Dziś film japońskiego reżysera jest już klasyką. Uliczne gangi i studenckie demonstracje Nagiej młodości w późniejszych latach ustąpiły miejsca narkotykom, kontrkulturze oraz problematyce tożsamości seksualnej. W Combat girls okres buntu i formującej się jednostki społecznej rozgrywa się na prowincji, w środowisku współczesnych ruchów neonazistowskich. W tym środowisku funkcjonuje główna bohaterka Marisa. To jej monolog otwiera film – exposé przygotowujące grunt pod akty przemocy, jakie za chwilę zobaczymy. Życie dziewczyny nie sprowadza się tylko do rozbojów w pociągach i prześladowania mniejszości etnicznych. Na co dzień pracuje w sklepie matki, jednak nawet za kasą dziewczyna czuje władzę, odmawiając obsługi klientów o karmelowym kolorze skóry. Marisa, będąca „Ilzą wśród galerianek”, wywalczyła już silną pozycję w grupie, do której pragnie przyłączyć się także 14-letnia Svenja. Buntując się przeciw ojcu, zabraniającemu jej palić papierosy, dziewczyna wybiera (paradoksalnie) jeszcze mniej liberalne towarzystwo. Można odnieść wrażenie, że dla młodocianych faszystów wszystko jest zabawą – gumowa maska Hitlera, tatuaże z orłem rozpościerającym skrzydła. Tylko Wagnera wyparł toporny nazi punk.


Światopogląd Marisy i  jej rówieśników wyniesiony został z domu. W jednej z pierwszych scen widzimy bohaterkę maszerującą wzdłuż plaży. W tym wspomnieniu dziadek jest surowym nauczycielem wartości Heimatu. Wartości, które pragnie przekazać wnuczce. Przytulając dziewczynkę, w końcu pozwala jej wysypać z plecaka piasek.

Materiał filmu jest ciekawy, a w świetle najnowszej polityki Angeli Merkel wobec ruchów neonazistowskich, tym bardziej aktualny. O ile jednak Dzieciaki Larry’ego Clarka wątkiem podróży posłańca z wiadomością narzucały kompozycję całości, a Szybko i bezboleśnie Fatiha Akina wygrywał poprzez zestawienie ulicznej gangsterki z wewnątrzrodzinnymi i międzykulturowymi konfliktami, z Combat girls sprawa wygląda inaczej.
Film musi się podpierać pożyczonymi rozwiązaniami, wpadając na wydeptaną ścieżkę historii o zbrodni, winie i odkupieniu (kończącą się – a jakże – na plaży). Po „paradokumentalnym” rozboju w pociągu na początek, śledzimy poczynania obtatuowanej bohaterki i jej rozdartej osobowości. W jednej ze scen, czule zwraca się do matki, by chwilę później „rzucić w Araba kamieniem”. Wracamy do historii II wojny światowej i zarządców obozów zagłady, którzy w domu byli przykładnymi ojcami. Wyzwaniem dla Marisy jest zrewidowanie takiego właśnie obrazu dziadka, a to nie przychodzi jej bezboleśnie.


Ideologia nie sięga jednak tak głęboko, by nie można jej było podkopać. Tego zadania podejmuje się nastoletni Afgańczyk, którego dziewczyna widuje w sklepie. Chłopak pragnie przedostać się do Szwecji. Przed Marisą pojawia się dylemat – dochować wierności hitlerowskim pryncypiom czy zachować się jak dobry samarytanin z ostatniego filmu Akiego Kaurismäkiego? Podczas gdy seniorkę dręczą coraz większe wątpliwości, nowicjuszka Svenja przechodzi kolejne etapy wtajemniczenia. Już nie tylko popala po kryjomu, ale publicznie przedrzeźnia esesmańskie pozdrowienie. Pierwszy papieros, chłopak, tatuaż, pierwsza świadomość polityczna.

Badając tło nazistowskich organizacji, reżyser zebrał dużo materiałów, na które składają się rozmowy z młodzieżą, fotografie, ale i doświadczenia wyniesione z przyglądania się wiecom. W Combat girls stawia jednak dość ogólną tezę, która tłumaczy neofaszyzm wściekłością młodego człowieka. Motywacja ekonomiczna pojawia się przelotnie w „scenie balkonowej” z młodą Svenją i Oliverem (chłopakiem Marisy). Jej źródłem może być uświęcona relacja z dziadkiem, podminowywana przez zachowanie matki, albo też pierwsze zakwestionowanie kary narzuconej przez rodziców. W grupie jest też małomówna brunetka, która dopiero w późniejszej części filmu wyjawia, że jest nastoletnią matką. Neonazistowski krąg stanowiłaby zatem substytut opiekuńczego państwa, gdyby nie to, że organizacja, do której należy Marisa, nie bardzo potrafi zająć się sama sobą. W kwestii innych członków pytanie pozostaje otwarte. Fanatyczny Oliver może faktycznie być jednym z mieszkańców „wioski potępionych” z Białej wstążki Michaela Hanekego. Jednym z „nieludzkich” dzieci.


Mniej więcej w połowie filmu przyglądamy się młodzieżowej imprezie oczyma Svenji. Kamera trzyma się pleców dziewczyny, chodzącej po pokojach i próbującej przypodobać się towarzystwu. W jednym z pomieszczeń odbywa się turniej karciany. W drugim młode i stare pokolenie paramilitarystów ogląda propagandowe filmy z czasów III Rzeszy. Do trzeciego zaprasza ją stary satyr, „uprzejmie” oferujący wlanie smarkuli całej butelki piwa prosto do gardła. Pedofil z roztrzęsionymi rękami, intonujący hymn ojczyzny, to młodsza kopia dziadka Marisy – byłego żołnierza Wehrmachtu. Nawet z pozycji „szpitalnego łóżka”, ci władcy marionetek wydają się sterować buntem młodzieży – ciekawa alternatywa dla szwedzkich potentatów, kryjących się w ikeowskich wieżach z kości słoniowej, w ostatniej ekranizacji Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.

Pomimo narracyjnej słabości, Combat girls stanowi ważną wypowiedź w sprawie faszyzmu. Mieszając się z fabularyzowaną refleksją debiutującego reżysera, miejscami zaczyna przypominać emocjonalny szantaż. Gardząc filmem, bagatelizujesz zagrożenie, widzu! Neonazizm w Niemczech prosiłby się raczej o regularny dokument, a nie rozemocjonowaną historię nastoletniej „Syzyfki”, korzystającą z przeszczepionych rozwiązań scenariuszowych (blisko końcówki film niemal zamienia się w wariację na temat Thelmy i Louise). Z perspektywy lat, jakie upłynęły od premiery Nagiej młodości, widać, że nawet z najbardziej współczesnego tematu pozostaje głównie forma. To ona umożliwia wszczęcie dyskusji, tak dzisiaj, jak 50 lat temu. Pomimo zaangażowania, Combat girls mają duże szanse odejść w zapomnienie – tym większe, jeśli na sąsiedniej półce w wypożyczalni stał będzie Romper Stomper Geoffreya Wrighta i Więzień nienawiści Tony’ego Kaye’a. Miejmy nadzieję, że w przeciwieństwie do realiów opisywanego zjawiska w kinie temat doczeka się jeszcze rozwinięcia.



Combat girls. Krew i honor (Kriegerin)
scenariusz i reżyseria: David F. Wnendt
zdjęcia: Jonas Schmager
muzyka: Johannes Repka
obsada: Alina Levshin, Jella Haase, Sayed Ahmad Wasil Mrowat, Gerdy Zint, Lukas Steltner i inni
kraj: Niemcy
rok: 2011
czas trwania: 93 min
premiera w Polsce: 27 stycznia 2012 r.
Spectator

Maciej Stasiowski - rocznik '85 (dobry rocznik), filmoznawca i audiofil. Laureat konkursu na najlepszy tekst krytyczny Kamera Akcja 2011, wyróżniony w konkursie im. Krzysztofa Mętraka 2010. Rówieśnik wielu wspaniałych longplayów, m.in. Misplaced Childhood Marillion i Hounds of Love Kate Bush. Nieco spóźniony na pokolenie X i zbyt laicki na pokolenie JP2. Lubi amerykańską prozę spod znaku Kurta Vonneguta i Josepha Hellera.