Thomas Enger, Letarg

przeł. z norweskiego Iwona Zimnicka
Wyd. Czarne

Letarg to pierwsza z sześciu planowanych powieści o przygodach dziennikarza Henniga Juula. Wkrótce po opublikowaniu stała się bestsellerem w Norwegii i Danii, prawa do niej sprzedano do 15 krajów, a norweska wytwórnia filmowa 4½ wykupiła prawo do ekranizacji wszystkich sześciu kryminałów.

Bardzo rzadko trafiają się nowe kryminały, w których język i twórcza energia są naprawdę najwyższej klasy ta książka jest wyjątkowa.
„Børsen”, Dania

Nazywa się Henning Juul. Zapamiętajcie to imię: to wyjątkowy dziennikarz, inteligentny, intrygujący, łączący w sobie wrażliwość i siłę, za które go pokochacie.
wuz.it, Włochy

Henning Juul, dziennikarz norweskiej gazety internetowej, wraca do pracy po wypadku i długiej rehabilitacji. Planuje pomału nadrabiać zaległości, ale rzeczywistość pisze inny scenariusz. W stołecznym parku znaleziono zwłoki młodej dziewczyny. Ofiara została ukamienowana. Pierwszym podejrzanym staje się jej chłopak, z pochodzenia Pakistańczyk, gdyż morderstwo przypomina karę za cudzołóstwo wymierzoną  według muzułmańskiego prawa szariatu. Henning jedzie na kampus, by wśród przyjaciół zmarłej zebrać materiał do artykułu. Pomiędzy kartkami pozostawionymi przez pogrążonych w smutku studentów znajduje jedną, która przyciąga jego uwagę: „Będę kontynuowała Twoją pracę. Do zobaczenia w wieczności. Anette”. Kierując się przeczuciem, postanawia odnaleźć autorkę listu...

Thomas Enger – ur. w 1973 roku. Studiował dziennikarstwo i historię, przez dziewięć lat pracował jako dziennikarz internetowej gazety „Nettavisen”. W 2010 roku wydał debiutancki Letarg, który błyskawicznie stał się bestsellerem, a Engera okrzyknięto najbardziej obiecującym norweskim autorem kryminałów. Prawa do pierwszej książki sprzedano do piętnastu krajów, a norweska wytwórnia filmowa 4½ zekranizuje wszystkie z planowanych sześciu powieści. Thomas Enger jest także kompozytorem. Mieszka w Oslo.

Fragment książki:

Rozdział 2

(...)
Uśpione miasto. Tam Henning chce być. I tam właśnie jest teraz. Na Grünerlokka o wczesnym poranku, zanim dzielnica eksploduje, zanim zapełnią się kawiarniane ogródki, zanim mamusia i tatuś wyjdą do pracy, a dzieci do przedszkola, zanim rowerzyści na Toftes gate będą się starać przejechać jak najwięcej skrzyżowań na czerwonym świetle. Ale teraz nie śpią jedynie wiecznie głodne gołębie.

Mija fontannę na Olaf Ryes plass i słucha muzyki wody. Umie słuchać. Poza tym zna się na dźwiękach. Odróżnia ciszę od plusku wody, myśląc sobie, że to mógłby być ostatni dzień planety. Przy odrobinie wysiłku jest pewien, że słyszy ostrożne smyczki i mroczną wiolonczelę, które powoli, ukradkiem przysuwają się do siebie i okrążają, przepuszczają się nawzajem, a zaraz dołączają do nich kotły zwiastujące nadciągającą katastrofę.

Nie ma jednak czasu chłonąć tej porannej muzyki, ponieważ idzie do pracy.
Na samą tę myśl nogi wypełnia mu wata. Nie wie, czy jeszcze istnieje Henning Juul, ten Juul, który rocznie dostawał cztery atrakcyjne propozycje pracy, któremu głębokie gardła zaczynały śpiewać, a słońce wschodziło wcześniej wyłącznie dlatego, że ścigał zwierzynę i potrzebował światła.

Wie, kim był.

W myślach zadaje sobie pytanie: Czy Halldis ma wiersz dla takich jak ja? Na pewno ma.

Halldis ma wiersze dla każdego.

Zatrzymuje się na widok gigantycznego żółtego kolosa na początku Urtegata. Z powodu ogromnego logo Securitas na murze wszyscy sądzą, że w tym budynku mieści się wyłącznie firma ochroniarska, ale biura mają tu zarówno firmy prywatne, jak i urzędy publiczne. Znajduje się tu także redakcja „www.123nyheter.no”, miejsce pracy Henninga, gazeta istniejąca wyłącznie w internecie, która reklamuje się hasłem „Wiadomości na 1-2-3”.

Henning nie wie, czy to dobre hasło, ale właściwie takie sprawy niewiele go obchodzą. Pracodawca zachował się wobec niego przyzwoicie, dał mu czas na ponowny rozruch, na to, by jego głowa wróciła na swoje miejsce.

Żółty budynek otacza płot z czarnych włóczni, sterczących na trzy metry w górę. Brama stanowiąca część płotu wolno przesuwa się na bok i wypuszcza przewożący gotówkę samochód firmy Loomis. Henning mija niedużą pustą stróżówkę i naciska klamkę drzwi wejściowych. Ani drgną. Zagląda przez szybę. Nikogo nie ma w pobliżu. Wciska guzik ze szczotkowanej stali z napisem „Recepcja”.
– Tak? – odzywa się opryskliwy kobiecy głos.
– Dzień dobry – mówi Henning i chrząka. – Może mnie pani wpuścić?
– A do kogo pan idzie?
– Ja tu pracuję.
Na kilka sekund zapada cisza.
– Zapomniał pan karty-klucza?
Henning się zastanawia. Karta-klucz?
– Nie. Niczego takiego nie dostałem.
– Wszyscy dostali karty.
– Ja nie.
   Znów cisza. Henning czeka na dalszy ciąg, który jednak nie następuje.
– Może mnie pani wpuścić?

Na ostry dźwięk brzęczyka cały aż drga. Drzwi warczą. Niezgrabnie przyciąga je do siebie, wchodzi i patrzy na sufit. Oczy natychmiast odszukują czerwony punkcik. Czeka, aż światełko zamruga.

Posadzka z szarego łupku jest nowa. Po zastanowieniu stwierdza, że od czasu, kiedy był tu ostatnio, prawie wszystko się zmieniło. Widzi wielkie rośliny w jeszcze większych donicach na podłodze, pomalowane na biało ściany z obrazami, których nie rozumie. Zauważa, że pojawiła się też stołówka, jest zaraz na lewo od wejścia, za szklanymi drzwiami. Recepcja znajduje się po przeciwnej stronie, do niej też prowadzą szklane drzwi. Otwiera je i wchodzi. Jeszcze jeden czujnik na suficie. To dobrze.

Za kontuarem siedzi kobieta z rudymi włosami zebranymi w koński ogon, ma obrażoną minę. Jak opętana wali w klawiaturę komputera. W pełnej złości twarzy odbija się światło monitora. Za sobą ma półki na korespondencję, z których dosłownie wysypują się papiery, broszury, paczki i inne przesyłki. Na ścianie wisi ekran połączony z komputerem. Na nim pierwsza kolumna gazety. Henningowi rzuca się w oczy tytuł artykułu:

ZNALEZIONO ZWŁOKI KOBIETY

Czyta też lead:
W namiocie na Ekebergsletta znaleziono zwłoki kobiety. Policja podejrzewa zabójstwo.

Redakcja chyba jeszcze nie zdążyła zająć się tą sprawą, ponieważ ta sama informacja powtarza się i w tytule, i w leadzie. Reporterzy też jeszcze nie wyjechali. Artykuł ilustruje zdjęcie taśmy policyjnej odgradzającej zupełnie inne miejsce zdarzenia.

Oryginalnie.

Rozdział 8

W sali pojawiają się trzy mundury. Dwaj mężczyźni i kobieta. Mężczyzn Henning rozpoznaje natychmiast. To Arild Gjerstad i Bjarne Brogeland.

W dzieciństwie Bjarne i Henning chodzili do tej samej szkoły na Klofta. Nie zostali najlepszymi kumplami, nawet się do tego nie zbliżyli, bo nie byli w tej samej klasie. W tamtych czasach już to wystarczało, żeby nie doszło do przyjaźni. Ale na tym się nie kończyło. Była też niedobra chemia, zła energia i podobne historie.

Henning wiedział też, że Bjarne jest podrywaczem, który bardzo wcześnie zaczął planować pozbawienie cnoty jak największej liczby dziewczyn w jak najkrótszym czasie, i kiedy zaczął się pojawiać w domu Juulów, jego intencje nietrudno było odgadnąć. Siostra Henninga, Trine, na szczęście też szybko to zrozumiała, nie musiał więc podejmować interwencji jako Dumny Starszy Brat, ale nieufność wobec Bjarnego przetrwała całą młodość.

A teraz Bjarne był policjantem.

Henning wiedział o tym już wcześniej, bo przecież w połowie lat dziewięćdziesiątych jednocześnie starali się o przyjęcie do Wyższej Szkoły Policyjnej. Bjarne się dostał, Henninga odrzucono jeszcze przed właściwymi egzaminami, bo miał alergię na wszystko, co możliwe, na wszelkie pyłki i zwierzęta futerkowe, a poza tym w dzieciństwie cierpiał na astmę. Za to Bjarnemu pod względem fizycznym nie dało się nic zarzucić. Był przystojny, silny, wytrzymały. Uprawiał lekkoatletykę, nieźle sobie też radził w siedmioboju. Henning przypominał sobie, że w skoku o tyczce Bjarne osiągnął wynik powyżej czterech metrów pięćdziesiąt.
(...)
Henning myśli o nim jak o potencjalnym źródle, z którym mógłby współpracować.

Drugi mężczyzna na podium, Arild Gjerstad, jest wysoki i szczupły, stale gładzi palcami cienki wąsik. Gjerstad pracował przy zabójstwach już wtedy, gdy Henning zaczął się zajmować sprawami kryminalnymi, i najwyraźniej wciąż się tego trzyma. Gjerstad nie lubi dziennikarzy, którym się wydaje, że są bystrzejsi od śledczych, a Henning jest raczej jednym z nich.

Kobieta, która usiadła w środku, inspektor policji Pia Nokleby, sprawdza, czy mikrofon działa i chrząka. Notatniki i długopisy już się szykują. Henning chwilę czeka, bo wie, że pierwsze minuty nie przyniosą niczego oprócz prezentacji i powtarzania informacji, które wszyscy już znają. Mimo to nastawia uszu.

Nagle dzieje się coś zaskakującego. Czuje w ciele leciutkie drżenie. U kogoś takiego jak on, kto przez ostatnie dwa lata nie czuł nic oprócz gniewu, pogardy i litości dla samego siebie, drżenie związane z pracą to coś, co doktor Helge z całą pewnością określiłby jako przełom.

(...)

– Mamy do czynienia z brutalnym zabójstwem dokonanym z premedytacją. Sprawca pozostaje nieznany. Na tym etapie śledztwa niewiele możemy wyjawić, zarówno jeśli chodzi o ślady odkryte na miejscu tej zbrodni, jak i o to, które z nich będziemy dalej badać. Możemy jednak stwierdzić, że zabójstwo miało wyjątkowo bestialski charakter.

Henning notuje słowo „bestialski”. W kontekstach medialno-policyjnych przymiotnik „bestialski” oznacza szczegóły, których prasie nie wolno ujawniać. Społeczeństwo trzeba chronić przed informacjami o tym, do czego naprawdę są zdolni szaleńcy. Oczywiście rodzina też nie powinna poznać wszystkich detali towarzyszących śmierci ich dzieci, rodzeństwa czy rodziców. Ale nie oznacza to wcale, że media i tak ich nie poznają.

Dalsza część konferencji nie przynosi zbyt wiele nowego.

Henning zresztą wcale tego nie oczekiwał. Na razie nikt nie jest podejrzany, motyw pozostaje nieznany, a policja wciąż zabezpiecza ślady na miejscu zdarzenia. Za wcześnie nawet, by powiedzieć, czy charakter śladów pozwoli policji pracować nad nimi dalej.

Bla, bla, bla.

Informacja Gjerstada, jeśli tak ją można nazwać, zamyka się w ciągu dziesięciu minut. Jak zawsze głos przekazany zostaje później sali i jak zawsze dziennikarze na wyścigi próbują dorwać się do żłobu.

Henning za każdym razem kręci głową, obserwując tę walkę o pierwsze pytanie, odwieczne źródło kwaśnych spojrzeń i poklepywania po plecach w macierzystej redakcji. Zarówno we własnych, jak i w zdumiewająco wielu cudzych oczach człowiek zostaje uznany za cholernie dobrego dziennikarza, jeśli zdoła się przebić jako pierwszy.

Nigdy nie potrafił zrozumieć, jaki to ma sens, chyba że wiąże się z długością penisa i podobnymi zabawami. Tym razem wygrywa Guri Palme z TV2. Nie ma penisa, bo jest śliczną blondynką, która potrafi obrócić wszystkie kojarzone z tym faktem wady na swoją korzyść. Zaskoczywszy kolegów ambicją i bystrością umysłu, pnie się w górę po szczeblach dziennikarskiej drabiny.