Z aktorami Teatru KTO – Maciejem Słotą, Jackiem Buczyńskim, Błażejem Wójcikiem i Pawłem Rybakiem – o spektaklach w reżyserii Krzysztofa Niedźwiedzkiego rozmawiają Katarzyna Lemańska i Karolina Wycisk.
Jak wyglądają przygotowania do spektakli Krzysztofa Niedźwiedzkiego, czyli do Atramentu dla leworęcznych i Świętych tego tygodnia? Czy w dużej mierze opierają się na improwizacji, czy najważniejsze jest „trzymanie się” scenariusza?
Jacek Buczyński: Tekst jest i musi być. Jak nam się coś nie układa, bierzemy naszego autora [Krzysztofa Niedźwiedzkiego – przyp. red.] i ustalamy z nim, aby coś przepisał. Generalnie akcja jest konsekwentnie prowadzona od początku do końca. Wiemy, do czego chcemy dojść.
Maciej Słota: Oczywiście pracujemy osobno nad poszczególnymi scenami, ale od pierwszych prób wiemy, jak grać kolejne sceny, na ile mamy coś odkrywać, aby dla widza akcja była nieprzewidywalna.
Jacek Buczyński: Oczywiście czasem są te momenty wymuszające improwizację, które zdarzają się, mimo że tego nie przewidzieliśmy, rodzą się same z siebie i wtedy można je „dopaść” i wykorzystać. W zasadzie w przedstawieniach nie improwizujemy, wszystko na scenie jest tak precyzyjnie porozstawiane, że nie ma na to miejsca.
Błażej Wójcik: To zależy od codziennej predyspozycji. Przychodzimy do pracy w różnych humorach. Jesteśmy zmęczeni lub wypoczęci, w podłym lub złym nastroju. To ludzkie i od nas niezależne.
Jacek Buczyński: Szybko wyrabiamy pewne nawyki. Pierwszy spektakl może być improwizowany, kolejne są już wyćwiczone.
Maciej Słota: Ważne jest, że kiedy gramy na żywo, widz jest dla nas partnerem.
Jacek Buczyński: Za tym kryje się też niebezpieczeństwo. Granie pod publiczkę, czego robić nie wolno. Z drugiej strony dobry widz może podciągnąć aktorów.
Maciej Słota: Tego typu spektakle, Atrament… czy Święci…, w zasadzie każdy spektakl wymaga dyscypliny. To, co ustaliliśmy, gramy w 60 procentach. Kiedy nam się to ułoży, dotrze, pewne rzeczy możemy zagrać swobodniej między sobą, ale w ramach tematu. To jest twórcze. Ale temat jest tematem, nie możemy zacząć grać niewiadomo czego. Trzeba wypracować sobie definicję improwizacji. Według mnie dopiero wtedy, kiedy mam odpowiednie umiejętności, mogę zacząć improwizować.
Święci tego tygodnia, fot. W. Siemaszkiewicz
Pozostałe spektakle KTO, te w reżyserii Jerzego Zonia, są bez słów. Aktorowi łatwiej jest grać za pomocą słów, jak to robicie w spektaklach Niedźwiedzkiego, czy bez nich?
Paweł Rybak: Ja nigdy nic nie mówię. Ja tylko towarzyszę kolegom.
Maciej Słota: Ja skończyłem szkołę, w której się mówiło. Tam, gdzie nie ma słowa, działanie musi być na tyle sugestywne, żeby z jednej strony było prawdziwe i czytelne dla widza, z drugiej nie może być karykaturalnie, mimika musi być wyważona. Słowo powinno być pewnym komunikatem, tym, co nas zbliża. To, co tworzymy w teatrze, to relacje między ludźmi. Nie można przedstawić w spektaklu jedynie fabuły, bo na scenie liczą się przede wszystkim emocje.
Atrament dla leworęcznych, na zdjęciu od lewej Paweł Rybak, Krzysztof Niedźwiedzki (reżyser), Maciej Słota, Jacek Buczyński, fot. W. Siemaszkiewicz
Jaką rolę pełnią przedmioty w spektaklach Niedźwiedzkiego?
Maciej Słota: Przedmioty towarzyszą nam w codziennym życiu. Kapelusz w Atramencie dla leworęcznych wywołuje cały spektakl. To przedmiot codziennego użytku, a jednocześnie coś klasycznego, mało kto dzisiaj chodzi w kapeluszu. Każda rzecz u nas gra. Te przedmioty są prowokacyjne. One posiadają pewną skazę. Miejsce kubka jest w kuchni albo w jadalni, a nie między papierami.
Jacek Buczyński: Z tymi niewielkimi przedmiotami jest też tak, że trzeba je ogrywać. Mamy na scenie tak minimalną ilość rzeczy, że staramy się robić z nimi jak najwięcej.
Błażej Wójcik: Poza tym w Świętych tego tygodnia jest jeden kubek. Gdyby było ich dziesięć, nikt nie zwróciłby na to uwagi. Jest jedna ryza papieru, jedna butelka, jeden papieros, jeden bohater, których jest czterech…
Maciej Słota: Nie ma takiej sceny, kiedy gramy we czterech. Pojawiamy się wszyscy tylko w przejściach. W Atramencie… są tylko trzy krzesła, bo nigdy nie ma sceny czwórkowej.
Atrament dla leworęcznych, na zdjęciu Maciej Słota, fot. W. Siemaszkiewicz
W obu spektaklach występują te same rekwizyty? Jakie ma to znaczenie?
Maciej Słota: Niedźwiedzki tak sobie wymyślił, że Święci… to druga część Atramentu… Mówimy tu o pewnej formule, a nie dosłownym nawiązaniu. To będzie tryptyk. Co dwa lata pokazujemy nowy spektakl, trzecia część jest w przygotowaniu. W związku z tym te przedmioty, które się w nich pojawiają, są do siebie podobne, należą do tych samych postaci. To także namacalna sfera naszego osobistego życia codziennego, ale przez to, że występują na scenie, urastają do wyższej rangi.
Bardzo dziękujemy za rozmowę