Kupieckie kontrakty Elfriede Jelinek to gospodarcza quasi-komedia. Szybko jednak rzednie uśmiech z twarzy tych, którzy przyszli do Teatru Dramatycznego w Warszawie, aby obejrzeć lekki, dowcipny spektakl. Po przedstawieniu Miśkiewicza można prędzej wpaść w depresję, albo nabawić się wrzodów. Narratorami po współczesnym świecie kapitalizmu są bezimienne, bezpłciowe postacie, marionetkowy tłum jednakowo ubrany w czarne garnitury i lśniące białe koszule. Chórowi drobnych przedsiębiorców przewodzi rekin biznesu, Katarzyna Figura. Publiczność bierze udział w zebraniu przypominającym konferencję prasową. Akcjonariusze stoją za owalnym stołem, przed którym ustawiono rzędy krzeseł. Z założonymi na uszach słuchawkami uczestniczymy w międzynarodowym kongresie-lamencie kredytobiorców i kredytodawców, uciskanych i uciskających.
Trudno zrozumieć bankową retorykę, zgodnie z którą im bardziej pusty frazes, tym jest lepszy. Sterowane przez język rynku postacie wyrzucają z siebie potok nic nieznaczących słów. Oparte na dychotomiach wypowiedzi drobnych przedsiębiorców („Stoi pan jak głupek i patrzy, choć nic nie widzi”, „Na początku było słowo, i było u Boga, a stamtąd nie wróci”) zlewają się w jeden monolog – głos kapitalistycznej Europy. Spektakl zaczyna się od zwiedzania gmachu Teatru Dramatycznego. Podczas oprowadzania przewodniczki (inna dla każdej grupy zwiedzających) zatrzymują wycieczkę przed ekranem i proponują wspólne odczytanie ironicznej deklaracji postkapitalistycznej, liberalnej Europy. Nasze głosy usłyszymy ponownie w słuchawkach pod koniec spektaklu. W sali im. Mikołajskiej, przypominającej salę obrad, niewinne oświadczenie zabrzmi jak zapowiedź buntu uciskanych.
Ostatecznie w walce banków z przedsiębiorcami przegrywają obydwie strony. Sztuka Jelinek mówi o bankrutach, którymi są zarówno klienci, jak i banki. Jesteśmy elementami wielkiego „łańcucha finansowego” – większy bank pożera mniejszy, ten z kolei pochłania fundusze konsumentów. Kapitalizm zżera sam siebie, po nim pozostaje tylko Nicość. Drobni przedsiębiorcy nie posiadają nawet tego, Nic umyka im nieustannie, zostają z Niczym i są Niczym. Postać Katarzyny Figury (znakomita kreacja!) góruje nad zgiętymi, skulonymi sylwetkami przewodniczek-finansistek: Anny Gorajskiej, Natalii Kality, Anny Kłos-Kleszczewskiej. Przełomowy jest moment, kiedy role się odwracają – wielki finansista wychodzi ze sceny, a na jego miejscu pojawia się olbrzymia kukła – symbol Kapitalizmu. Drobni przedsiębiorcy wypruwają mu brzuch (wypełniony nie gotówką, ale gałganami) i wchodzą do wnętrza lalki. Bezczeszczą tym samym kapitalizm „od środka”, podważają jego funkcjonowanie w Europie.
Miśkiewicz pokazuje chaotyczną i szkodliwą politykę banków, giełdy i organów władzy w niezdefiniowanej przez Jelinek rzeczywistości. Jednocześnie odsłania mechanizm wszechpanujących transakcji finansowych. W spektaklu życie zmienia w ujednoliconą ofertę handlową. W zmontowanym klipie wideo odrealniony upiór-finansista (Stanisława Celińska) na tle nadmorskiego landszaftu porównuje pieniądze do kamieni w Dolinie Śmierci w Kalifornii. Celińska wygłasza wypowiedzi Aniołów Sprawiedliwości: nie wiemy, dlaczego kamienie się poruszają, ale ich wędrówka jest znana, bo zostawiają po sobie ślady. Inaczej jest ze pieniędzmi, które niepostrzeżenie znikają z naszych kont. Monolog Celińskiej przerywa bankrut-samobójca (Krzysztof Ogłoza) namawiający nas, abyśmy wszyscy popełnili zbiorowe harakiri.
Ostatecznie Kapitalizm, przedstawiany za pomocą wielkiej kukły, zostaje symbolicznie pokonany – zwisa z Pałacu Kultury z wyprutym brzuchem. To znamienne, ponieważ właśnie o nieruchomości, na których stoi PKiN, toczy się zaciekła walka. Kapitał finansowy zderzony jest z kapitałem kulturowym – w czasach, gdzie wszystko jest oceniane według kryterium rentowności, instytucje kultury stają się nierentowne. Miśkiewicz nieprzypadkowo reżyseruje spektakl, w którym obnaża strategie ekonomiczne państw wysokorozwiniętych. Krajów, w których za „pieniądz płaci się jeszcze większą sumą pieniędzy” – pierwsza, która na tym ucierpi, jest sfera kultury. Kupieckie kontrakty, chociaż nie wprost, to ironiczny komentarz do polityki, jaką Warszawa prowadzi wobec stołecznych teatrów. Wydarzenia ostatnich tygodni, towarzyszące protestom środowiska teatralnego (akcja „Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem”) pokazują, jak proroczy w swoich pesymistycznych rozważaniach jest Miśkiewicz. Obok dyskusji o wszechobecnym konsumpcjonizmie toczy się w spektaklu protest przeciw polityce ludzi stojących u władzy i na wysokich stanowiskach w bankach, którzy kierują się wyłącznie potrzebą zysku. W przedstawieniu Miśkiewicza bankrut-samobójca żąda prawa do godnego życia, a artyści podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych – bardziej przemyślanej polityki teatralnej. Premiery, które Teatr Dramatyczny zaproponował w tym sezonie, oscylują wokół tematów dotyczących rozwoju polskiego teatru artystycznego i jego sceny eksperymentalnej. Refleksja dyrektora i czołowego reżysera Teatru Dramatycznego nie jest w Kupieckich kontraktach zbyt optymistyczna. Współwinni (i przegrani!) jesteśmy my wszyscy.
Teatr Dramatyczny w Warszawie, Sala im. Mikołajskiej
Elfriede Jelinek
Kupieckie kontrakty
reżyseria: Paweł Miśkiewicz
tłumaczenie: Mateusz Borowski, Małgorzata Sugiera
scenografia: Barbara Hanicka
wideo: Michał Jankowski
realizacja dźwięku: Piotrek Mastalerski
multimedia: Dariusz Kraszewski
występują: Stanisława Celińska (wideo), Katarzyna Figura, Anna Gorajska (gośc.), Natalia Kalita, Anna Kłos-Kleszczewska, Krzysztof Ogłoza
premiera: 3 marca 2012, prapremiera w ramach Waliki Czarnucha z Europą 17 czerwca 2011
fot. archiwum Teatru (Tomasz Dubiel)