co to, kurwa, w ogóle jest?!»” — wyznaje reżyserka. Wiśniewska odpowiada: „Ja nazywam ten etap: «o chuj tu chodzi»”. „O chuj tu chodzi i w ogóle, co to kurwa jest” — wtóruje Szumowska. Kiedy reżyserka przyznaje, że w liceum nie była dobrą uczennicą, członkini Krytyki Politycznej czym prędzej zaręcza: „Ja miałam tróje z polskiego, a książki zaczęłam czytać w wieku szesnastu lat”. Jedna nosi kable na planie, a druga książki, gdy przyjeżdżają z drukarni. Zgodne unisono trwa przez dwieście stron.
Jak łatwo się domyślić, ambicje prowadzącej wywiad wykraczają jednak poza rekomendowanie wydawnictw macierzystej organizacji oraz przytakiwanie rozmówczyni.
Szumowska przypomina postać jak z Gombrowicza — nie na tyle szaloną, by w Dzisiejszych Czasach… W jednym momencie mówi, że rozwarstwienie społeczne zacznie zmniejszać się za dwadzieścia, innym razem, że za trzydzieści, a jeszcze innym, że za pięćdziesiąt lat; przyznaje, że w szkole ją faworyzowano, by chwilę później temu zaprzeczyć; sugeruje, że pochodzenie ułatwiło jej karierę, chociaż przed sekundą była przekonana, że nie miało ono znaczenia albo wręcz przeszkadzało — i tak dalej, i tak dalej. Nikt nie koryguje jej sprzecznych wypowiedzi, nie tonuje przejaskrawień, nie prosi o rozwinięcie porzuconych wątków, nie polemizuje — chyba że chodzi o lewicowe pryncypia, ale i wtedy linia argumentacji jest zadziwiająco skromna (vide: „Związki zawodowe są OK”). Dziesiątki niekonsekwencji reżyserki to produkt uboczny jej przemyślanej strategii, opisywanej w słowach: „uważam, że posiadanie bardzo określonych poglądów na tematy polityczne czy społeczne […] jest chore. Ludzie, którzy kurczowo trzymają się schematów […] w pewnym momencie brną w ślepy zaułek. […] Jednego dnia mogę uważać tak, a drugiego zupełnie inaczej”. Na dowód: przytoczona teza nie przeszkodzi jej powiedzieć kilka linijek później: „poglądy mam pewnie bardzo lewicowe”, jeszcze później przypisać się do kawiorowej lewicy, a podczas spotkania autorskiego zupełnie wycofać z tego przyporządkowania. Choć taka surowość materiału ma swoje zalety, w ostatecznym rozrachunku trudno wziąć ją za dobrą monetę. Przyjemność z lektury psują również nawroty — i tak na przykład czytelnik dwukrotnie dowiaduje się, że Maciek, syn Szumowskiej, chodzi do francusko-polskiego przedszkola, i dlaczego jego matka podjęła taką decyzję. Bez wątpienia zabrakło ręki, która uregulowałaby zbyt swobodny nurt rozmowy — ręki montażysty.
O stereotypowym spojrzeniu na Polaków i Francuzów nie warto wspominać, reżyserka wprost wykłada bowiem to, co pośrednio dawała do zrozumienia w Sponsoringu. A skoro już mowa o ostatniej produkcji Szumowskiej — trudno nie zaśmiać się w głos, czytając jej narzekania na przeciążanie filmów dydaktyzmem. W ustach osoby, która nie dalej niż przed paroma miesiącami wyreżyserowała półtoragodzinną historię ku pouczeniu, brzmi to paradoksalnie. Zastanawiający jest ten brak autorefleksji, widoczny zresztą w wielu miejscach. Najwyraźniej chyba w doborze ilustracji, które prowokują, by zapytać: czy naprawdę nonkonformistka Szumowska nie zdaje sobie sprawy, że w kapturze na głowie i łomżą w ręku pozuje dokładnie tak, jak w fatałaszkach z domów mody?
Co prawda, książka ma też dobre strony, trzeba jednak wiele uporu, by je odnaleźć i wskazać. Świetnie zarysowany kontrast między blichtrem międzynarodowych festiwali filmowych a pustymi portfelami zaproszonych gości zapada w pamięć — podobnie jak historia wyprowadzek Szumowskiej. Ciekawie opisano karierę reżyserki, która zaczynała trochę z przypadku, jak tytułowa bohaterka Ki (2011) Leszka Dawida. Ale nawał komunałów zdecydowanie przeważa. Niekiedy na jednej stronie można znaleźć zdania w rodzaju: „Jeżeli masz pasję, zrobisz wszystko, żeby ją zrealizować. I wszystko inne przestaje się liczyć” oraz „Wierzę, że tylko tacy ludzie mogą robić sztukę, którzy się nie infekują niczym, pozostają wolni w sobie. Równocześnie trzeba poznawać wszystko, cały świat, żeby móc o nim opowiadać”. Podlane sosem z powierzchownej bezkompromisowości, nonszalancji i buty, czynią lekturę nieznośną.
Kino to sztuka przetrwania. Z Małgorzatą Szumowską rozmawia Agnieszka Wiśniewska,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012
FRAGMENT KSIAŻKI
RECENZJA SPONSORINGU
Daniel Brzeszcz — urodzony w roku 1990. Członek redakcji „Res Publiki Nowej” i portalu Niewinni Czarodzieje (niewinni-czarodzieje.pl). W ramach MISH na UW studiuje kulturoznawstwo i polonistykę; w ramach AAL — filmoznawstwo na UJ. Publikował m.in. na stronach Krytyki Politycznej, „Res Publiki Nowej” i „uniGENDER”. Interesuje się literaturą i teorią literatury półwiecza 1890—1940.
Tekst ukazał się także na łamach studenckiego portalu kulturalnego niewinni-czarodzieje.pl