Francuski pisarz należał do eksperymentalnej grupy OuLiPo (Ouvroir de Littérature Potentielle, czyli Pracowni Literatury Potencjalnej), której członkowie do dnia dzisiejszego posługują się literackimi metodami przetwarzania zasad logiki i matematyki, używają precyzyjnych struktur, piszą wedle rygorów konkretnych form, z których najczęściej stosowane są kalambury, rebusy, palindromy, lipogramy. Perec nie tylko podążał za tymi wyznacznikami (najlepszym przykładem lipogramu jest jego powieść La Disparition – Zniknięcie, pozbawiona samogłoski „e” – istny horror dla tłumacza na obcy język!), ale też wprowadzał kolejne utrudnienia w grze prowadzonej z odbiorcą. Człowiek, który śpi tworzy świadomą strategię zaangażowania czytelnika. Z jednej strony mamy figurę autora, z drugiej – bohatera, którego historia przypomina losy pisarza: tak jak on przerywa studia (Perec nie skończył historii na Sorbonie), wycofuje się z kręgu znajomych i przyjaciół, zamyka w świecie powtarzanych czynności i spraw. W tej sytuacji czytelnik ustawiony zostaje w niewygodnej pozycji sędziego, który ma wydać orzeczenie: czy autobiograficzny rys postaci to dominująca perspektywa lektury? Jaką rolę ma spełniać czytelnik w scenariuszu gry, rozpisanym przez autora?
Jak stwierdza (wybitna!) tłumaczka Pereca Anna Wasilewska w posłowiu do Człowieka…, autor opowiada historię – swoją własną historię outsidera, wyrzekającego się związków międzyludzkich, studiów, pracy, jakiegokolwiek zaangażowania w codzienność – historię człowieka skazanego na życie. Wasilewska niejednokrotnie zwraca uwagę na doświadczenie wykorzenienia, wynikającą z biografii pisarza utratę poczucia przynależności do kultury, która uległa zagładzie. Życiorys Pereca został zdefiniowany przez brak, świadomość wyobcowania i osamotnienia. O tym jest wczesne dzieło Pereca W, albo wspomnienie z dzieciństwa, motyw pustki i braku podejmują i przepracowują kolejne książki. Człowiek, który śpi jest tego najlepszym przykładem. To centon cytatów, kolaż myśli i obrazów, ale przede wszystkim wyrafinowana artystyczna kreacja, przetwarzająca wątki z biografii autora. Idąc tym tropem, wypełnienie duchowej próżni po zmarłych rodzicach, którzy zginęli podczas II wojny światowej, opanowanie kryzysu twórczego autora, próba zrozumienia sensu istnienia – są naczelnymi problemami tej prozy.
To jednak tylko jedna z wielu możliwości lektury, obok zwłaszcza szerszej perspektywy poszukiwania literackich analogii. Człowiek, który śpi to przecież utwór autobiograficzny, i to utwór złożony w dużej mierze z kryptocytatów, a ich deszyfracja jest niemałym wyzwaniem dla czytelnika. Perec pisze językiem (by wymienić tylko kilku) Kafki, Joyce’a, Prousta, Manna – co z pewnością zachęci czytelników do intertekstualnych podróży. Jednak wątpliwość: czy jest to tylko wtórny produkt literackiego recyklingu – przyjmuje tu kształt pytania retorycznego. Swoista przyjemność lektury wpisana jest w tę niezbyt obszerną prozę zarówno, gdy czytamy ją w świetle literackiej autobiografii, jako błyskotliwy dialog z czołowymi przedstawicielami europejskiego modernizmu (tytuł książki nawiązuje do sformułowania pochodzącego z początkowych akapitów W poszukiwaniu straconego czasu Prousta), jak i w trzecim wypadku – gdy zniechęceni tropieniem śladów autora w tekście, koncepcją lęku przed wpływem, wizją świata-palimpsestu czytamy z ciekawości, po prostu, bez ambicji podejrzliwego detektywa. Proponuję taką (fragmentaryczną) lekturę.
Zacznijmy od przygody snu. Człowiek, który śpi to historia studenta socjologii, który zarzucił dotychczasowy tryb życia, ale nie w akcie buntu, lecz właśnie poprzez brak gestu, odmowę udziału w czymkolwiek, niechęć do minimalnego choćby zaangażowania. Jak komentuje narrator: Masz dwadzieścia pięć lat i dwadzieścia dziewięć zębów, trzy koszule i osiem skarpetek, trochę książek, których już nie czytasz, trochę płyt, których już nie słuchasz. To najlepszy moment na sen:
Początek operacji jest zupełnie prosty, chociaż wszystko skłania cię do myśli, że zajmie ci to dużo czasu: łóżko i ciało trzeba sprowadzić do jednego punktu, do jednego ośrodka, lub też, co niczego nie zmienia, trzeba poskromić zwiotczenie ciała, ześrodkować je w jednym miejscu, na przykład w czymś takim, jak kręgi lędźwiowe. Jednakże właśnie teraz ciało nie jest już zwartą jednością, jak przed chwilą, i rozlewa się na wszystkie strony.
Tak jak nie daje się uchwycić cielesności, tak świat z całym materialnym wyposażeniem wymyka się bohaterowi. Mimo że w szczegółowy sposób analizuje on elementy rzeczywistości, podlicza je, tworzy ciągi skojarzeniowe, opisuje i precyzuje, kataloguje (przypomina się tytuł innej książki Pereca, Rzeczy) – rozbrzmiewa tu tęsknota za poczuciem sensu codziennych czynności. Tego dnia, gdy bohater nie idzie na swój pierwszy egzamin pisemny z socjologii ogólnej, zaczyna się przygoda snu, w której każdy banał wymaga osobnej myśli, rzecz – analizy, chwila – niemal wieczności, aby upłynęła. Głos, który zwraca się do bohatera w drugiej osobie, to tajemniczy narrator, a może podszepty jego własnego sumienia: Twoja przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zlewają się teraz w jedno: są bezwładem twoich członków, twoją podstępną migreną, zniechęceniem, upałem, goryczą i prawie wystygłą neską. Bohater dostrzega wokół siebie detale, kształty, linie, płaszczyzny i podziały w taki sposób i w takim natężeniu, jakiego do tej pory nie znał. Hiperrealna obecność przedmiotów z jednej strony pomaga wypełnić uczucie pustki i samotności, z drugiej to tylko ścisły inwentarz mizernej fortuny, któremu nie można powierzyć wyczerpującej, niemożliwej, morderczej misji wyrażania swojego „ja”.
Jesteś więźniem wnętrza poduszki, workiem gipsu, pośród innych worków gipsu, a za ciebie ktoś inny, twój sobowtór, widmowy dubler, łapie autobus, żeby zdążyć na egzamin. Do tych określeń można dopisać jeszcze jedno: przegrałeś – przynajmniej w społecznej perspektywie, gdzie każda apatia, niechęć, społeczna izolacja postrzegana jest jako forma życiowej porażki, choroba, z której jak najszybciej należy się wyleczyć. Człowiek, który śpi nie jest psychoanalitycznym opisem przypadku pacjenta pogrążonego w śpiączce czy depresji, którego stan można określić jako „stabilny”. To opowieść o próbie ucieczki (w sen) przed poczuciem pustki, o pogoni ślepca, pozbawionego wskazówek i pomocy: Jesteś zaledwie zmąconym cieniem, twardym jądrem obojętności, spojrzeniem bez wyrazu umykającym przed innymi spojrzeniami. Bohaterowi nasuwają się obrazy z przeszłości, wspomnienia, znajduje przedmioty z dzieciństwa, czyta po raz kolejny te same książki. Jest wrzucony w czas, którego nie potrafi podzielić na to co, było, jest i będzie. Kiedy skupia się na wykonywaniu czynności niezbędnych do przetrwania, gestów automatu (precyzyjnie, o określonych godzinach, z dużą skrupulatnością je, chodzi, śpi, goli się, pierze skarpetki, rzadko coś mówi), redukuje swoje istnienie do stanu agonalnego, doświadczenia nie-doświadczania intensywności zmian lub codziennej stabilności. Rozpoczyna się coś, co nigdy nie zazna końca: twoje życie roślinne, twoje życie odwołane, zapięte na ostatni guzik, wyregulowane jak zegarek, wykluczające przypadek, przewidywalne. Życie w formie, która ma go utrzymać przy życiu.
Nic jeszcze nie przeżyłeś, a wszystko już zostało powiedziane, zakończone. (…) Role i etykietki naszykowano: od nocnika z czasów wczesnego dzieciństwa po fotel na kółkach na stare lata, wszystkie siedziska są gotowe i czekają na swoją kolej. Twoje przygody tak dobrze już opisano, że najzacieklejszy bunt na nikim nie zrobi wrażenia.
Nie dziwi więc, że bohater Pereca to typ flâneura, figura opisana na najróżniejsze sposoby w literackich opracowaniach (sam autor podjął grę z baudelaire’owskim motywem i w 1973 roku nakręcił na podstawie Człowieka, który śpi film, który odtwarza mapę paryskich wędrówek tytułowego bohatera). Rola wędrowca-ślepca, wędrowca-lunatyka została mu narzucona z góry, a cel jego włóczęgi jest jeden – zapomnieć, że się idzie. Wędrujące spojrzenie człowieka, który śpi, pada na światła, place, aleje, mężczyzn i kobiety, ogrodzenia, parki, pojazdy, witryny, chodniki, bruk. Bohater odwiedza muzea, bary, dworce, biblioteki publiczne, czyta „Le Monde”, słucha muzyki, stawia pasjanse – zachowuje się tak, jak powinien, jak robią to tysiące innych ludzi, wśród których tym bardziej odczuwa swoją samotność. Scenografia Paryża (kształty, hałasy, dźwięki) tylko na moment przykuwa wzrok, by za chwilę powrócić do tego, co znane: swojego oddechu, swoich kroków, swojego starzenia się. Samozachwyt? Raczej ucieczka introwertyka, pogrążanie się w sobie, w swoim śnie.
Osuwasz się. Zapadasz w sen, to ty stałeś się celem snu; nie śpisz, ale sen już nie nadejdzie; nie jesteś rozbudzony, ale nigdy się nie obudzisz – wszystkie te opisy wpływają na aurę opowieści. Nieokreślony stan bohatera – stan wiecznego snu, na pograniczu materialnej rzeczywistości i nieuchwytnej nadrealności – intryguje w filozoficznym świetle kreacji podmiotu. Trzeba jednak pamiętać, że mamy do czynienia z mistrzem literackich gier, precyzji i rygoru konstrukcji. Ciąg sennych obrazów i skojarzeń, nieuchwytna tożsamość postaci, biograficzne skojarzenia to kolejne techniki zwodzenia czytelnika. Monolog śpiącego nie daje się opatrzyć etykietkami: „oniryczne”, „fantasmagoryczne”, „iluzoryczne”, a końcowy nakaz przestań mówić jak człowiek, który śni – paradoksalnie może być mottem tej historii.
Wydawnicza estetyka (czarno-biała oprawa, dużo światła na stronie, czyste kartki między rozdziałami) i wynikająca z niej wizualna przyjemność obcowania z książką Pereca to pierwsze powody, dla których potencjalny czytelnik bierze ją do ręki. Znakomity autor i intrygujący tytuł zajmują naszą uwagę w ciągu kolejnych minut. Spragnieni kolejnych wrażeń, odważni czytelnicy zaglądają do środka i mierzą się z zagadką twarzy człowieka, który śpi (śp. Georgesa Pereca?).
Georges Perec, Człowiek, który śpi
przeł. Anna Wasilewska
Wydawnictwo Lokator, 2011
22.04.2012 21:48 | karolina:
Faktycznie - chodziło mi o autorstwo scenariusza, a napisałam zupełnie inaczej:D dziękuję za uwagę!