Wspominam o tym przede wszystkim dlatego, że powieść Henninga Mankella Powrót nauczyciela tańca wpisuje się w te tendencje. Fabuła koncentruje się tu wokół dokonanego z zimną krwią zabójstwa na emerytowanym funkcjonariuszu policji, Herbercie Molinie, który na stare lata zamieszkał samotnie na wyludnionej prowincji, w dalekim północnym miasteczku Sveg. Bohater próbował znaleźć azyl przed dręczącymi go duchami przeszłości. Te jednak okazały się zbyt potężne.
W domu staruszka policja znajduje krwawe ślady, które układają się w...
Przesłanie powieści Mankella jest proste: w naszym świecie funkcjonują bardzo sprawnie ukryte globalne organizacje, zrzeszające ludzi o poglądach skrajnie prawicowych, faszystowskich. Cały problem polega na tym, że ludzi tych nie da się rozpoznać po tatuażach ze swastykami czy ogolonych głowach. Tym samym nie można ich społecznie napiętnować – są przecież „normalnymi” pracownikami korporacji, biur, banków, urzędów... Popularność poglądów mylących patriotyzm, miłość do kraju, przywiązanie do rodzimych tradycji z nienawiścią wobec wszystkiego, co inne, bierze się przede wszystkim z frustracji, która w każdej chwili może przerodzić się w coś niezwykle niebezpiecznego. Mankell właściwie od pierwszej swojej powieści ostrzega przed tym problemem. Wystarczy tylko zapukać do kilku domów, wciągnąć ludzi do rozmowy, by usłyszeć taką wypowiedź: Dzisiejszą Szwecję zżera od środka niekontrolowana imigracja. Już sama myśl o tym, że na szwedzkiej ziemi stawiane są meczety, powoduje, że robi mi się niedobrze. Szwedzkie społeczeństwo znajduje się w stanie rozkładu. I nikt z tym nic nie robi.
Można oczywiście zastanawiać się, ile w tym wszystkim przesady, zbędnego kaznodziejstwa, moralizowania. Konwencja powieści kryminalnej pozwala przyjmować najrozmaitsze rewelacje z całym dobrodziejstwem inwentarza. Autor Powrotu nauczyciela tańca dba o to, by aspekt publicystyczny nie zdominował jego powieści, dlatego swoją uwagę koncentruje równie mocno na zbudowaniu intrygującej fabuły. Właśnie dzięki utrzymaniu tej równowagi jego książki to z jednej strony popularne czytadła, z drugiej zaś nietuzinkowa propozycja spojrzenia na współczesną rzeczywistość społeczno-polityczną.
Szwecja ukazana tym razem przez Mankella to kraj, którego mieszkańcy żyją dwa kilometry od głównej drogi. Śledztwo, którym formalnie zawiadują miejscowi funkcjonariusze, prowadzone jest wyjątkowo niezdarnie. Warto jednak dodać, że w tym regionie najbliższy inspektorat znajduje się 190 kilometrów od miejsca wydarzeń, a w całej prowincji pracuje piętnastu policjantów. Trudno nie zaśmiać się, obserwując kolejne wpadki przejętych swoją rolą mundurowych: a to zamokną im notatki z numerami tablic rejestracyjnych skradzionego samochodu, a to zostaną okpieni przez mordercę, gdy ze spokojem uprowadzi on psa ze strzeżonego przez nich gospodarstwa albo ukradnie broń z domu dowódcy.
Takie a nie inne umiejscowienie akcji nie oznacza, że historia z Powrotu nauczyciela tańca ma wyłącznie lokalny wymiar. Mankell przyzwyczaił już swoich czytelników, że motywacje zbrodni, o których opowiada, wyrastają zwykle z podłoża społecznego i mają szeroko zakrojony kontekst geopolityczny. Tu jest podobnie: w pewnym momencie akcja na chwilę opuszcza Szwecję i przenosi się do Szkocji. Tam znajdują się brakujące elementy układanki.
Przed całkowitym pogrążeniem się w otchłani chaosu ratuje prowincjonalnych policjantów Mankellowski agent Cooper, czyli Stefan Lindmann, dawny kolega z pracy Herberta Molina, który na własną rękę zaczyna drążyć sprawę. Chociaż nie jest jedynym policjantem pracującym nad rozwiązaniem zagadki, narrator przyjmuje głównie jego punkt widzenia. To postać, która szczególnie może wzbudzić sympatię polskiego czytelnika, bowiem partnerką życiową Lindmanna jest Polka Helena (choć z drugiej strony, jak on ją traktuje!). Tę kwestię zostawmy jednak na boku. Ważniejsze, jeśli chodzi o Lindmanna, jest jego osobiste zaangażowanie w sprawę. Policjant dopiero co dowiedział się, że ma raka. Nie opuszcza go więc myśl, że sprawa, w którą zaangażował się ze względów prywatnych, może być jego ostatnią. Nie wiem tylko, czy właśnie temu powinien on zawdzięczać swoje nadzwyczajne szczęście do zjawiania się w kluczowych dla przebiegu akcji miejscach, gdzie przestępcy właściwie sami na niego wpadają...
Najciekawszą jednak spośród wszystkich postaci Powrotu nauczyciela tańca jest sam morderca (bez obaw, nie wyjawię wiele, zresztą sam Mankell nie ukrywa tożsamości sprawcy: tajemnica koncentruje się tu na czym innym). Czytelnik zmuszony jest przyjąć na siebie wyrzuty sumienia zabójcy, stanąć w obliczu tych samych pytań: czy konsekwencją reagowania przemocą na przemoc nie będzie krzywda innych ludzi? Czy podłe uczynki popełniane w dobrych intencjach nie staną się piętnem na całe życie? Przestępca także prowadzi tu swoje dochodzenie, w pewnym momencie wchodząc w buty śledczego. Bardzo inteligentnie jest to rozegrane.
Mankellowi niewątpliwie przydarzały się już książki dużo lepsze. Takie, w których akcjach płynęła bardziej wartko, a czytelnik zaskakiwany był nieoczekiwanymi rozwiązaniami. Tym jednak, co pozostanie w pamięci po Powrocie nauczyciela tańca, będzie niepokój. Naprawdę wolałbym odczuwać go wyłącznie jako efekt świadomego poddania się konwencji.
Henning Mankell, Powrót nauczyciela tańca
przeł. Ewa Wojciechowska
WAB, 2011