*Yoko Tawada _Fruwająca dusza_ (fragment książki)*

(…)
Skoro już mowa o mężczyznach, to muszę się przyznać,
że może nie tak intensywne jak inne kobiety,
ale jakieś kontakty intymne z mężczyznami podczas
pobytu w Szkole miałam. Jedna historia pozostawiła
szczególny ślad w moim sercu. Było letnie popołudnie,
jasny blask oświetlał ściany budynków i twarze
ludzi, wrzynając się w zmarszczki i zagłębienia.
Pochłonięta lekturą fragmentu Księgi, który właśnie
przepisałam, poczułam nagle, że ktoś na mnie czeka
za stołówką. Nie mogłam się dłużej skupić, dlatego
niewiele myśląc, wybiegłam na dwór. Poszłam
za stołówkę i zobaczyłam, że stoi tam ktoś, kogo
nigdy przedtem nie widziałam. Miał na sobie długi
prawie do ziemi płaszcz w żółte pasy, a na piersiach
siedem ozdób z kamieni w kształcie jaszczurki.
Krągła linia jego nóg rozchodzących się z wdziękiem
na prawo i lewo wyglądała jakby narysowana
zręcznym ruchem pędzla, niezły jest, pomyślałam,
a pomiędzy jego wargami, wokół których rósł świe130
ży zarost, ukazały się białe zęby przypominające ziarna
niedojrzałej kukurydzy. Był to wędrowiec, którego
nigdy wcześniej nie widziałam, ale od pierwszej
chwili wydał mi się znajomy. Minęło kilka tygodni,
zanim zrozumiałam dlaczego.
Nawet teraz, gdy sobie przypomnę, że byłam z kimś
takim, czuję się, jakbym bosą stopą dotykała szronu.
Łączyliśmy nasze lędźwie, uszy płonęły nam od gorących
oddechów, a ciała stawały się tak miękkie, że zginały
się nawet tam, gdzie nie powinny móc się zginać.
Taką bliskość przeżyłam z nim kilkadziesiąt razy.
Kurczyły się tułowie, wyciągały kończyny.
Z podbrzusza
wędrowca wyrastały dwie tuby jak pędy roślinne.
Wyciągały się jak korzenie szukające wody i wchodziły
we mnie, jeden w otwór między pośladkami,
drugi w otwór, z którego rodzą się dzieci. Dwa giętkie
pędy wydłużały się coraz bardziej, posuwały głębiej
i głębiej, wijąc się, przeciskały przez pięć narządów,
dopóki nie dotarły do serca. Kiedy oba węże spotykały
się w sercu, tętno prawie zamierało.
Za drugim razem myślałam nawet, żeby odmówić
spotkania, tak strasznie się bałam. Słyszałam
bowiem wcześniej historię kobiety, która spotykała
się z wędrowcem, zaszła w ciążę, a gdy nadszedł czas,
urodziła kilkadziesiąt jaj jak bańki. Wolę nie wiedzieć,
jak wyglądały dzieci, które się z nich wykluły.
Mężczyzna, z którym zaczęłam się spotykać, miał
w sobie coś, co nie pozwalało mu stać się w pełni
człowiekiem. Myślałam, że nie chcę go widywać, lecz
to nie było takie proste. Pisałam coś w pokoju i nagle

spostrzegałam, że on tam stoi. Wchodził niepostrzeżenie,
mimo że drzwi były zamknięte. Kiedy spacerowałam
po zagajniku, chodził tuż za mną, bezgłośnie
stawiając kroki. A gdy się kładłam spać, wślizgiwał
się bezszelestnie do mojej pościeli. W takiej
chwili mogłam jedynie wymknąć się z pokoju, nie
chciałam bowiem, by go zobaczyły pozostałe kobiety.
Szłam dyskretnie za stołówkę i przywierałam mocno
plecami do ściany.
Tego wieczoru, w chwili gdy czarna postać mężczyzny
wyłoniła się w poświacie pełnego księżyca, dał
się słyszeć odgłos pędzla szybko tnącego powietrze.
Wytężałam wzrok i mrugając raz po raz, wypatrywałam
jego sylwetki, ale przybrała ona kształt ideogramu
oznaczającego Tygrysa. Zanim zdążyłam zaczerpnąć
powietrza, ten kształt zniknął pochłonięty przez
mrok, a na jego miejscu pojawiła się Kikyo. W prawej
ręce trzymała pędzel długości noża do patroszenia
ryby. Do tej pory, czyli dopóki Kikyo mi o tym nie
opowiedziała, nie miałam zielonego pojęcia o złośliwych
figlach, jakie płatają duchy ideogramów. Jeśli
ideogram kogoś opęta, ukazuje mu się wielokrotnie
w postaci żywego stworzenia. Będzie powtarzał
swój figiel dopóty, dopóki ktoś nie obwiedzie pędzlem
kształtu ideogramu od tyłu. A to by znaczyło,
że te podłużne ni to nogi, ni to organy płciowe nie
były niczym innym jak kreskami rozchodzącymi się
na boki w dolnej części ideogramu oznaczającego
Tygrysa. Gdy tylko o tym pomyślałam, podbrzusze
przeszył mi bezlitosny ból, przylgnęłam biodrami do

Kikyo i zaczęłam szlochać. Coś takiego zdarzyło mi
się ten jeden jedyny raz, nigdy przedtem ani nigdy
potem. Kikyo stała jak drzewo, nic nie mówiąc ani się
nie poruszając. Przypomniałam sobie, że powiedziała
kiedyś, dawno temu, że jej obowiązkiem jest chronić
uczennice przed złymi duchami. Wtedy wydawało
mi się, że zły duch, jeśli nie dostanie się wcześniej
do zagajnika, nie może się stamtąd wynurzyć, lecz
one – zdaje się – mogą się pojawić wszędzie.
A swoją drogą, skąd Kikyo wiedziała, że opętał
mnie duch ideogramu? Następnego ranka miałam
okazję pospacerować sam na sam z Chorei, więc
usiłowałam jej o tym opowiedzieć. Ona jednak, słysząc
opowieść o tym, jak duch ideogramu zapuszcza
we mnie swe roślinopodobne pędy, skrzywiła
się z niesmakiem, a jej przełyk zadrgał, jakby próbowała
powstrzymać odruch wymiotny. Zrozumiałam,
że Chorei nie znosi mówić wprost o sprawach cielesnych,
co mnie trochę od niej oddaliło.
(…)


_Fruwająca dusza_ (Tytuł oryginału: _Hikon_)
Yoko Tawada
Z japońskiego przełożyła Barbara Słomka
liczba stron: 184
Wydawnictwo Karakter
Kraków 2008









« powrót