Dominik Antonik:

1. Rok Miłosza. Tegoroczne życie literackie toczyło się w cieniu obchodów setnych urodzin Czesława Miłosza – były to urodziny bardzo wystawne, z okazałym tortem w postaci biografii pióra Andrzeja Franaszka, ale ja nie bawiłem się na nich zbyt dobrze. Całe przedsięwzięcie było zbiorowo pisaną laurką na cześć Miłosza i zamiast zbliżyć do ludzi twórczość poety, który wśród młodych ma opinię anachronicznego nudziarza, tylko podwyższyło piedestał, na którym Miłosz od lat stoi. Obchody Roku Miłosza nie prowokują nowych odczytań, nie wciągnęły w dyskusję tych, którzy jeszcze się do poety nie przekonali, miały charakter raczej konserwujący niż odświeżający i zamiast ożywić twórczość poety, były jego właściwym – bardziej uroczystym – pogrzebem – dwa gigantyczne tomy, wydane przez Znak, nadają się bardziej do postawienia na półce niż do czytania, są jak okazałe wieka trumny. Obawiam się, że nieprędko znajdzie się ktoś, kto znajdzie siłę, by je uchylić.

2. Magdalena Tulli, Włoskie szpilki. Znajdujemy w tej książce tematy niejednokrotnie już przez pisarkę poruszane, ta sama, znana ze Skazy, charakterystyczna wielopiętrowa metaforyka napędza precyzyjny mechanizm prozy Tulli, ale tym razem mechanizm ten cicho pracuje w tle. Pisarka znana głównie z trudnej, afabularnej prozy we Włoskich szpilkach bardziej mierzy się z życiem niż z formą, jednak nie pozbawia tekstu głębi języka, do której już czytelników przyzwyczaiła. Słowa odklejające się od rzeczywistości, która przestaje budzić zaufanie, wyeksponowany mechanizm pamięci – tej indywidualnej i zbiorowej, problem inności i tożsamości, próba radzenia sobie z bagażem doświadczenia, który coraz trudniej udźwignąć – wszystko to z nieco abstrakcyjnego i konceptualnego wymiaru Skazy w najnowszej książce Tulli zapada się w życie, nie tracąc nic z intelektualnej brawury i tak powstaje znakomita literatura.

3. Michał Witkowski, Drwal. Traktuję tę książkę jako lekarstwo na nadęte obchody Roku Miłosza, ale jest dobra nie tylko dzięki swojej funkcji odświeżającej. Pod względem językowej wirtuozerii blisko jej do Lubiewa, wpisuje się w ciąg tam rozpoczętej gadaniny, w której udział biorą wyłącznie głosy wystylizowane, układające się w muzyczne frazy, co w audiobooku usłyszeć możemy w absolutnie brawurowej interpretacji Witkowskiego. To połączenie absurdu z autentycznym doświadczeniem, zabawy konwencjami na powierzchni języka z głębią psychologiczną, która jest wiarygodna, a wątek metatekstowy łączy tę książkę i jej bohatera z wydarzeniami z przestrzeni publicznej, dzięki czemu literatura nabiera wydarzeniowego charakteru i wykracza poza linearne formy, do których jesteśmy przyzwyczajeni.

Marek Olszewski:

1. Rok Miłosza. Nie ulega wątpliwości, że rok 2011 medialnie należał do Miłosza. Noblista doczekał się wielkiej narodowej pompy: wiersze wyśpiewywano w formie piosenek, miasta oblepiono plakatami, na których figurował groźnie spoglądający poeta, wyprodukowano cukierki „Miłosz”. Dzięki Rokowi Miłosza nawet Piotr Kraśko miał okazję pierwszy raz od czasów podstawówki przeczytać wiersz na głos. Pomysłowość organizatorów nie znała granic. Warto jednak odnotować, że rok ten obrodził również w ważne dla miłoszologii przedsięwzięcia: odbyły się niezwykle owocne sesje naukowe, spotkania z ludźmi ze wszystkich stron świata, na różne sposoby związanymi z Miłoszem, wreszcie ukazała się pierwsza biografia poety.
Charakterystyczne, że pod huczne obchody podłączyła się w sposób widoczny krakowska Korporacja Ha!art, która przy okazji wykazała się wielką marketingową zapobiegliwością. Z jednej strony zrobiła to, czego od niej oczekiwano – podjęła piórami współczesnych poetów oraz krytyków literackich próbę reinterpretacji Miłoszowego dziedzictwa. Taką książką starającą się wywracać kanon jest Rodzinna Europa. Pięć minut później. Z drugiej zaś strony, by nie stracić z oczu tych, którzy przy okazji Roku Miłosza, chcieliby coś po prostu o polskich noblistach poczytać (najlepiej w tonie przychylnym), Korporacja Ha!art wydała zupełnie kuriozalną książkę Joanny Salamon Plus minus Atlantyda albo ukłony parzyste. Rzecz o Wisławie Szymborskiej i Czesławie Miłoszu, której oficjalnie przyznaję nominację do krytycznoliterackiego „dziwadła roku”.

2. Nagrody literackie. Rok 2011 przyniósł kilka mniej lub bardziej zaskakujących werdyktów. Wśród nich, znalazły się między innymi: Nagroda Literacka Gdynia w kategorii „poezja” dla więcej niż przeciętnej Ewy Lipskiej, Nagroda im. Fundacji Kościelskich dla Andrzeja Franaszka, której trudno nie postrzegać jako wręczonej „biografowi Miłosza” ex definitione. Jednak najbardziej spektakularną niespodzianką było, jak sądzę, przyznanie Literackiej Nagrody Nike Marianowi Pilotowi. Po dwukrotnym nagrodzeniu Wiesława Myśliwskiego, mało kogo dziwi fakt, że najważniejszą literacką nagrodę w kraju zgarnął 75-latek. Czy powinniśmy decyzję jury traktować jako prztyczek w nos młodszych literatów, produkujących rokrocznie niewiele odróżniające się od siebie, zmanierowane „prawie-powieści”? Oddajmy tu zresztą Pilotowi sprawiedliwość i przyznajmy, że prestiżowe wyróżnienie otrzymał najzupełniej słusznie. Wielkość jego powieści Pióropusz udziela się wraz z niezwykłą energią języka, która jednak – co wypomni znudzony malkontent – służy opowiedzeniu historii, utrzymanej w bardzo tradycyjnym, modernistycznym paradygmacie. Na rzuconych w naszą teraźniejszość pisarzy pokroju Juli Zeh, Johna Maxwella Coetzee czy Michela Houellebecqa przyjdzie nam jeszcze poczekać… Na pociechę warto dodać, że nie zawsze nowe, współczesne, aktualne musi stanowić podstawowe kryterium jakości, o czym przekonuje choćby przykład wysoko ocenianej najnowszej powieści amerykańskiego mistrza, Michaela Cunninghama, Nim zapadnie noc – historii, którą na rodzimym podwórku, z powodzeniem mógłby opowiedzieć przed półwieczem wciąż jeszcze za mało doceniany Jarosław Iwaszkiewicz.

3. Krytyk, co zadziwia. Trzeba to w końcu gdzieś napisać. Od dłuższego już czasu nie mogę zrozumieć (choć bardzo się staram), co złego spotkało cenionego przeze mnie krytyka, Mariana Stalę, że sporą część swojej krytycznoliterackiej energii postanowił poświęcić kuriozalnemu przedsięwzięciu, sprowadzającemu się do wyliczania motywów lunarnych w poezji polskiej, od młodopolskich twórców poczynając, gdzieś w okolicach Świetlickiego kończąc. Profesor co jakiś czas obdarowuje swoich słuchaczy bądź czytelników budzącą stany lękowe porcją nudnych i jałowych wyliczeń różnych wariantów słowa „księżyc”, pojawiających się w twórczości konkretnego poety, co zazwyczaj nie prowadzi do żadnych wniosków. I ja miałem już okazję zapoznać się z efektami pracy krakowskiego profesora (ostatnio choćby przy okazji wydanej w tym roku przez Biuro Literackie książki Niepojęte: jest) i przyznaję: nie pojmuję. Z większym zapałem czytałbym nawet podręczniki opisujące techniki wyplatania koszów wiklinowych. Panie profesorze, dość.

Luiza Stachura:

1. Śmierć 30 kwietnia 2011 roku Ernesta Sábato. Argentyńskie przestrzenie w prozie Ernesta Sábato przybierały kształt mroczny i makabryczny. Jego neurotyczni, chorobliwi bohaterowie przemierzali labirynt ciemności w poszukiwaniu światła. Pretendujący z powodzeniem do miana twórcy powieści totalnej (bo jest nią zarówno O bohaterach i grobach, jak i wznowiony w 2011 przez Wydawnictwo Znak Abaddon – Anioł Zagłady) argentyński pisarz przenosi odbiorcę w obręb mitów, rytuałów i ezoterycznych obrzędów – wprost do przedsionka śmierci. Sábato jest mistrzem.

2. Festiwal Miłosza i Festiwal im. Jana Błońskiego. Huczne obchody setnej rocznicy urodzin Czesława Miłosza w moim odczuciu rozmyły jego twórczość literacką, kierując czytelników raczej ku legendzie, niż kolejnym odczytaniom jego utworów. Innymi słowy, za mało w przestrzeni publicznej (nie na festiwalowych spotkaniach, ale w różnego rodzaju mass mediach) (re)interpretacji jego dzieł. Analogicznie było z Festiwalem im. Jana Błońskiego. A był to doskonały asumpt nie tylko do przypomnienia sylwetki Błońskiego, ale także rozmowy nad kształtem dzisiejszej krytyki, a przede wszystkim jej rolą w dzisiejszym społeczeństwie.

3. Literackie nowości z Dalekiego Wschodu oraz… nowa książka od Magdaleny Tulli. Moja nadzieja najnowszej polskiej literatury współczesnej – Magdalena Tulli – wydała w październiku 2011 książkę Włoskie szpilki w nieznanym ani bliżej, ani szerzej Wydawnictwie Nisza. I niszowa była promocja. Szkoda.

Wśród literackich nowości z Japonii i Chin na uwagę zasługują naprawdę dobre powieści: psychodeliczne Manazuru Hiromi Kawakami (Japonia), eteryczna Miłość na marginesie Yōko Ogawy (Japonia), siedemnastowieczny utwór Żywot kobiety swawolnej Ihary Saikaku (Japonia), intymne Gorzkie spotkanie Eileen Chang (Chiny). Nie brakuje literatury faktu: Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych Liao Yiwu (Chiny). Ukazały się również oczekiwane przez czytelników dwa ostatnie tomy 1Q84  Harukiego Murakamiego (Japonia), przetłumaczone na język polski w tempie iście ekspresowym. Do listy najważniejszych książek z Dalekiego Wschodu wydanych w Polsce w 2011 dopisuję też Tysiąc lat dobrych modlitw Yiyun Li, jednej z obiecujących chińsko-amerykańskich pisarek. Czuję natomiast w tym roku niedosyt literatury koreańskiej.

Piotr Sterczewski:

1. Książka twarzy Marka Bieńczyka. Znakomity zbiór esejów, erudycyjnych i komunikatywnych jednocześnie. Rozrzut tematów ogromny, od Winnetou po Emmę Bovary, od Leo Beenhakkera po Zygmunta Krasińskiego, od tenisa po perfumy, od wampiryzmu po spływy kajakowe. Bieńczyk czego nie dotknie, to zamienia w złoto; jego teksty są oryginalne, frapujące, podparte ogromną wiedzą i wszystkie przesiąknięte specyficznym Bieńczykowym entuzjastyczno-melancholijnym spojrzeniem na świat. Kto jeszcze nie czytał, warto poszukać w księgarni lub bibliotece, choć okładka brzydka, a wydawnictwo nieco zbyt nachalnie wykorzystuje skojarzenie tytułu z Facebookiem.

2. „Książki. Magazyn do czytania”. Takiego medium bardzo brakowało - mainstreamowy, wysokonakładowy (jak na polskie warunki), wydawany przez Agorę i związany z „Gazetą Wyborczą” magazyn literacki pokazuje, że próba przywrócenia mody na czytanie może być zgrabna, różnorodna i bez nadęcia. W piśmie znajdziemy całą gamę sposobów mówienia o literaturze: są wywiady z pisarzami, teksty o szerszych zjawiskach literackich, eseje i felietony (Gondowicz!), ale też - co ważne - „Książki” nie rezygnują z funkcji poradnika dla kupującego i znajdziemy tam również krótkie recenzje, rankingi i listy bestsellerów.

3. Donald Tusk podarowuje Barackowi Obamie kolekcję prozy Sapkowskiego i edycję kolekcjonerską gry Wiedźmin 2. Może i to wydarzenie nie miało wielkiego wpływu na polskie życie literackie, a Barack Obama nie zacznie się w polityce międzynarodowej powoływać na kodeks wiedźmiński (kurtuazyjne prezenty leżą pewnie gdzieś w magazynie), ale jednak ten gest jest z kilku powodów emblematyczny. Po pierwsze, oznacza dostrzeżenie wartości popkultury - reprezentować polską kulturę mogą nie tylko Miłosz i Chopin, ale także Sapkowski i CD Projekt RED (także mistrzowie w swoich gatunkach). Po drugie, odpowiada na fakt, że dzięki sprzedawanej w milionowych nakładach grze (i idącym za nią przekładom Sapkowskiego) wiedźmin Geralt jest bez wątpienia najpopularniejszą na świecie polską postacią fikcyjną (bo do Lecha Wałęsy i Jana Pawła II jeszcze mu sporo brakuje, ale z drugiej strony Wiedźmin 3 dopiero przed nami). Po trzecie - świetnie pokazuje intermedialną przestrzeń działania literatury, gdzie zadrukowane strony między okładkami są tylko drobną częścią całego zespołu zjawisk kulturowych i coraz trudniej jest dziś "tylko czytać", bo dużo wtedy traci się z oczu.


Dominik Antonik – właśnie kończy Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne na UJ, współpracuje z E-SPLOTEM. Interesuje się teorią literatury i kultury, zajmuje się głownie najnowszą polską literaturą i jej zakorzenieniem w sferze publicznej, zwłaszcza zagarnianiem przez nią praktyk i działań uważanych do tej pory za nieliterackie. Lubi towarzystwo kotów i kobiet, od urodzenia związany z Krakowem.

Marek Olszewski – doktorant na Wydziale Polonistyki UJ, przygotowuje rozprawę poświęconą polskiej poezji po 1989 roku. Stale współpracuje z E-SPLOTEM. Teksty krytyczne publikował m.in. w „Wyspie”, „Dekadzie Literackiej”, „Fa-Arcie”, „Polonistyce”, „Akcencie”.

Luiza Stachura – doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ, studentka INiB-u na WZiKS UJ, zajmuje się zwłaszcza poezją lingwistyczną oraz japońską literaturą wydawaną w Polsce od 1961. Współpracuje z E-SPLOTEM. Autorka bloga owarinaiyume.wordpress.com.

Piotr Sterczewski – student MISH UJ, polonista z odchyleniem medioznawczym, szczególnie interesuje się kulturowym badaniem gier komputerowych, kulturą islandzką i szeroko pojętą popkulturą. Pisywał – oprócz E-SPLOTU – do „Res Publiki Nowej”, „16 mm”, „Polisemii”. Współautor kulturoznawczo-krytycznego bloga o grach Jawne Sny.


PIERWSZA CZĘŚĆ PODSUMOWANIA