Susan (Eva Green) jest epidemiolożką, skrzywdzoną przez mężczyznę. Michael (Ewan McGregor) nie ukrywa, że w relacjach z kobietami jest dupkiem. Żadnego z nich nie interesuje stały związek, a jednak zbieg okoliczności krzyżuje ich ścieżki i coraz bardziej przyciąga jedno do drugiego, mimo że dzieje się to w bardzo specyficznym momencie. Świat ogarnia dziwna epidemia, której przyczyny są nieznane, a konsekwencji nikt nie potrafi przewidzieć. Nowa choroba sprawia, że ludzie w ciągu kilku minut przeżywają głęboką depresję, uświadamiają sobie co w życiu stracili i nie mogą powstrzymać histerycznego ataku rozpaczy. Po chwili emocje opadają, a zarażeni orientują się, że stracili węch. Nie wiadomo czy jest to zaraźliwe, nie można opracować lekarstwa. Wszyscy powoli przystosowują się do życia w świecie, w którym nikt nie czuje zapachów.

Dwoje kochanków kontynuuje romans, żałując jedynie, że nie mogli nigdy poczuć zapachu swoich ciał. Życie toczy się normalnym rytmem, restauracje serwują bardziej pikantne jedzenie by zniwelować brak jednego ze zmysłów, a ludzie z nadzieją na rychłe opanowanie epidemii powracają do codziennych rytuałów. W końcu nie od dziś wiadomo, że człowiek do wszystkiego potrafi się przystosować, a obniżenie jakości życia nie wpływa znacząco na sam fakt biologicznej egzystencji. To jednak nie wystarcza reżyserowi Ostatniej miłości na ziemi. Odbierając bohaterom kolejne zmysły i każąc im przeżywać gwałtowne emocje, z naukową skrupulatnością bada potencjał rozwojowy miłości w ekstremalnych warunkach.

Trudno jest nie odwołać się tu do Konia turyńskiego Beli Tarra, mimo że pod względem artystycznym i estetycznym filmy te nie mają ze sobą nic wspólnego.
W obu jednak konstrukcja przyjmuje formę odwróconego aktu stworzenia, w którym bohaterom zostaje coraz mniej, a świat wokół nich staje się z dnia na dzień coraz bardziej nieprzyjazny. W przeciwieństwie do węgierskiego reżysera, Mackenzie nie jest nihilistą i usilnie stara się wnieść do swojego filmu nieco optymizmu. Dzięki temu Ostatnia miłość na ziemi jest bardzo przystępnym, niewydumanym i niegłupim filmem o miłości takiej, jaką chcielibyśmy ją widzieć.

Mackenzie jest zdolnym reżyserem, choćby dlatego, że robiąc film o ewidentnie uniwersalnym wydźwięku, nie stara się serwować widzowi wykładu dotyczącego natury uczuć między dwojgiem ludzi. Historia konkretnej pary kochanków w bardzo naturalny sposób staje się elementem większej całości, w której miłość pomaga znieść niewesołą rzeczywistość, ale nie neutralizuje problemów. Kopciuszek znajduje tu swojego księcia, ale nadal musi wrócić do domu złej macochy. Beatlesowskie „all You need is love” nie obowiązuje, bo miłość jest tu nie tyle wszystkim, czego bohaterowie potrzebują, ale wszystkim, co im pozostaje.

Nie przekonują mnie jednak zdjęcia Gilesa Nuttgensa, który w Ostatniej miłości na ziemi miesza ze sobą różne stylistyki, nie do końca osiągając zamierzony cel. Chwilami kamera chwieje się, próbując stworzyć paradokumentalną aurę. Innym razem Michael filmowany jest z punktu widzenia kierownicy roweru w równie rozedrgany sposób. Ostatecznie w filmie dominują statyczne ujęcia i konwencjonalne perspektywy. Czy ta zmiana konwencji miała oznaczać spokój, który pojawił się wraz z uczuciem między bohaterami? Nie do końca przekonuje mnie to wyjaśnienie, ponieważ wraz z bezruchem kamery przychodzi epidemia, która wpędza bohaterów w stan ciągłej niepewności i rozedrgania wewnętrznego.

Ostatnia miłość na ziemi nie jest może filmem do końca przemyślanym, potrafiącym udźwignąć ciężar filozoficzny, który narzuca interpretacja wydarzeń. Niemniej jednak z dużym powodzeniem broni się przed banałem i bez problemu godzi katastroficzne wizje końca świata z wątkiem romansowym. Całość jest trochę zbyt biblijna i z powodzeniem obeszłaby się bez irytującego narratora, ale te elementy w żaden sposób nie zmieniają wydźwięku filmu, który może i jest nieco konserwatywny i prostoduszny, ale nie powiela bezrefleksyjnie schematów, którymi już dawno mogliśmy poczuć się znużeni.





Ostatnia miłość na Ziemi (Perfect Sense)
reżyseria: David Mackenzie
scenariusz: Kim Fupz Aakeson
zdjęcia: Giles Nuttgens
muzyka: Max Richter
grają: Eva Green, Ewan McGregor, Connie Nielsen, Stephen Dillane, Ewen Bremner, Denis Lawson
kraj: Dania, Niemcy, Szwecja, Wielka Brytania
rok: 2011
czas trwania: 92 min
premiera:  23 marca 2012 (Polska)
Gutek Film


Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.


Za seans dziękujemy Krakowskiemu Centrum Kinowemu ARS