Musimy porozmawiać o Kevinie Lynne Ramsay teoretycznie jest filmem bardzo kontrowersyjnym. Narusza tabu, o których rzadko mówi się publicznie, a w zaciszu domowym zwyczajnie wypiera. Bo cóż świętszego od macierzyństwa może istnieć w społeczeństwie, które od kilku dekad jest ślepo zakochane w potomstwie? Jak nie zgodzić się z wszelkiej maści psychologami, którzy niczym kapłani nowej religii rozgrzeszają nas wszystkich, idąc coraz dalej w zrzucaniu winy na wychowanie, czy też na to, że za mało nas przytulano? Eva Khatchadourian (zjawiskowa Tilda Swinton) jest jedną z kobiet, które społeczeństwo obwinia za zbrodnie ich nastoletnich dzieci. Ona sama ma wrażenie, że „zepsuła” swojego syna, bo nie zapałała do niego macierzyńską miłością.
Oczywiście sytuacja, w której matka okazuje dziecku udawane zainteresowanie i kiedy irytuje ją sama obecność płaczącego niemowlaka nie jest korzystna dla żadnej ze stron. Nie pomaga rosnąca liczba wyrzeczeń, które Eva pod presją męża musi ponieść, a które odpowiadają raczej pewnemu wyidealizowanemu modelowi rodziny niż realnym potrzebom Kevina. Gdy do tego dołożymy prowokujące i wykalkulowane na uprzykrzenie matce życia zachowanie młodego człowieka, możemy wyobrazić sobie powagę całej sytuacji.
Reżyserka nie zachowuje chronologii opowiadanej historii. Przeszłość jest tu kontekstem, dzięki któremu poznajemy przyczyny trudnej teraźniejszości.
Tilda Swinton zagrała swoją rolę w sposób niezwykle przekonujący. Jej bierność wobec przemocy ze strony otoczenia jest prawdziwie angażującym widza elementem tego dramatu. Stworzenie postaci tak bardzo skomplikowanej i dla wielu ambiwalentnej jest zawsze nie lada wyczynem, ale stopień, w jakim Swinton wczuła się w swoją postać może budzić podziw dla jej umiejętności aktorskich (które z niezrozumiałych powodów nie zostały docenione przez Akademię). Także Ezra Miller w roli Kevina stworzył kreację bardzo ciekawą i pozbawioną znamion prostej diaboliczności. Ta dwójka zadecydowała o niezaprzeczalnej sile Musimy porozmawiać o Kevinie, która tkwi właśnie w emocjonalnej szarpaninie, niepozostawiającej widza obojętnym.
Ramsay zrezygnowała z prostej narracji, eksploatując art-houseowe środki wyrazu i dając nam możliwość zajrzenia w głąb myśli głównej bohaterki. W ten sposób nie pozwala nam pozostać wobec niej obojętnymi. Mimo że trudno jest sobie wyobrazić sytuację, w której nie kocha się własnego dziecka, to dzięki reżyserce mamy szansę przyjąć tę, jak najbardziej realną, sytuację do wiadomości. W przeciwieństwie do Shawna Ku, który w Beautiful Boy próbował zmierzyć się z tematem żałoby w specyficznych okolicznościach, podobnych do tych w Musimy porozmawiać o Kevinie, Ramsay nie użala się nad żadną ze swoich postaci. Pozwala nam przeżyć bardzo wiele emocji, ale całość przypomina raczej akademickie studium przypadku niż utwór zmierzający do wywołania u widza litości i trwogi.
René Girard opisał dokładnie mechanizm znajdowania kozła ofiarnego. Podążając tokiem jego myślenia dochodzimy do wniosku, że w XXI wieku nadal jesteśmy społeczeństwem bardzo prymitywnym, w którym kozioł jest potrzebny, mimo że odżegnujemy się od zabobonów. Eva Khatchadourian stała się właśnie jednym z nich. Tak było po prostu łatwiej, bo społeczeństwo jako całość znane jest ze swej krótkowzroczności i ignorowania problemów. Mimo że Musimy porozmawiać o Kevinie ma bardzo wąski i jasno sprecyzowany temat, to warto spojrzeć na niego także w tej szerszej perspektywie, jako jednostkowy przykład większej patologii (i nie mam tu na myśli postawy bohaterki).
Musimy porozmawiać o Kevinie (We Need to Talk About Kevin)
reżyseria: Lynne Ramsay
scenariusz: Rory Kinnear
muzyka: Jonny Greenwood
grają: John C. Reilly, Tilda Swinton, Ezra Miller
kraj: USA, Wielka Brytania
rok: 2011
czas trwania: 112 min
premiera: 12 maja 2011 (Świat), 13 stycznia 2012(Polska)
Best Film
Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.