Gdy wiosną ubiegłego roku stacja AMC promowała swój nowy serial plakatem z napisem Kto zabił Rosie Larsen, uwaga widzów słusznie skupiła się na wyszukiwaniu podobieństw między The Killing a Twin Peaks (w nawiązaniu do pytania kto zabił Laurę Palmer). Jednak na plakacie wszelkie podobieństwa się kończą, ponieważ produkcja AMC (stacji, która najzupełniej słusznie zyskała status telewizyjnego Mesjasza) pod względem scenariusza różni się diametralnie od serialu Lyncha. Punktem wspólnym może być jedynie próba zdiagnozowania przez bohaterów zła tkwiącego w naturze ludzkiej. W końcu od czasów agenta Coopera tak wiele się nie zmieniło – nadal jego źródło jest niedostrzegalne, a największą sztukę stanowi umiejętne spersonifikowanie go w osobie mordercy.

Przed emisją The killing wiedzieliśmy tyle, że serial będzie prezentował trzy spojrzenia na morderstwo – z perspektywy policjantów, rodziny ofiary i ratusza miejskiego. Nie wiedzieliśmy wówczas, jak dalece będzie nawiązywał do duńskiego oryginału, na podstawie którego powstał. Teraz, gdy za nami emisja pierwszego sezonu The killing (a niebawem, bo już 1 kwietnia, AMC rozpocznie nadawanie odcinków drugiego sezonu), możemy spróbować porównać go z Forbrydelsen. I wstępnie ocenić, który serial wypada lepiej na tle drugiego.

Bez wątpienia The killing to wielki sukces stacji AMC. Świetnie przeszczepiono skandynawski klimat (deszcz, dużo deszczu, mgła, „wieczny listopad” za oknem) poprzez osadzenie akcji w Seattle. Jak się okazało, Seattle może konkurować z Kopenhagą o status najbardziej „skandynawskiego” miasta na świecie. Dzięki zmianie wielu, z pozoru nieistotnych szczegółów, The Killing zyskuje własną dynamikę i nie musi się obawiać, że jest jedynie kopią skandynawskiego oryginału. Poza tym, paradoksalnie, większość widzów najpierw widziała amerykański remake, a dopiero później serial matkę. Niemniej jednak The Killing to nie tylko opowieść o poszukiwaniu mordercy (jego zdemaskowanie nie jest najistotniejsze, jak zawsze liczy się przede wszystkim pogoń za króliczkiem), to także historia o porażce życiowej kilku kobiet.
W końcu Sarah Linden (świetna Mireille Enos) miota się między tym, co stanowi jej życiowy priorytet, czyli pracą w policji, a zobowiązaniami rodzinnymi, niekoniecznie stanowiącymi clou jej działań. Z kolei matka Rosie z przerażeniem odkrywa, że straciła ostatnie dwadzieścia lat życia, a marzenia o podróżach i podboju świata są jedynie odległym wspomnieniem, które wracając, wywołuje uporczywy ból. Ciotka Rosie sprawia wrażenie nastolatki uwięzionej w kobiecym ciele; kobiety, która nie dorosła do swojej metryki. Wart podkreślenia jest ten kobiecocentryczny punkt widzenia, ponieważ stanowi novum w porównaniu z wersją duńską. Poza tym serial reżyserowały kobiety potrafiące upomnieć się o swoje bohaterki (dlatego wątek kobiet jest szczególnie widoczny w odcinkach wyreżyserowanych przez Patty Jenkins i Agnieszkę Holland).

Nie tylko to odróżnia obydwa seriale. Warto podkreślić, że The killing nie jest jedynie serialem przepuszczonym przez maszynkę nadającą mu amerykańskie realia – w wielu odcinkach zastosowano inne rozwiązania fabularne, inaczej skomplikowano relacje między bohaterami, wytypowano innych podejrzanych, a także inaczej ustawiono opozycje między parą policjantów prowadzących śledztwo. W końcu w The Killing partnerem głównej bohaterki jest Stephen Holder (zadziorny Joel Kinnaman), młody adept sztuki policyjnej o nieciekawym backgroundzie (były narkoman, obecnie wegetarianin powierzający swoje życie niesprecyzowanej sile wyższej, równocześnie skłonny do manipulacji dowodami w sprawie). Natomiast w Forbrydelsen mamy dojrzałego policjanta, o ustabilizowanym życiu prywatnym i racjonalnie ustalonych priorytetach. Co więcej, w wersji amerykańskiej wątek macierzyństwa Linden jest dosyć wyraźnie wyeksponowany, odcinek Missing pokazuje tkwiące w niej pokłady uczuć matczynych, czego o Sarah Lund raczej nie da się powiedzieć.

Forbrydelsen bez wątpienia jest perełką wśród europejskich produkcji telewizyjnych. Nasuwa się więc pytanie, czy The Killing jest nam do czegoś potrzebny. I tak, i nie. Z jednej strony, niewątpliwie serial jest udany. Mamy bowiem ciekawą sprawę kryminalną, nowatorsko prowadzoną narrację, dobrze stopniowane napięcie, a także świetną obsadę aktorską. Z drugiej jednak strony, czy stacja AMC potrzebowała remake’u, żeby udowodnić swoją klasę? Być może nie, ale bez The Killing większość widzów, oglądających amerykańskie seriale, nie sięgnęłaby po Forbrydelsen, a wart jest on promowania i zasłużył sukces komercyjny. Co się bowiem okazało? Że Skandynawowie potrafią robić dobre seriale. Takie pogłoski docierały okazjonalnie do zblazowanego widza sieciowego od czasu sukcesu szwedzkiego serialu Wallander, a także od pojawienia się norweskich filmów telewizyjnych z cyklu Instynkt wilka (na podstawie powieści Gunnara Staalesena). Teraz dowiadujemy się, że Duńczycy potrafią pisać oryginalne scenariusze dla telewizji i diagnozują w nich problemy współczesnych społeczeństw nie gorzej niż scenarzyści HBO czy wielokrotnie wspominanego AMC.




Forbrydelsen
(w przeciwieństwie do The killing) to serial o jednej kobiecie. I nie mam na myśli ofiary, czyli Nanny Birk-Larsen. Bohaterką, wokół której i wobec której dzieje się wszystko, jest Sarah Lund. Chciałabym napisać, że to superbohaterka na miarę Lisbeth Salander, ale Lund bliżej raczej do rozczarowanego światem i nierozumiejącego nowych czasów Kurta Wallandera niż hakerki otwierającej puszkę piwa PIN-em karty bankomatowej. Lund, podobnie jak Wallander, nie ma niczego poza pracą (a właściwie nie umie niczego mieć albo nie potrafi oszacować, jak daleko może się posunąć, żeby nie stracić resztek tego, co ma), ale jest dobra w układaniu puzzli i zawsze podąża za swoim instynktem. Sarah Lund i jej swetry stanowią kwintesencję skandynawskiego kryminału, są wszystkim tym, za czym tęsknią porzuceni przez Henniga Mankella fani policjanta z Ystad. Sarah nie wygląda, nie dba o siebie, nie dba o innych, dba za to o dobro śledztwa. Myli się często, ale zawsze podnosi się z kolan i idzie dalej, mimo że im bliżej rozwiązania, tym trudniej.

Póki co, w starciu Sarah Lund kontra Sarah Linden wygrywa Dunka. Wygrywa dzięki wspaniałej kreacji Sofie Gråbøl (ciekawostka – aktorka wystąpiła w filmie Zanussiego Dotknięcie ręki). Jej bohaterka jest tak dalece skupiona na wykonaniu zadania, że nie liczy się z kosztami, ale w końcu musi je ponieść. Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że chwilami popada w stany bliskie zespołowi Aspergera (w końcu to domena Salander), ale na pewno wyłącza się z nurtu bieżących wydarzeń, byle tylko schwytać mordercę.

Czyżby na naszych oczach rozpoczynała się telewizyjna ekspansja skandynawskich kryminałów? Jeżeli oznaczałoby to kres zbrodni rozwiązywanych w laboratoriach kryminalistycznych przez speców z CSI, jestem za.

Premiera drugiego sezonu The Killing już 1 kwietnia w AMC (warto podkreślić, że stacja dosyć niefortunnie rozdzieliła odcinki na dwie transze, w końcu zasada numer jeden świata telewizyjnego kryminału nakazuje w ostatnim odcinku sezonu ujawnić mordercę), z kolei trzeci sezon Forbrydelsen będzie miał premierę także w tym roku (najprawdopodobniej 1 września) w duńskiej stacji DR1.
                                   

Małgorzata Major
– rocznik 1984, doktorantka Katedry Kulturoznawstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Poza antybohaterem zza wielkiej wody, uwielbia także porucznika Borewicza i skandynawskie kryminały. Gdy znajdzie czas, napisze książkę, pt.: „O mojej miłości do Ciebie…” (Dominic West, Idris Elba, Robbie Williams, George Michael i Lenny Kravitz dostaną po jednym rozdziale – peanie).

Przeczytaj także:

Maciej Badura: Kto zabił Rosie Larsen? (The Killing)