I nagle niespodzianka, bowiem 80 milionów Waldemara Krzystka skutecznie tę lukę wypełnił. Reżyser, znany przede wszystkim jako twórca Małej Moskwy (2008), sięgnął tym razem po historię członków Solidarności. Strzał w stopę? Tylko z pozoru. Oczywiście nie mam złudzeń, że dla większości widzów urodzonych po przemianach ustrojowych kwestia wydarzeń z lat 80. i cała zawierucha ze związkami zawodowymi jest skamieliną zatopioną w martyrologicznym betonie. Jestem jednak przekonany, że nie potraktują oni 80 milionów jako kolejnej nudnej pogadanki z biało-czerwonymi flagami w tle. Dlaczego? Reżyser nie porywa się z motyką na słońce, chcąc edukować widzów, nie próbuje przeprowadzić dogłębnej analizy zjawiska ani ukazać cierpienia całego narodu. Zamiast tego skupia się na jednym epizodzie z dziejów Solidarności, kiedy tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego kilku działaczy związku, z obawy przed zarekwirowaniem przez władzę wyprowadza z banku tytułowe 80 milionów, które później posłużą, między innymi, do pomocy rodzinom internowanych działaczy.
W przypadku tego typu filmów zawsze istnieje ryzyko przesadnego mitologizowania lub przeciwnie – trywializacji tematu. W obrazie Krzystka aspekt ten jest znakomicie wyważony: z jednej strony 80 milionów zrobione jest z werwą i energią, swego rodzaju szczeniacką bezczelnością i bez nadmiernego dydaktyzmu; z drugiej – film nie odrywa się od rzeczywistości tamtego okresu, próbując podkoloryzować pewne zjawiska tudzież dodać im odautorskiego komentarza. Krzystek znakomicie czuje konwencję i potrafi zrobić z niej użytek, przekształcając historię (której finał jest przecież znany) w trzymający w napięciu heist movie, naszpikowany humorem, wypływającym ze zderzenia schematu kina sensacyjnego z przaśnością rzeczywistości PRL.
Spora zasługa w budowaniu sympatii do bohaterów leży po stronie obsady aktorskiej. Z jednej strony Wojciech Solarz (Staszek), Maciej Makowski (Piotrek) i przede wszystkim Krzysztof Czeczot (Józek) w rolach „rabusiów”, którzy z nieco roztrzepanych, niesionych zachwytem związkowców, zmieniają się w zdeterminowanych spiskowców, zmuszonych do kłopotliwej konspiracji, ale nie tracących hartu ducha. Z drugiej: Jan Frycz w dość niejednoznacznej roli majora Bagińskiego oraz Piotr Głowacki jako kapitan Sobczak, który swoim uśmiechem sadysty i potokiem wyszukanych bluzgów często kradnie show reszcie obsady. Jasne, powinno się tego ubeka – jako że to kawał drania – nienawidzić z całego serca, ale ze swoim nieco komiksowym przerysowaniem jest niezwykle hipnotyzujący. Szkoda natomiast, że kobiety pełnią tu rolę jeno paprotek na parapecie. To faceci ryzykują życiem i dają przykład porządnej, męskiej przyjaźni, postaciom żeńskim pozostaje zaś tylko płakać za swoimi bohaterami lub też – jeśli są z UB – z wyrachowaniem zimnej suki pakować ich do pierdla.
Dla wielu 80 milionów będzie przykładem trywializacji poważnego tematu, próbą sprzedania widzowi ładnych obrazków bez sięgania do sedna sprawy. Takie postrzeganie filmu Krzystka byłoby dużą niesprawiedliwością: oczywiście, widać w filmie pewne uproszczenia (zwłaszcza na poziomie fabuły), nie oddaje on również w pełni atmosfery niepewności tamtych wydarzeń. Reżyser podejmuje próbę ukazania owych czasów, nastroju i aspiracji, ale nie w formie pełnego patosu, akademickiego wykładu. Krzystek portretuje zwykłych ludzi, podejmujących wybory i ponoszących ich konsekwencje. Przy okazji dostarcza także rozrywki na wysokim poziomie, a ile takich filmów znajdziemy w polskim kinie ostatnimi czasy?
80 milionów
reżyseria: Waldemar Krzystek
scenariusz: Waldemar Krzystek, Krzysztof Kropka,
zdjęcia: Piotr Śliskowski
obsada:Wojciech Solarz, Filip Bobek, Krzysztof Czeczot, Marcin Bosak, Piotr Głowacki, Jan Frycz, Sonia Bohosiewicz,
kraj: Polska
rok: 2011
czas trwania: 105 min
premiera: 25 listopada 2011 r.
Kino Świat
Tekst ukazał się w Magazynie Krakowskich Filmoznawców 16mm
