Szkoda tylko, że w tym festynie samozadowolenia efekt starań, tj. album, jest zwykle jakimś amatorskim produktem komiksopodobnym. Jakiś czas temu byliśmy wręcz zasypywani tego typu wyrobami i dziś, wśród mrowia takich publikacji, warto pamiętać właściwie o jednej – Tragedyji płockiej Grzegorza Janusza i Jacka Frąsia. Wraz z premierą Niczego sobie. Komiksy o mieście Gliwice liczba wyjątków od tej mało chwalebnej reguły wzrosła do dwóch.
A Grzegorz Krawczyk i Mikołaj Ratka, redaktorzy antologii komiksowej poświęconej Gliwicom, postanowili jeszcze utrudnić sobie zadanie. Nie dość, że album został poświęcony miastu, to jeszcze będzie publikacją o charakterze historyczno-edukacyjnym. Polska szkoła „komiksu w służbie polityki historycznej” to osobny, równie wstydliwy, rozdział i na szczęście Niczego sobie nie ma z nią nic wspólnego. Jak sam tytuł wskazuje, publikacja wydana nakładem Muzeum w Gliwicach, poświęcona jest przeszłości tego śląskiego miasta. Na łamach ośmiu szortów, poszeregowanych w kolejności chronologicznej, poznajemy losy Gliwic na tle wielkiej, dziejowej machiny, kątem oka spoglądając również na mniejszą, kształtowaną przez (z mojego krakowskiego punktu widzenia – bardzo egzotyczny) regionalny kontekst – historię często nieznaną i fascynującą. Wielkie narodowe mity Sobieskiego, słynnej prowokacji gliwickiej, czasów Solidarności sąsiadują tu z miejskimi legendami i lokalną historią, a wszystko to składa się na niezwykle skomplikowany obraz relacji polsko-niemieckich, Śląska i Polski.
Genialnym w swojej prostocie posunięciem było zdjęcie (na ile oczywiście było to możliwe) z barków artystów obowiązków dydaktycznych i scedowanie ich na tych, którzy do pouczania o historii mają znacznie większe kompetencje.
Antologie zwykle są świetną okazją do przeglądu rodzimej kadry komiksowej. Patrząc na nazwiska zaangażowanych twórców, Niczego sobie prezentuje się na ekstraklasowym poziomie. Choć brakuje gwiazd największego formatu, to nikt z tej silnie obsadzonej młokosami i weteranami stawki nie odstaje. A wybijają się jak zwykle Przemysław Surma, którego jeden, dwa albumy dzielą od ścisłej krajowej czołówki i Marek Turek, który jak zwykle trzyma poziom. Nie dość, że dysponują oni kreską nie do pomylenia z innymi twórcami, to jeszcze ich styl poparty jest bardzo konkretnym warsztatem. Ballada o tym, jak zły Mansfeld swój apetyt zaspokoił Surmy w baśniowej konwencji, dziecięcym rymem i przepięknym rysunkiem opowiada dość prostą, ale pełną uroku opowieść o pewnym rzezimieszku i obrotnej pannie z Gliwic. Natomiast pozbawiony słów Capitol jest bardzo „turkowy” – klaustrofobiczny, zagadkowy, pełen grozy. Opowieść o pożarze gliwickiego teatru i autor Fastnachspielu to znakomicie dobrana para – kiedy (nieopatrzenie) przeczytałem historyczne didaskalia do tego szorta wiedziałem już, że Turek właśnie najlepiej nadaje się do zilustrowania tego epizodu z dziejów Gliwic.
Na swoim (dobrym) poziomie zaprezentowali się Dominik Szcześniak i Maciej Pałka. Przewrotny scenariusz w połączeniu z undegroundową, epatującą brzydotą kreską doskonale sprawdził się w historii o tytułowym Garbusie, umieszczonej w brudnym średniowieczu. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Anna Helena Szymborska. Rysowniczka, o której niewiele mówi się w kontekście kobiet robiących komiksy, pokazała się z bardzo dobrej strony. Technicznie – niemal bez zarzutu. Styl – gdzieś tam kołaczą mi się skojarzenia z najwcześniejszym Bilalem i współczesnym Manarą. Szkoda tylko, że artystka miała szczęście (czy raczej go nie miała) do dość pretensjonalnego skryptu Tomka Kontnego. Kolejny krok do przodu w rysowniczym rozwoju zrobili Kajetan Wykurz i Mikołaj Ratka.
W Niczego sobie czuć, że nad całością czuwał redaktor. I jest to bardzo miłe uczucie. Począwszy od gustownego designu ze świetną okładką na czele, przez dobór różnorodnych artystów, pod których styl dopasowano poszczególne historię, aż po ostateczną kontrolę jakości. Bardzo trudno jest mi wskazać komiks mocniej odstający od reszty. Jasne, jak to w tego typu zbiorkach, antologiach, a do tego rzeczach robionych za zamówienie bywa, są rzeczy lepsze (Garbus, Victoria, Ballada) i nieco słabsze (prześliczne, ale nudne Zobaczyć króla, nieodbiegające zbyt dalece od kanonów „komiksu historycznego” Marcowe ulice i Komandosi z Berlina). A wszystko to napisane, narysowane, złożone i wydane w zaledwie pół roku – Mikołaju, chylę czoła.
Nie chciałbym zostać źle zrozumiany – choć Niczego sobie to rzecz bardzo dobra, nie była dla mnie taką fangą w nos, jak PW 44 przed kilkoma laty. Wtedy artyści zebrani przez Przemka Truścińskiego udowodnili, że da się opowiadać o Powstawaniu Warszawskim nie ograniczając się do pustych frazesów, a komiks bez żadnych kompleksów może włączyć się w dyskurs o narodowej martyrologii i trudnej historii. Niczego sobie. Komiksy o mieście Gliwice nie mają takich ambicji. To raczej antologia na miarę naszych możliwości. A te, jak się okazało, w Gliwicach są całkiem duże.
Niczego sobie. Komiksy o mieście Gliwice
Scenariusz: Daniel Gizicki, Tomasz Kontny, Mikołaj Ratka, Przemysław Surma, Dominik Szcześniak, Rafał Szłapa, Marek Turek
Rysunek: Grzegorz Pawlak, Maciej Pałka, Marcin Podolec, Mikołaj Ratka, Marcin Surma, Przemysław Surma, Anna Helena Szymborska, Rafał Szłapa, Marek Turek, Kajetan Wykurz
Gliwice 2012
Komiksy w antologii:
Garbus – Dominik Szcześniak/Maciej Pałka
Ballada o tym, jak zły Mansfeld swój apetyt zaspokoił – Przemysław Surma
Zobaczyć króla – Daniel Gizicki/Kajetan Wykurz/Marcin Podolec/Marcin Surma
Człowiek z żeliwa – Mikołaj Ratka
Capitol – Marek Turek
Komandosi z Berlina – Rafał Szłapa
Victoria – Tomasz Kontny/Anna Helena Szymborska
Marcowe ulice – Daniel Gizicki/Grzegorz Pawlak