Reakcje krytyków na nowy tom były, by zacytować tylko Tadeusza Sobolewskiego, entuzjastyczne:
We wspaniałej i upartej poetyckiej medytacji Julii Hartwig to, co miało być skargą i „gorzkim żalem”, niepostrzeżenie odwraca się, przenicowuje. Mimo że do prawdy „nie mamy dostępu”, chociaż poezja „nie ratuje (...) ani też nie zbawia” i zawsze jest jakaś „granica poza którą wyjść nie umiemy”, a „gatunek za gatunkiem wzbija się w górę/ i rezygnuje” - to akt pisania jest jednak jakimś zwycięstwem.

Wspominam tu o tym tak obszernie nie dlatego, że podzielam zdanie Sobolewskiego, lecz dlatego, by zaznaczyć, że sposób, w jaki odczytuję nowy tom Hartwig, jest dość odosobniony. O ile trudno nie zgodzić się, że Hartwig jest mistrzynią dystansu, powściągliwości. Uprawia wzniosłą sztukę samoograniczenia, o tyle, niestety, trudno uznać, że ta ocena stosuje się także do najnowszego tomu. Oczywiście, gdyby to był tom jakiegoś innego poety można by mnożyć przykłady całkiem udanych nawiązań intertekstualnych (jak w Sekretach, Mowie, Studium), wierszy utrwalających pamięć o ważnych nie tylko dla artystki, ale i polskiej kultury twórcach (jak CV, Światosław Richter, Przewaga, Do Zbigniewa Herberta), czy wreszcie utworów, które analizują skomplikowany status poetyckiej mowy (A może, Mowa, Tyle).

Kilka udanych wierszy nie jest jednak jeszcze – zwłaszcza w przypadku poetki, która wcześniejszymi tomami wysoko postawiła sobie poprzeczkę – jednoznaczne z udanym tomem.
Gorzkie żale to zbiór wierszy, z których jedne są wartościowe, inne poprawne, jeszcze inne – nieudane. Nie to jest jednak jego największym mankamentem: nim jest niestety brak możliwości traktowania zbioru wierszy jako integralnej całości. Trudno wyznaczyć inną nić łączącą zamieszone w tomie utwory niż bardzo ogólnie rozumiane dążenie do rozliczenia się z przeszłością, wspomnienia tego, co wspominania warte i oswojenia się z utratą obecności drogich osób. To jednak nie zmienia faktu, że utwory – poza kilkoma wyjątkami – nie łączą się ze sobą, nie nawiązują żadnej gry. Wątki i metafory, które w jakiś sposób organizują, jak się wydaje, przestrzeń poetycką Gorzkich żali, niepostrzeżenie nikną, sprawiając, że tom wydaje się porwany, chropowaty, nie do końca przemyślany.

Otwierający tom utwór, zatytułowany Nawet muzyka, choć nie jest wierszem wybitnym, zapowiada choćby próbę odpowiedzi na nurtujące nas pytania:
Jak łatwo przychodzi nam pewność,
że oczekiwania się spełniają
powolny krok w spokojny dzień
łaska deszczu przyjaźń pewność że się obudzimy
Niech nas opuszczą niepokoje
to jest zwyczajny dzień a to jest szczęśliwa chwila
Wszystko stara się uciec od tematu głównego
nawet muzyka stara się uciec
ale trzyma ją więź konstrukcji
Gatunek za gatunkiem wzbija się w górę
i rezygnuje
Przypomina sobie że ma wymiar ludzki


Po lekturze tego utworu spodziewamy się wierszy, które rozwiną, zniuansują czy przedstawią z innej perspektywy pojawiające się w nim wątki. Chcielibyśmy wiedzieć, czym jest temat główny, od czego muzyka stara się uciec, na czym polega ludzki wymiar wspominanych gatunków. Zamiast tego możemy jedynie natrafić na wiersze, w których powtarzają się określone motywy (przemijanie, lot, zwykłość chwili jako szczęście) w niemalże niezmienny sposób, sposób, który sprawia wrażenie kolekcjonowania motywów, opatrywania utworów utrwalonymi ornamentami. Także tytułowe Gorzkie żale – choć jako jeden z nielicznych wierszy zachowują charakterystyczną dla wcześniejszych wierszy Hartwig powściągliwość – nie są utworem, który pozwoliłby na zbudowanie wokół siebie koncepcji tomu. Koncept odwrócenia relacji między zmarłymi i żyjącymi, przyznający tym opłakiwanym moc wspierania i motywowania żyjących, nie jest ani nowatorski, ani na tyle dobrze opracowany na przestrzeni tomu, by stanowić nić łączącą wszystkie (albo nawet większość) zamieszonych w nim wierszy:
Trzeba ich opłakać
bo trzeba nam tych łez
trzeba ich opłakać
bo tak od wieków przystało

Ale tak naprawdę
oni tych łez nie potrzebują

Patrzą na nas z góry
i mówią dobrze dobrze

kiedy widzą
że wydobywamy z siebie dzielność


Choć w Gorzkich żalach można wskazać na udane utwory, jak na przykład Z notatnika, w którym subtelnie wspominany jest Artur Międzyrzecki (by oddać poetce sprawiedliwość, warto zacytować otwierającą utwór strofę: Julia uśmiecha się do mnie/ jak do pięknego wspomnienia/ pisze w pozostawionym notatniku), jest ich zdecydowanie zbyt mało i zbyt są od siebie oderwane, by można było zrozumieć decyzję autorki o wydaniu tomu. Z części zamieszczonych w nich wierszy mógł powstać piękny zbiór, uderzający prostotą i wdziękiem, jak cytowany Z notatnika. Niestety, w Gorzkich żalach dobre wiersze znikają pod natłokiem co najwyżej poprawnych, pobrzmiewających sztucznie i nie tworzących żadnej całości utworów. To zaś sprawia, że twierdzenie z drugiego udanego wiersza, zatytułowanego Zwierzenie, brzmi jako ironiczne ostrzeżenie i wezwanie – do niestety uzasadnionej – krytyki:
Powiedział mi
(choć nie wiem czemu po angielsku)
You are authentic
Not a fake

Przy byle fałszu
alarm pod niebiosy



Julia Hartwig, Gorzkie żale
Wydawnictwo a5, 2011